Zataiłam przed szkołą, iż córka ma wszy. Mam powód, robię to dla dziecka

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Czy dziecko, które miało wszy, powinno przez pewien czas zostać w domu, z dala od rówieśników? fot. Camille Minouflet/Unsplash


Wszy w szkole? To nic nowego dla wielu rodziców uczniów, szczególnie szkół podstawowych. Pierwsze boje stoczyli prawdopodobnie już w przedszkolu i teraz niczym profesjonaliści od razu wiedzą, jak mierzyć się z tym problemem. Po pierwsze: szampon leczniczy, po drugie wyczesywanie, po trzecie – powiadomienie placówki. A właśnie, ale czy ten trzeci punkt jest naprawdę konieczny? Nasza czytelniczka przekonuje, iż nie, wystarczą dwa pierwsze kroki. Czy ma rację?


"Moja córka chodzi do 5 klasy. Ma fajną, zgraną klasę i świetną wychowawczynię. Także rodzice dzieci z tej klasy są ze sobą zżyci. Lubimy się, chętnie angażujemy się w sprawy szkolne, spotykamy się choćby dużą grupą w czasie wolnym. Nie ma choćby mowy o tym, żeby urodziny dziecka odbywały się bez rodziców, bo lubimy sobie w tym czasie pogadać i się pośmiać.

Dlaczego więc postanowiłam nie mówić nikomu, iż moja córka ma wszy? Już wyjaśniam. Iga wróciła dziś ze szkoły i od razu pojechałam z nią na zajęcie taneczne, które uwielbia. Po drodze, w autobusie, stałyśmy przy kasowniku i kiedy spojrzałam z góry na głowę córki, zauważyłam, iż coś się w jej włosach rusza! Nie chciałam robić sceny w autobusie, więc jak gdyby nigdy nic dojechałyśmy pod szkołę tańca, a tam poszłam z nią do łazienki, żeby sprawdzić, czy to czasem nie była jakaś wesz.

No i niestety! Okazało się, iż Iga ma wszy. Znalazłam też gnidy. Aż mi się niedobrze zrobiło, nienawidzę wszelakiego robactwa! Kazałam jej iść na zajęcia, ale nie pożyczać żadnych szczotek od koleżanek i nie dotykać się głowami (one uwielbiają się tulić!). Sama w tym czasie, kiedy córka tańczyła, poszłam do apteki i kupiłam szampon na wszy. Ponoć jakiś dobry, który od razu dusi też gnidy, bo otacza je jakimś silikonem i one się po prostu duszą.

Po powrocie do domu zaaplikowałam jej ten szampon, wyczesałam martwe mszy i wybrałam widoczne gnidy. Nie było tego w sumie dużo, może z pięć robaczków i trochę jajeczek, zwłaszcza za uszami i przy karku. Na ulotce szamponu napisano, iż trzeba powtórzyć za 7 dni. Dla pewności ja i mąż też umyliśmy tym szamponem włosy, chociaż nic nie znaleźliśmy.

No i w moim rozumieniu, nic więcej nie mogę zrobić, a przecież bez sensu, żeby siedziała w domu? Jutro jadą na 3-dniową wycieczkę klasową i nie chcę jej tego pozbawiać. Byłoby jej bardzo przykro, bo tak się na nią cieszyła! Umówiła się już z najlepszymi przyjaciółkami, iż będą razem w pokoju, podzieliły się tym, co która ma zabrać, żeby miło spędzać czas. No wiadomo, zwykłe sprawy w takiej sytuacji.

No i jeszcze kwestia pieniędzy, które wpłaciłam na ten wyjazd. Przecież jeżeli by nie pojechała, to one by przepadły! Postanowiłam więc, iż Iga na wycieczkę pojedzie, a ja nikomu nie będę mówić o tych wszach. W końcu na pewno ten szampon zadziałał i teraz nikogo nie zarazi. Nie mam wyrzutów sumienia, myślę, iż postępuję słusznie, w końcu robię to dla dziecka, no i nikogo nie narażam, skoro zastosowałam leczenie.

Pytanie jeszcze, od kogo ona je złapała, w końcu od kogoś musiała? Mam nadzieję, iż nie przyjedzie z nowymi wszami z tej wycieczki! Z drugiej strony to i tak musimy powtórzyć aplikację szamponu, więc adekwatnie to bez znaczenia. A tak przynajmniej będzie miała miłe wspomnienia z wycieczki!".

Od redakcji


Rozumiemy, iż autorka listu nie chciała pozbawiać córki przyjemności z wyjazdu na szkolną wycieczkę, jednak niepoinformowanie wychowawcy o tym, iż jej dziecko jest w trakcie leczenia wszawicy, nie jest odpowiedzialnym zachowaniem. Tylko jeżeli inni rodzice również sprawdzą głowy swoich dzieci i w razie potrzeby zastosują adekwatne leczenie, można z powodzeniem zmierzyć się z problemem wszy w szkole. W innym przypadku dzieci będą się nawzajem zarażać, a zwalczanie wszy będzie przypominać walkę z wiatrakami. Apelujemy o niezatajanie informacji o chorobach zakaźnych i pasożytniczych!

Idź do oryginalnego materiału