– Nic nie pamiętam z tego wrześniowego dnia, kilka też ze szpitala. I nie chcę pamiętać – mówi mi Anita po niemal 5,5 roku od tragedii, którą przeżyła w rodzinnej wsi Lisów pod Radomiem. W domu, w którym znów dziś mieszka.
Pomimo upływu lat od tego zdarzenia Anita przez cały czas mówi niewyraźnie, często urywa zdania, choć stara się jak najlepiej artykułować słowa. Jedno jest pewne: dokładnie wie, co chce powiedzieć.
Rany twarzy, głowy, poród martwego płodu
Anita nie chce pamiętać ciosów zadanych przez ukochanego, licznych ran twarzy i głowy zadanych siekierą, która uszkodziła mózg. I porodu martwego płodu. Ale może trzeba je przypominać, wykrzyczeć? By każdy wiedział, iż takie rzeczy mogą zdarzyć się wszędzie i czasem nic nie zapowiada tragedii.
18 września 2019, Lisów pod Radomiem. Paweł, mąż 37-letniej Anity, która jest w ósmym miesiącu ciąży i ojciec 7-letniego Olka atakuje żonę siekierą. Prawie ją zabija.
Nienarodzonej córki nie udaje się uratować. Anita i jej mąż mają już dziecko, syna Olka. Na szczęście tego, jak tata próbuje zabić mamę, chłopiec nie widzi. Jest wtedy u sąsiadki.
Anita trafia do Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu i w stanie śpiączki leży w nim do lutego 2020 r.
W tym czasie odbywa się proces 34-letniego Pawła, którego sąd uznaje za niepoczytalnego i umieszcza w zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego. Może wyjść, gdy biegli stwierdzą poprawę jego stanu zdrowia.
W zeszłym roku w listopadzie sąd orzekł rozwód i zakaz kontaktów z synem. Anita nie chce byłego męża nigdy więcej widzieć, mówi, iż nigdy go nie odwiedzi.
Czy coś zapowiadało tragedię?
Jak mogło do tego dojść, czy cokolwiek to zapowiadało? Paweł, wtedy żołnierz zawodowy, zanim poznał Anitę, był krótko na misji w Afganistanie. Pod czołgiem, którym jechał wraz z grupą innych żołnierzy wybuchła mina, ale on był tylko lekko ranny.
Czy po powrocie wrócił odmieniony? Może miał stwierdzone PTSD? (zespół stresu pourazowego – przyp. red.).
– Ja go wtedy nie znałam, ale o niczym takim mi nie opowiadał, nie wiem, jak to na niego wpłynęło. Nie miałam jednak poczucia, żeby miał jakiś uraz psychiczny, nie był agresywny. Mówił, iż jest ze mną szczęśliwy – wyjaśnia kobieta.
Potem jednak przypomina sobie, iż Paweł miał takie momenty, iż jej dokuczał, wyzłośliwiał się, jakby nie mógł się powstrzymać. I wiecznie miał o wszystko pretensje. To było dziwne zachowanie. Ale nigdy nie uderzył.
– W końcu prawie na siłę zaprowadziłam go do psychiatry. Dostał skierowanie do szpitala psychiatrycznego, ale po bardzo krótkim czasie kazał mi się z niego wypisać, bo jako żona mogłam tego zażądać od szpitala. Powiedział, iż to nie miejsce dla niego.
Walka o sprawność każdego dnia
Po wyjściu ze szpitala w Radomiu Pani Anita przez jakiś czas mieszkała z siostrą, nie była w stanie sama zająć się sobą i synkiem. Po trzech latach wróciła z Olkiem do swojego domu, gdzie wydarzyła się tragedia.
Mówi, iż chce dalej dochodzić do zdrowia i samodzielności „u siebie”. Każdego dnia walczy o powrót do sprawności, poddaje się żmudnej rehabilitacji.
Na pytanie, co na ten moment chciałaby, aby jak najszybciej poprawiło się zdrowotnie – poruszanie się, mowa czy wygląd twarzy, kobieta bez wahania odpowiada: chodzenie.
