To plaga przy wspólnych stołach z dziećmi. Nie popełniajmy wciąż tych samych błędów

mamadu.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: Tyrada dorosłego nad głową dziecka w czasie posiłku nie sprawi, że ono zje chętniej, więcej, lepiej. Fot. 123rf.com


Spróbujcie państwo powrócić na jeden moment do wspólnych posiłków z rodziną, kiedy byliście dziećmi. Sięgnijcie po wasze wspomnienia i zweryfikujcie je. Obróćcie je w "dłoniach", w umysłach i wyciągnijcie z nich wnioski.


Kiedy rozmawiam na temat jedzenia dzieci i kultury tegoż zjawiska w Polsce, słyszę między innymi od swoich rodziców, iż do wspólnego stołu nie mieli choćby dostępu. Kilka dekad temu w większości polskich domów dorośli zasiadali przy głównych, dużych stołach, a dzieci miały wyznaczoną własną, znacznie mniejszą przestrzeń, w której mogły spożywać posiłek.

Trudno sobie to wyobrazić? Czy było to wtedy aktem zniewagi, czy po prostu takie rozdzielenie wiekowe było normalne?

Świadomość relacji


Tego nie wiem, wiem jednak, iż żyjemy w czasach, w których świadomość i wiedza uległy zmianom. Dzieci nie są już traktowane jak ktoś, komu należy się mniej, inaczej, kto nie zasługuje na pełne uznanie i miejsce przy stole.

I ten aspekt życia jednak, jak to mamy w zwyczaju, potrafimy skomplikować.

I tak, zamiast jeść posiłki rodzinne przy wspólnym stole, odsyłamy dzieci do ich mniejszych stoliczków i włączamy im bajki do posiłku. Tudzież, zasiadamy przy szczególnych okazjach do wspólnych stołów, by wygłaszać nieznośne tyrady w kierunku dzieci i tym samym naznaczać ich relacje z jedzeniem.

Jedno trzeba nam przyznać. Jako ludzie mamy niezwykłą zdolność do niszczenia tego, co jest dobre lub w najlepszym razie utrudniania tego, co może być całkiem proste.

Ciało pamięta


Sytuacje konfliktowe dorosłych przy stole pamiętam do dziś. W swoim 32-letnim ciele noszę zapisy wszystkich kłótni, napiętej atmosfery, ale również zwracania się bezpośrednio do mnie w kwestii tego, jak jem, co jem i dlaczego w ten sposób.

Dlatego kiedy zostałam matką, było dla mnie oczywiste, iż odpuszczam tę kwestię swojej córce i tylko tą drogą mogę zapewnić jej zdrową i normalną relację z jedzeniem. Ono nigdy nie było "tematem". Ono po prostu było. Jedzenie tworzyłyśmy razem, kupowałyśmy razem i było. Można było posmakować, dotknąć, obrócić w paluszkach, powąchać. Podjąć decyzję, czy jest atrakcyjne, czy niekoniecznie.

Fundamenty zdrowej relacji z jedzeniem. Oczywiście, iż pojawiły się trudności. Kilka odpartych ataków, kiedy ktoś z troski próbował wmusić w nią kolejne porcje, a ona jasno dawała sygnały, iż ma dość. Czyli klasyk gatunku.

Oczywiście, iż pojawiają się zmiany i wybiórczość, to normalne. Coś, co kiedyś smakowało, może teraz smakować mniej. To normalne.

Myślę sobie jednak, iż dopóki nie odpuścimy jako dorośli i nie skupimy się na tym, żeby dać dziecku decyzyjność, to sami sobie jesteśmy winni, kiedy zdrowe dziecko zaczyna mieć problemy żywieniowe.

Słowa, które kierujemy do dzieci podczas posiłków, przemoc psychiczna, kiedy próbujemy im wmówić, iż czują coś zupełnie innego, niż naprawdę czują. Że mogą zjeść więcej, przecież powinny!

Słuchajcie, nie powinny. Dzieci nie mają wobec was żadnych zobowiązań, jeżeli chodzi o ich relacje z jedzeniem. Ona ich jest własna. I żebyśmy się zrozumieli: nie chodzi o to, iż nasza rola jest żadna. Nie chodzi o to, żebyśmy teraz pozwolili dziecku wybierać własne produkty, bo ono nie ma jeszcze naszej świadomości i wiedzy.

Więc nie, nie mówię, iż w imię dobrej relacji naszego dziecka z jedzeniem, powinniśmy pozwalać mu jeść od rana do nocy ulubione czekoladki i patrzeć, jak jego zdrowie pada w gruzach.

Zupełnie nie o to chodzi.

Przełamać schematy


Naszą rolą mądrego przewodnika jest być przy dziecku i pokazywać mu różnorodność pokarmową. Uczyć go smaków, struktur i zdrowych nawyków żywieniowych. I to właśnie w tym ostatnim zawiera się psychiczny spokój podczas spożywania tych posiłków. I o tym jest ten tekst.

O spokoju. O pozwoleniu dziecku nawiązać własną relację z jedzeniem, o nieprzemocowym podejściu, o nietraktowaniu jedzenia jako tematu kontrowersyjnego. O nieprzewracaniu oczami, kiedy dziecku coś nie smakuje. O mówieniu do niego łagodnie, kiedy jest problem z jedzeniem. O pokazywaniu mu świata jedzenia od każdej strony, zaciekawieniu go tym, skąd ono się bierze i jak bogate w doświadczenia sensualne potrafi być.

Wielu z nas dorosłych nie umiało sobie takiej relacji zbudować. Może warto ten schemat przełamać?


Idź do oryginalnego materiału