Ja i inne wyluzowane matki dziś poległyśmy. Ten błąd może oznaczać chorobę dziecka

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Choć jestem zmarzluchem, nie przegrzewam własnych dzieci. Same decydują, kiedy chcą włożyć czapkę. Fot. 123rf.com


Jestem fanką zimnego chowu i zdecydowaną przeciwniczką narodowego przegrzewania dzieci, ale choćby mnie mocno zaskoczył ten nagły spadek temperatur. Mam szczerą nadzieję, iż moje dziecko ze szkolnej wycieczki wróci bez kataru. Też się dałyście oszukać, a może wasza pociecha już od miesiąca chodzi w czapce?


Od małego hartuję moje dzieci. Gdy były maleńkie, biegałam z wózkiem po deszczu i mrozie. Pozwoliłam im także nauczyć się samodzielnego decydowania o tym, kiedy chcą się ubrać i rozebrać. Lata biegania gołymi stopami po zimnej terakocie czy trawie nigdy nie skończyły się chorobą. Dopóki temperatura nie spada poniżej 10 stopni, nie ma także mowy o czapce.

Nie przegrzewam dzieci


Zawsze szkoda mi tych przegrzewanych dzieci, które przy 17 stopniach są ubrane po zęby w czapki i bezrękawniki. Moje w tym czasie beztrosko ganiają w cienkich bluzach. Niektórym mamom przez cały czas ciężko zrozumieć, iż zbyt ciepło ubrane dziecko może się łatwo spocić, a tu już niezwykle prosto o zawianie i chorobę. Lekarze apelują o rozwagę i niezmuszanie dzieci do ciepłych ubrań, gdy mówią, iż jest im za ciepło.

Lubię być gotowa na różne ewentualności, jednak zakup kurtki czy cieplejszych butów przełożyłam na październik. Gorący wrzesień niestety uśpił moją czujność. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, iż w poniedziałek rano w stolicy ma być zaledwie 5 stopni Celsjusza. Jakby było tego mało, starsza córka miała waśnie na ten dzień zaplanowaną wycieczkę – spacer po Starówce. Nagle mój totalny luz gdzieś się ulotnił. Bo to zbyt ostre hartowanie, choćby jak na mnie.

Coś posklejałyśmy


Córka ma 9 lat, więc oczywiście ubiera się sama, ale przez cały czas potrzebuje naszych wskazówek, szczególnie przy nagłej zmianie pogody. Brak kurtki, rajstop czy ciepłych butów trochę skomplikował sprawę. Dzisiejsza kreacja to istny patchwork: cienka kurtka i bezrękawnik, a do tego cienki szalik i gruba czapa... bo innej nie ma. Jakoś na szczęście wcisnęła się w jesienne buty z zeszłego roku. Może to marne pocieszenie, ale większość mam z klasy także się oszukała i dziś rano kombinowały, w co ubrać dziecko.

Przecież do niedawna było po 27 stopni! Gdzie jakieś stopniowe ochłodzenie?! Młodsza córka została dziś z katarem w domu. Jedyny pożytek z tej infekcji taki, iż u niej na półce leżą jeszcze letnie sukienki.

Teraz trochę mi głupio, bo te mamy, których dzieci we wrześniu chodziły w czapkach (o ironio!), na pewno nie zmarzły dziś na wycieczce, w drodze do przedszkola czy szkoły. Choć zastanawiam się, czy jednak nie jest im nie za ciepło w tych... zimowych kombinezonach, które widzę przez okno.

Idź do oryginalnego materiału