Oto co zrobił z nami dzieciocentryzm. "Doprowadziło mnie to do ruiny"

mamadu.pl 1 miesiąc temu
"Czy to, co ja teraz zrobiłam, nie zrobiło mojemu dziecku traumy?". Ile razy zadałyście sobie to pytanie? Ja mam wrażenie, iż niczego innego nie słyszę w głowie od prawie siedmiu lat. Tylko, czy to normalne?


Pytanie ze wstępu i fragment nagrania, który zamieszczam poniżej, pochodzi z rozmowy Samii Grabowskiej z Aleksandrą Domańską. Samia, piękna kobieta, matka, twórczyni zainicjowała w ostatnim czasie procesy, programy skierowane do matek.

Rozmowa jest częścią cyklu nagrań o narracjach wewnętrznych, które powtarzamy od dekad.

Zachodni dzieciocentryzm


I z jednej strony jest w tym coś cennego. Poszukiwanie, autentyczność, przerywanie schematów, obieranie innych dróg, wszystko po to, by wychować ludzi wolnych, szczęśliwszych, bardziej spełnionych niż my jesteśmy. I to jest ok.

Zachodni dzieciocentryzm nie jest jednak tylko dobrem. Ma swoje ciemne strony, jak wszystko. Ta narracja, to całkowite skupienie się na dziecku, a w tym wszystkim najważniejsze – topienie się w poczuciu winy – nie jest ok. Jest niszczące dla nas kobiet i sprawia, iż macierzyństwo jest dla nas trudniejsze.

I to nie jest tak, iż same sobie to robimy. To jest cała misternie utkana sieć zależności, opinii, badań naukowych, publikacji. Większość z nich również – wydana w słusznej misji, wychowania ludzi zdrowych psychicznie, pewnych siebie, szczęśliwych.

W pewnym jednak punkcie tego procesu cała odpowiedzialność za to, żeby ten człowiek w naszych ramionach taki był w przyszłości, spoczywa na nas.

I poważnie: to jest ciężar nie do uniesienia w pojedynkę. To jest właśnie taki ciężar, który jak w rozmowie mówi Ola Domańska: "Doprowadził mnie do ruiny".

To jest taki rodzaj obciążenia psychicznego, iż w pewnym momencie wychodzą z nas najgorsze demony, bo czujemy, iż więcej nie damy rady. Osobiście czuję często, iż już więcej nie uniosę. Ciężar mentalny tego, czy moja decyzja lub moje zachowanie nie krzywdzi mojej córki, jest tak przytłaczający, iż nie znajduję czasami siły na nic innego.

A głosy społeczne w tym samym momencie nie milkną: "Powinnaś wyjść do ludzi, powinnaś pracować, spełniać się zawodowo". Tylko iż jak? Kiedy czasami jest tak wiele w głowie, iż nie znajduję sił na odebranie córki ze szkoły? Zmuszam się, by wsiąść do samochodu, nie mam siły na wysłanie kolejnego e-maila.

Całe moje ciało, myśli, wszystko jest zapełnione niepokojem o moje dziecko.

Kiedy cokolwiek się wydarzy, cokolwiek co nosi znamiona problemu: obwiniam siebie natychmiast, to jest po prostu pierwsza reakcja, niedająca się zagłuszyć.

Bardzo ze mną rezonuje to, o czym mówią dziewczyny i bardzo bym chciała, żebyśmy zaczęły głośno manifestować, iż oczekuje się od nas zbyt wiele.

Zbyt wiele.

Idź do oryginalnego materiału