– Chciałabym już bardzo chodzić samodzielnie, bo na razie poruszam się o kulach lub z pomocą chodzika. W domu staram się tyle, ile mogę robić sama, sprzątam, piorę, gotuję i radzę sobie. Ale chcę wyjść z domu, pójść do sklepu.
Syn jest moją największą motywacją
Anita mówi mi, iż to syn jest największą motywacją. Nie jestem zaskoczona. Dopiero w listopadzie 2024 r. sąd zezwolił jej na samodzielną opiekę nad 13-letnim dziś Olkiem. Jest jej największym wsparciem, najlepszym opiekunem, choć przecież nie jest dorosły.
Wsparcie Anicie możemy dać my wszyscy. Rehabilitacja pochłania ogromne kwoty. A do tego Anita od trzech lat próbuje wyremontować swój dom, powoli, kawałek po kawałku. Teraz marzy o tym, żeby odmalować pokój syna, aby miał w domu tylko swoje, ładne miejsce.
To właśnie na te dwa cele, (rehabilitacja i remont) trwa zbiórka na portalu Zrzutka.pl. Kwota, która jest potrzebna Anicie, to 80 tys. zł. Zbiórka jest legalna, a problemy zdrowotne i kiepski stan domu Anita potwierdziła dokumentami. Na razie w wirtualnej skarbonce jest tylko 28 tys. Zmieńmy tę kwotę dla Anity i jej syna!
Czy zgłaszanie przemocy domowej ma sens?
Przemoc domowa to zjawisko, którego skutki realizowane są przez długi czas i destrukcyjnie wpływają na życie rodzinne, poczucie bezpieczeństwa. W niektórych przypadkach mogą prowadzić do zaburzeń psychicznych czy uzależnień, a także okaleczeń i prób samobójczych.
Dzieje się ta niezależnie od tego, czy zjawisko to wystąpiło raz, czy się powtarzało. Za każdym razem, gdy ktokolwiek wykorzystuje swoją przewagę fizyczną, psychiczną czy ekonomiczną wobec drugiej osoby lub osób w rodzinie, mamy do czynienia z przemocą domową.
Bardzo często osoby, których to dotyczy lub są tego świadkami, zastanawiają się, czy warto coś z tym robić, gdzieś zgłaszać? Czy powołane do tego instytucje naprawdę zadziałają, staną w obronie ofiary?
Niestety najnowszy raport Najwyższej Izba Kontroli: "Przeciwdziałania przemocy
domowej w latach 2021-2023" nie napawa optymizmem. Celem kontroli NIK była ocena, czy działania podejmowane przez podmioty odpowiedzialne za przeciwdziałanie przemocy domowej były prawidłowe i rzetelne.
I co się okazało? Że ustawowe obowiązki związane z przeciwdziałaniem przemocy domowej w większości kontrolowanych miejsc nie były realizowane. Nie ma żadnego jednego zintegrowanego rejestru rodzin objętych procedurą "Niebieskiej Karty", co utrudnia monitorowanie i analizowanie zjawiska.
W zbyt wielu przypadkach z niejasnych przyczyn albo zupełnie bezpodstawnie nie zakładano rodzinom "Niebieskiej Karty", a wizyty sprawdzające, co dzieje się w rodzinie, były realizowane z opóźnieniem. A choćby jeżeli rodzinie kartę założono, w większości przypadków sprawcy przemocy nie byli izolowani.
Zdaniem NIK, wprowadzone rozwiązania nie tylko nie poprawiły sytuacji osób dotkniętych przemocą domową, ale również nie zapewniły niezbędnych warunków, które przeciwdziałałyby temu patologicznemu zjawisku.
Niezależnie jednak od tego, co pokazuje raport, nie możemy być obojętni, musimy reagować zawsze, gdy uznamy, iż to, co przydarza się nam lub to, czego jesteśmy świadkiem, jest oznaką przemocy domowej.
Jeśli ty lub ktoś w twoim otoczeniu doświadcza przemocy domowej, dzwoń na policję pod numer 997 lub 112. Możesz również skontaktować się z "Niebieską Linią" pod numerem 800 120 002.
Konsultanci udzielą ci pomocy psychologicznej i prawnej, powiedzą, co najlepiej zrobić w twojej sytuacji. Niebieska linia jest bezpłatna i czynna całą dobę.