„W razie wojny gwałtownie zabrakłoby nam leków”. Ekspert ostrzega i apeluje

news.5v.pl 10 godzin temu

W rozmowie z „GW” Kopeć zwraca uwagę, iż fabryki leków w Polsce nie mają zapewnionych ciągłości dostaw prądu w momentach kryzysów i ataków. — Oczywiście priorytetem są ludzie, szpitale, przychodnie: to zrozumiałe. Ale ustawodawca zapomniał, iż aby te przychodnie i szpitale funkcjonowały, ratowały życie żołnierzom i cywilom, potrzebne są leki – twierdzi.

— Co z tego, iż w szpitalu będzie prąd, będzie jasno, gdy nie będzie antybiotyków, leków przeciwzapalnych, zwiotczających, a tych zabraknie w Polsce pewnie po około dwóch miesiącach. Żadnego zabiegu nie da się wykonać, oprócz „heroicznych” operacji bez znieczulenia, które spowodują, iż będziemy mieli zakażenia i umrzemy na powikłania po zabiegu – dodaje rozmówca „GW”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Prezes PZPPF: Polska miałaby problem z lekami w wypadku wojny

Prezes PZPPF podkreśla, iż najbardziej potrzebne leki powinny być w większości produkowane w Polsce i w Europie.

— Część z nich w Europie produkujemy. Ale tych z listy leków krytycznych w większości nie. I to nasz dramat. Bo leki krytyczne to leki populacyjne: na cukrzycę, astmę, choroby płucne, onkologiczne, choroby kardiologiczne. W kardiologii możemy zaczekać, bo konsekwencje braku leków nie odezwą się od razu, ale po pół roku, po roku — twierdzi.

Jak mówi Kopeć, poważny problem zachodzi jednak np. w przypadku cukrzycy. — Poczekamy kilka dni i niestety ludzie będą umierać, bo bez insuliny nie jesteśmy w stanie ich utrzymać przy życiu — opowiada.

Jak dodaje, powodem jest to, iż większość leków na choroby takie jak cukrzyca, jest produkowana poza Europą, przede wszystkim w Azji.

Idź do oryginalnego materiału