"Mama w Wigilię robiła przedstawienie. U mnie święta rodzinne są tylko z nazwy"

natemat.pl 2 godzin temu
Z dzieciństwa pamiętam, jak mama wstawała od stołu, zamykała się w łazience. Płakała i mówiła, iż ojciec jej nie docenia i prowadzi podwójne życie. Wyjechałyśmy z siostrą na studia do Poznania. Co roku, gdy wracamy, problemy rodzinne też wracają – opowiada w rozmowie z naTemat.pl Marysia, która dziś jest po czterdziestce i sama przyznaje, iż psychologiem została, aby rozwiązać problemy rodzinne.


– Małżeństwo moich rodziców chyba nigdy nie było udane. Z siostrą, gdy byłyśmy młodsze, miałyśmy wrażenie, iż wisi na włosku. Szczególnie w okolicy świąt. Mama się "odpalała" i mówiła, iż "udajemy rodzinę", a ojciec starał się schodzić jej z linii "ciosu". Wychodził po choinkę i kupował ją pół dnia, a w łazience też zamykał się na pół dnia, bo tyle najwyraźniej zajmowało mu zabicie 4 karpii. Dziś siostra ma 48, a ja 46 lat i rodzice wciąż są małżeństwem – opowiada Marysia w rozmowie z naTemat.pl.

Mówi, iż każdy przyjazd do domu rodziców na Wigilię, zawsze wiąże się ze stresem, bo w jej rodzinie Święta są rodzinne tylko z nazwy. Jej sisotra postanowiła położyć temu kres i zrobić je u siebie, a nie w domu rodziców, ale to zrodziło kolejne problemy – Wigilie zrobiły się dwie, a adekwatnie trzy, bo syn Marysi nie chciał wybierać i pojechał do swojego taty, który nie został zaproszony, bo rodzice, w przeciwieństwie do skłóconych dziadków, są po rozwodzie.

– Święta to czas zadumy i refleksji, niestety, równocześnie stresów i napięć. I zamiast łączyć, w coraz większej ilości polskich domów, ten czas dzieli rodziny. Słyszę to w ostatnich latach od swoich pacjentów – mówi dr hab. n. med. Grzegorz Opielak, psychiatra.

Psychologiem została, by rozwiązać problemy rodzinne


– Nie widziałam tego w dzieciństwie, ale dziś już tak. I to wyraźnie. Mama, narzekając na ojca, stawiała mnie i siostrę w beznadziejnej sytuacji, bo zmuszała nas do tego, żebyśmy wybierały między nią, a tatą, a przecież kochałyśmy ich oboje. Kończyło się tak, iż jak mama płakała po kłótni z ojcem, to ją pocieszałyśmy, ale jak ojciec zmieniał przepaloną żarówkę pod sufitem, to oczywiście rwałyśmy się do tego, by podtrzymać mu drabinę, bo bałyśmy się, iż spadnie, choć mama znacząco wywracała wtedy oczami – opowiada Marysia.

Gdy obie z siostrą wyjechały z rodzinnego Swarzędza na studia – najpierw starsza Iga, na Politechnikę Poznańską, potem Marysia na Wydział Psychologii i Kognitywistki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, sąsiedzi komentowali, iż "młodzi uciekają do miasta". – A my nie uciekałyśmy z małej miejscowości, tylko z domu rodzinnego. Obie postanowiłyśmy, iż tak zrobimy już pod koniec podstawówki – mówi Marysia. Po studiach już do rodzinnego miasteczka nie wróciły.

– Marzyłam, iż zostanę psychologiem przez te rodzinne problemy. Naiwnie miałam nadzieję, iż będę wiedziała, jak je rozwiązać, a poza tym miałam poczucie, iż "czuję więcej", niż moje przyjaciółki – rówieśniczki. To drugie pewnie było prawdą, bo tak jest z dziećmi z dysfunkcyjnych domów. To pierwsze, iż uzdrowię małżeństwo rodziców, było głupotą. Dziś zajmuję się psychologią biznesu. Nie chciałabym doradzać ludziom z problemami takimi, jak moja mama i tato, bo oni nie chą ich rozwiązać – mówi Marysia.

Przez te lata, jakie minęły od wyprowadzki z domu, siostry wiele razy wracały w rozmowach do swojego dzieciństwa. I każda zaczęła postrzegać je inaczej. – Iga zafiksowała się na tym, czego nam brakowało, a ja wciąż myślę o tym, jak toksyczną osobą była i jest moja matka – mówi Marysia. Nigdy nie doszły w tej kwestii do konsensusu.

