Lukas miał półtora roku. Gdy jego mama, Marnie, układała go w łóżeczku do snu, zawsze upewniała się, czy żaden przedmiot nie przysłoni mu buzi. Słyszała o SIDS, zespole nagłej śmierci łóżeczkowej. "Wiedziałam, co to jest… ale nie sądziłam, iż może się to zdarzyć po ukończeniu pierwszego roku życia. Myślałam, iż kiedy dziecko jest w tym wieku, nie ma powodu, by się tym martwić" - wyznała w rozmowie z portalem kidspot.com.au.
Jedenaście lat temu Lukas jak zwykle zasnął około godziny 19.30. Marnie i jej mąż kładli się natomiast tuż po 22.00. Przed snem Nik zajrzał jeszcze na chwilę do pokoju synka, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zauważył, iż między szczebelkami utknęła mu rączka. Poprosił Marnie, by ułożyła dziecko wygodniej, bo bał się, iż sam go obudzi.
Gdy Marnie zbliżyła się na palcach do dziecka, spełnił się jej najgorszy koszmar. "Podeszłam, żeby poruszyć jego ramieniem, a kiedy zajrzałam do łóżeczka, leżał na plecach, widziałam jego twarz i zdałam sobie sprawę, iż nie oddycha" - opowiada Marnie. "Był cały siny. Zaczęłam krzyczeć. Podniosłam go, ale już wiedziałam, iż coś jest nie tak".
Czym jest zespół nagłej śmierci łóżeczkowej?
Początkowo dziecko próbowała reanimować jego ciotka, następnie – wezwani ratownicy. Niestety, nic nie dało się zrobić. Stwierdzono, iż Lukas umarł bez żadnej przyczyny. Był to tak zwany SIDS (Sudden Infant Death Syndrome), czyli zespół nagłej śmierci łóżeczkowej. Przyjęło się uważać, iż dotyczy on tylko niemowląt do 1 roku życia, zwykle 2-3-miesięcznych. Ta historia jest przykładem, iż także starsze dzieci są zagrożone.
Kilka chwil przed śmiercią Lukas był zupełnie zdrowy. Mama czytała mu na dobranoc "Dziesięć małych palców i dziesięć małych palców" Mem Fox. "Zawsze na koniec dawaliśmy sobie buziaka w nos", opowiada Marnie o ostatnich chwilach spędzonych z synem. "Był taki szczęśliwy. Jego uśmiechy są cudownym ostatnim wspomnieniem".
Już zawsze będą czujni
Małżeństwo Marnie i Nika nie rozpadło się po tym wydarzeniu, choć był czas, iż każde z nich zarzucało sobie, iż mogło lepiej pilnować dziecka. Przeciwnie – pobrali się, a kilka lat później na świat przyszła ich córka Jessica, która dziś ma 7 lat, a potem Samuel – dziś sześcioletni. Gdy były małe, choćby 18-miesięczne, spały ze specjalnymi monitorami oddechu i czujnikami tętna.
Piekło, które przeszli rodzice Lukasa, zostawiło niezatarty ślad w ich psychice: "Do dziś każdej nocy wchodzę i poruszam moje dzieci przed pójściem spać i będę to robić dalej… Muszę poczuć, jak oddychają lub zobaczyć, jak się poruszają, zanim będę mógł zasnąć" - mówi Marnie.