11 Lutego obchodzimy Światowy Dzień Chorego. Święto chrześcijańskie obchodzone corocznie 11 lutego, ustanowione przez papieża Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 roku i chociaż często słyszymy i sami przy tym obstajemy, iż stomia to nie choroba, to przecież większość stomików, wyłączywszy te osoby, u których wyłoniono stomię na skutek wypadku, czy np. powikłań okołooperacyjnych, przez wiele lat zmagało się i zmaga przez cały czas z przewlekłymi chorobami. Kiedy chorujemy targają nami liczne emocje. Jedna z nich to lęk, który towarzyszy nam w różnych sferach naszego życia adekwatnie od urodzenia. Budzimy się przerażeni kiedy okazuje się, iż z ciemnego, cieplutkiego, cichego i bezpiecznego miejsca pod sercem matki wychodzimy do kompletnie nowej rzeczywistości. Jak się nie bać? Przecież to nowe, nieznane, być może groźne! A jednak oswajamy ten lęk i wszyscy przeżywamy życie aż do śmierci.
Kiedy więc uświadomimy sobie, iż lęk nie jest taki straszny na jaki wygląda, zastanówmy się po co w ogóle natura wyposażyła nas w uczucie lęku, bo jak się okazuje nie jest to utrapienie a funkcja!
Lęk ma zadanie mobilizowania organizmu do działania i człowiek jest zdolny do pokonywania niebezpieczeństw, w tym choroby. Może zabrzmi to dziwnie i absolutnie nie należy idealizować lęku, jednak w przypadku kiedy zapada diagnoza mówiąca, iż wykryto poważną chorobę, iż konieczna będzie operacja, iż zostanie wyłoniona stomia lękanie się tego co ma się wydarzyć, ostrzega organizm, mobilizuje go do działania, zwiększa czujność.
Odczuwający lęk człowiek jest wsłuchany uważniej w reakcje swojego ciała i podejmuje działanie zmierzające do rozwiązania problemu. Tak więc lęk może być przyczynkiem do odmienienia stylu życia, podjęcia decyzji o leczeniu, porzucenia złych nawyków. To również częstokroć coś co w okresie remisji pilnuje pacjenta aby stawiał się na badania kontrolne i przez cały czas dbał o siebie. Można powiedzieć, iż „zdrowa dawka” lęku jest tym dla człowieka chorego, co mobilizująca trema dla aktora.
Wiadomo jednak, iż każdy medal ma dwie strony, i po drugiej stronie tego zwanego lękiem, też są ciemne strony. Skąd wynika pejoratywne działanie lęku w chorobie przewlekłej? Najczęściej z tego, iż lęk pacjentów chorujących przewlekle ciągle powraca, nasila się, słabnie, jednak utrzymuje się, w rożnym natężeniu,przez cały czas, z biegiem którego staje się dysfunkcyjny, paraliżuje i przesłania powód z jakiego się pojawił. Sam zmieniając się w jednostkę chorobową, może spowodować wycofanie się, izolację od świata i bliskich.
W Światowym Dniu Chorego zastanówmy się przez chwilę przedczym odczuwamy największy lęk kiedy mierzymy się z chorobą?Bardzo często pierwsza nasuwającą się odpowiedzią, nie zawsze wypowiadaną głośno, to cierpienie, bo w gruncie rzeczy któż się go nie boi?
Ks.Tischner mówił, iż „Cierpienie nie uszlachetnia”, a ks.Kaczkowski podkreślał, iż „ Cierpienie staje się mniej dotkliwe, znośniejsze gdy uświadomimy sobie, iż tak na prawdę rządzą nim emocje”.
Kiedy chorujemy psychika jest znacznie delikatniejsza, łatwiej nas zranić, łatwiej odebrać nadzieję. Towarzysząc osobom chorym bez względu na etap ich choroby, najgorszą rzeczą jaką można zrobić jest odebranie nadziei. Już sposób w jaki przekazywane są informacje o diagnozie i możliwościach terapeutycznych, wprost wpływa na to czy pacjent rozsypie się w drobne kryształki jak cenny bibelot z kredensu babci, czy wzmocni się i podejmie starania o wyleczenie.
Kiedy ogarnia nas lęk o to co mamy najcenniejsze, a więc o nasze zdrowie, każdy na swój sposób szuka wsparcia i ukojenia. Jedni,bez reszty ufający lekarskim autorytetom, oddają się w ręce medyków, inni przeczesują Internety w poszukiwaniu alternatywnych metod leczenia, jeszcze inni szukają ukojenia w modlitwie. Wszystko co daje poczucie sprawczości i bezpieczeństwa jest dobre, a otwartość na rozmowę na temat duchowości i wiary oraz szacunek dla światopoglądu chorego bez oceniania i krytyki, to prawo każdego wolnego człowieka.
Tematem tegorocznego Światowego Dnia Chorego jest „bycie obok tych, którzy cierpią na drodze miłosierdzia”. Jest to dzień refleksji, modlitwy i działania, a także okazja dla globalnej społeczności do połączenia się i troski o tych, którzy cierpią z powodu chorób i niepełnosprawności.
W tej trosce ważna a bywa, iż kluczowa jest obecność, a w niej mądre wspieranie, które z jednej strony daje przeświadczenie o zrozumieniu dla cierpienia, a z drugiej obietnicę gotowości do towarzyszenia i pomocy chociażby w odciążeniu z codziennych obowiązków. Pamiętajmy jednak, żeby składać tylko takie obietnice jakie gotowi jesteśmy spełnić.
Nie działa dobrze oczekiwanie od chorego aby ”był dzielny”, nie pomoże zaklinanie rzeczywistości mówieniem iż :”wszystko będzie dobrze”, nie można nakłaniać, do zaniechania leczenia, lekceważyć czy umniejszać cierpienia, gdyż każde własne cierpienie jest największe na świecie i choćbyśmy nie wiem jak się starali nie współodczuwamy ludzkiego bólu ani tym bardziej nie możemy go współdzielić, dając częściową ulgę.
Wspierając osoby chore przez cały czas stąpamy po cienkim lodzie cierpliwości na skutym oceanie wrażliwości. Idealnie o ile udaje się elastycznie reagować na zgłaszane potrzeby i spokojnie, bez przerywania wysłuchać tego co osoba chora ma do powiedzenia. Bywa, iż opowieść o trudnym przebytym zabiegu, czy oczekiwaniu na niego, albo o pobycie w szpitalu i związanych z tym perypetiach, słyszymy wielokrotnie. Nie przypominajmy jednak, iż już ta historia się pojawiła, spróbujmy jej wysłuchać z uważnością i skupieniem, bo takie „przegadywanie” trudnego tematu na wiele osób działa terapeutycznie i jest swoistym oczyszczeniem. Czasami uśmiech i czułe uściśnięcie dłoni, czy drobna pomoc w załatwieniu formalności, stają się skrawkiem przychylonego nieba,odbudowują nadzieję na lepsze jutro i wiarę w człowieczeństwo.Ważny jest szacunek dla emocji i traktowanie chorego z szacunkiem.
Myślę, iż aby komuś pomóc lub też dostać pomoc w trudnym czasie choroby, musimy poznać go i dostrzec jako człowieka, ale musimy także znać samych siebie i to jakiej pomocy potrzebujemy i jaką jesteśmy w stanie dać.