– Czasem, w dorosłym życiu, każdy pamięta te same zdarzenia z dzieciństwa, inaczej. Większość z nas, czekała na Boże Narodzenie z radością. W dorosłym życiu, nie tylko ze wspomnieniami, ale i z oczekiwaniem na Święta, bywa z tym różnie – mówi psychiatra Grzegorz Opielak.

– Dorośli mają w związku ze świętami liczne obowiązki. Jest sprzątanie, gotowanie, szukanie prezentów. Wszystko dzieje się w pośpiechu, bo wiele osób w Polsce jest przepracowanych – mam na myśli pracę zawodową, a do tego przed świętami i w ich trakcie, dochodzi ta w domu. W rodzinie mamy wobec siebie wzajemne oczekiwania. Ktoś zwróci uwagę, iż nieposprzątane, ktoś, iż coś nie kupione, nie tak ugotowane, a ktoś poczucie się niedoceniony. W tym stresie i zmęczeniu kilka trzeba, by doszło do kłótni – dodaje psychiatra.

Rozwód rodziców "wisiał w powietrzu" przez całe dzieciństwo


Marysia ma wrażenie, iż jej siostra, chcąc zrobić coś z tymi rodzinnymi relacjami, bezwiednie poszła w ślady mamy i zrobiła, choć w dobrej wierze, to jednak "pokazówę".

– Miała dość cyrku, który robi mama przy wigilijnym stole i rok temu zarządziła, iż Święta będą u niej. Powiedziała, iż odciąży mamę od gotowania, bo ojca wkład w przygotowanie świąt ogranicza się do kupna choinki i zabicia karpi. A tak naprawdę miała chyba nadzieję, iż w innej scenerii, mama i tato nie wejdą w swoje utarte role. Jednak zakomunikowała swój pomysł tak bezceremonialnie, iż ojciec odbrał to, jak "dyrektywę" i obraził się, iż żona musztruje go całe lata, a teraz córka próbuje – wspomina Marysia.

I już prawie ojciec dał się udobruchać, ale i tak wycofał się z wyjazdu na Wigilię do córki. Powiedział: "Nie po to dom budowałem, żeby siedzieć między obcymi ludźmi na krześle i wracać w nocy 100 km". "Obcymi" nazywa rodzinę ze strony męża Igi i jej sąsiadów, których postanowiła zaprosić.

– I tak się to skończyło, iż mama nie była jednak odciążona. Wręcz przeciwnie, bo uparła się i rano, przed Wigilią gotowała barszcz i przelewała do dużych słoików do transportu. Pakowała do auta sernik, piernik, szarlotkę, w plastikowe pojemniki wkładała pierogi z grzybami, bo Iga nie umie ich zrobić. Przygotowała też sałatkę warzywną na drugi dzień. Znosiła to wszystko do samochodu, nie zdążyła udekorować choinki zostawiła to zadanie ojcu, który został w dobu i zbojkotował Wigilię u Igi. Za to mama pękała z dumy, bo wydawało jej się, mylnie, iż wreszcie Iga zajęła jej stronę w konflikcie z ojcem – mówi Marysia.

– Warto odpuścić tę presję, jaką wytworzyły nas jeszcze nasze babcie, prababcie i matki, bo długo – w czasach patriarchatu, to głównie na kobietach spoczywał ciężar przygotowania świąt. Nie musimy mieć 12 potraw na stole i czystych wszystkich okien, wylizanych podłóg – to nie jest wymóg, by atmosfera była świąteczna. Potraktujemy te dni po prostu jako dni wolne od pracy, w których możemy wreszcie odpocząć i spotkać się z bliskimi, z tymi, z którymi nam po drodze, by spędzić z nimi radosny czas – mówi dr hab. n. med. Grzegorz Opielak, psychiatra.

Syn Marysi rok temu obraził się, iż Święta mają tym razem tak wyglądać. Nie chciał wybierać, czy spędzi je z babcią czy dziadkiem. Wolał z babcią, ale nie chciał zostawić mamy samej. – Zapowiedziałam, iż nie zostawię ojca samego. Spędziliśmy Wigilię sami, a mój syn, tuż przed kolacją powiedział, iż jedzie do ojca, z którym nie ma wcale dobrych relacji – opowiada Marysia.

Jej ojciec cały wigiliny wieczór narzekał na żonę, a choćby na córkę Igę, iż zrobiła Wigilię u sobie. – Mówił, iż całe życie starał się być dla nas dobrym ojcem i iż taka "wdzięczność" go spotkała. Potem otworzył wódkę, napiliśmy się razem. Rozkleił się, ale tylko trochę. Powiedział, iż może mam rację, iż emocjonalnie zostawił naszą matkę, ale iż nas przecież nie opuścił – opowiada Marysia.

