Niniejsza notka jest luźno inspirowana artykułem mego redakcyjnego Grzegorza Wysockiego o dialogu. Nie nazwałbym jej polemiką, to raczej czysto osobista opowieść o tym, dlaczego uważam siebie raczej za człowieka monologu.
Zauważmy na początek, iż dialogu w Polsce oczekuje się wyłącznie od lewicy. Gdy w tytule występują słowa „dialog” i „lewica”, możemy być pewni, iż tekst będzie połajanką pod adresem lewicy, iż ma być otwarta na dialog z prawicą i/lub kościołem, a nie analogicznym apelem do stron przeciwnych.
Będą tam te same argumenty co zwykle. Że takie mamy społeczeństwo, a więc lepiej go nie prowokować. I iż najlepiej lewica zrobiłaby przepraszając za swoje istnienie i dołączając do kościoła falenickiego.
Jeśli o mnie chodzi, to nie jestem politykiem, nie chcę wygrywać wyborów. Chcę po prostu opisywać rzeczywistość tak jak ją postrzegam – niby drobiazg, a jednak od 30 lat ciągle jakiś wujo mnie poucza, iż nie powinienem.
W młodości próbowałem dialogu. 1/10, nie polecam.
Byłem „otwarty”, właśnie tak jak Wysocki to postulował. Nie odrzucałem zaproszeń, łaziłem do prawicowych publicystów i na eventy typu „spotkania Życińskiego z dziennikarzami”.
Z osobistego doświadczenia mówię dziś, iż to nie miało sensu. Nie twierdzę, iż to uniwersalna prawidłowość dla wszystkich państw i wszystkich epok. Ale tu i teraz dialog lewicy z Kościołem i prawicą to w najlepszym wypadku strata czasu.
Oddzielam Kościół od prawicy, bo widzę tu dwa różne mechanizmy. Zacznę od polskiego Kościoła, który z jakiegoś powodu posługuje się językiem wykluczającym dialog.
Ten język charakteryzuje nadużywanie metafor mętnych jako ta zabłąkana owieczka, co do kwasu wpadła, oraz narracja typu „non sequitur”. Zwykle ciężko w ich wypowiedziach odgadnąć, z jakich przesłanek wyciągają jakie wnioski, albo choćby jaka adekwatnie jest ich zasadnicza teza.
Prywatnie staram się wypowiadać tak, żeby wiadomo było, co dokładnie twierdzę i czym to uzasadniam. Tischner, Życiński, Wojtyła pisali tak, jakby specjalnie chcieli to ukryć (wymieniam autorów, do których robiłem podejścia).
W efekcie nie można wejść w dialog: „hola hola, tu pan ma błędne wynikanie”. Zostaje nam monolog kaznodziei, który możemy w całości pokornie zaakceptować. Albo odrzucić.
Czytałem księży z innych krajów, więc wiem, iż to lokalny fenomen. Nie wiem, z czego się bierze: z odrzucenia tomizmu?, z antyoświeceniowości?, z przekonania, iż filozofia analityczna to dzieło Szatana?
Nadużywanie metafor prowadzi ich często na manowce takie, jak uwaga Pieronka z 2001 o polewaniu kwasem Jarugi-Nowackiej. Kościół był u szczytu potęgi, a więc i napawania się bezkarnoą arogancją, ale choćby WTEDY wzbudziło to protesty.
Obrońcy księdza oczywiście mówili, iż to była tylko metafora. Jakby to było jakiekolwiek usprawiedliwienie!
Z okazji śmierci Pieronka w 2018 posypały się hagiograficzne próby usprawiedliwiania tej haniebnej wypowiedzi. Postanowiłem wtedy zerwać relacje z jej obrońcami, czyli w praktyce: z wszystkimi znanymi mi księżmi i publicystami katolickimi, No cóż, cytując Hana Solo: rozmowa i tak się nie kleiła.
Z polską prawicą jest inaczej. Owszem, potrafi się czasem klarownie wypowiadać, ale uległa samozatruciu propagandą.
Tak długo opowiadali mit o tym, jak to lewica jest wspierana przez Sorosa oraz Układ, iż w to uwierzyli. Typowy polski prawicowy publicysta może zarabiać 50 tysięcy miesięcznie, za swoje zasługi dla reżimowej propagandy dostać synekurę dla żony, a I TAK będzie wierzyć, iż jest wyklęty, zaszczuty, prześladowany i niepokorny.
Co za tym idzie, ich oferty dialogu nie będą szczere. Oni się wiecznie czują jak partyzanci na terenie wroga: chcą nas infiltrować, a nie wchodzić z nami w dialog.
Był taki moment, kiedy Warzecha, Ziemkiewicz i Terlikowski zdawali się mieszkać w TOK FM. Ale I TAK każdy by wtedy powiedział, iż „Salon ich skazał na zamilczenie na śmierć”.
Mam znajomych dziennikarzy – ludzi dialogu. Czasem ogłaszają sukces: udało im się „nakłonić X-a do wywiadu” (gdzie X to jakiś śmiertelny wróg lewicy, Michnika, Układu, Sorosa itd.). I ten wywiad się niestety ukazuje.
Ich nie trzeba „nakłaniać”. Sami się wpychają, chętnie skorzystają z okazji do wykorzystania zasobów wroga do propagowania swojego ideolo. Ale czy któryś z tych wywiadów uznalibyście za dobry przykład dialogu?
Dialog lewicy z Kościołem i z prawicą jest tak asymetryczny, iż zamienia go w monolog. Przyczyny są różne, ale niezależne od lewicy: nie namówimy ludzi Kościoła do wypowiadania się klarowniej, ani nie wyleczymy prawicy z jej samozatrucia.
Osobiście więc wolę robić coś ciekawszego. Np. patrzeć, jak schnie farba.