Poczuła złość, iż ojciec się wybiela. Powiedziała mu, iż jeżeli nie chciał być z mamą, to powinien odejść lata temu i tylko zabezpieczyć rodzinę finansowo. Zamiast wpędzać matkę w ciężki stan i podtrzymywać fikcyjne małżeństwo, to może mama dawno ułożyłaby sobie na nowo życie. Ojciec żachnął się na to, iż nie był "aż takim Rockefellerem, więc to nie było takie proste".

Reszta wieczoru upłynęła córce i ojcu na żalach. – Absurdalnych. Ojciec wspominał, jak wykupił miejsca na cmentarzu, dla siebie i mamy, choć dobrze się trzymają i nie chorują. Postawił okazały grobowiec, jak mówiła mama "w cenie dobrego samochodu". Pokłócili się o to, nad tym pustym, (na szczęście), grobem. Mama pytała, dlaczego tak drogo i sugerowała, żeby "sprzedać ten grób i kupić tańszy" – wspomina Marysia.

Rozwody, rodzinne kłótnie – psycholog nie zawsze ma gotową receptę


Mówi, iż choć jest psycholożką, to w jej przypadku sprawdza się przysłowie, iż szewc bez butów chodzi. I iż wiele jej koleżanek, które prowadzą terapie par i rodzinne, też nie mają gotowych recept na problemy rodzinne. – Mówią, iż rozwodów jest coraz więcej, ale iż wiele jest też par, które zostają razem, choć dawno wygasły między nimi wszelkie uczucia. I iż ludzie, tak, jak jej rodzice, potrafią kilkadziesiąt lat grać swoje gry, albo równie długo łudzić się, iż rodzinne relacje się uzdrowią przy okazji świąt.

– To złudenie, jeżeli ktoś myśli, iż symboliczne podzielenie się opłatkiem przy wigilijnym stole, rozwiąże rodzinne konflikty i sprawi, iż znikną trudne wspomnienia, które przy okazji tych spotkań odżywają – mówi psychiatra Grzegorz Opielak.

Co zrobić, by zminimalizować ryzyko, iż Święta okażą się rozczarowaniem, albo jeszcze gorzej: katalizatorem rodzinnych konfliktów?

– Nie ma jednego sposobu na to, jak uniknąć w święta przykrej atmosfery, czy wręcz konfliktów. Poza jedną, uniwersalną radą, którą mogę dać każdemu: Warto, byśmy odpuścili liczne obowiązki, które kojarzą się nam właśnie ze Świętami. I próbowali spędzić ten czas tak, by jak najbardziej się zrelaksować. I możemy też próbować umówić się z rodziną, iż nie poruszamy tematów, które mogą być drażliwe: polityka, albo pytania o to, kiedy ślub i dzieci, do których skłonność mają seniorzy rodu. Bo takie pytania, to też część wywieranej na rodzinie presji z poprzednich pokoleń – nie dotyczyła tylko tego, jak ma wyglądać w Święta mieszkanie i wigilijny stół, ale także tego, jak ma wyglądać życie – dzieci, wnuków i innych bliskich – mówi dr hab. n. med. Grzegorz Opielak, psychiatra.

A Marysia mówi, iż to smutne, ale iż jest pewna, iż jak rodziców zabraknie, a okaże się, iż np. jej syn nie będzie pałał wielką ochotą spędzania z nią świąt, (a jak mówi ta ostatnia Wigilia to pokazała), to spędzi je w hotelu, między obcymi ludźmi. I iż może wtedy, paradoksalnie, poczuje prawdziwe święta.

– jeżeli wiemy, iż to niemożliwe, by czas spędzony z rodziną, był dla nas pełen ciepłych uczuć, to rzeczywiście, zamiast spełniać niechciany obowiązek, po prostu wyjedźmy na urlop. To rozwiązanie doradzam także swoim pacjentom, którzy nauczeni doświadczeniem ze swoich domów, po prostu obawiają się świąt – mówi dr hab. n. med. Grzegorz Opielak. A Marysia dodaje:

– Po tej Wigilii na dwa domy, rozmawiałam z siostrą o tym, iż kiedyś ucieknę od tych świąt z naszymi rodzicami do hotelu. Powiedziała: "Masz rację. Też bym wolała spędzić święta w górach, w hotelu, "byle dalej od sprzątania, smażenia karpia, którego i tak nie lubię. I od tych gierek rodziców, bez których, jak zażartowała, chyba nie wyobrażają sobie "magii" świąt.

Idź do oryginalnego materiału