Do tej pory uczeń mógł opuścić choćby połowę zajęć w miesiącu i przez cały czas być klasyfikowany. Teraz limit ma zostać obniżony o połowę. Przekroczysz 25 proc.? Grozi ci nieklasyfikowanie, a w skrajnych przypadkach – powtarzanie roku. To jednak na razie tylko projekt nowelizacji, który jest na etapie konsultacji – przypomina Forsal.pl.
Szkoła nie odpuszcza. System też
Zgodnie z pomysłem prawdziwe konsekwencje odczują nie dzieci, ale rodzice. Nowe przepisy przewidują kary finansowe. Najpierw ostrzeżenie. Potem interwencja gminy. A na końcu – mandat. Jak podaje Forsal.pl, grzywny mogą sięgnąć choćby 50 tysięcy złotych.
„To absurd. Serio ktoś w ministerstwie myśli, iż jak dostanę grzywnę, to moje dziecko nagle pokocha szkołę?” – pyta Milena, mama trzynastolatki. „Niech lepiej zobaczą, co się dzieje z naszymi dziećmi. Przestańmy wreszcie udawać, iż jedynym problemem jest lenistwo”.
Jej córka przed wakacjami zaczęła unikać szkoły z powodu klasowych konfliktów. Wychowawca był nieobecny, a grupa rówieśnicza dokuczała dziewczynie. Nikt nie reagował. W końcu Milena zdecydowała się przepisać córkę do innej placówki – ale nieobecności zdążyły się już nagromadzić. Gdyby wtedy obowiązywał nowy próg frekwencji, Milena miałaby spore kłopoty finansowe.
Jak przyznaje, sama nie wiedziała już, które godziny usprawiedliwiła, a które nie. Córka w pewnym momencie po prostu zaczęła uciekać z lekcji.
Nieobecność to nie zawsze bunt
Fakty są takie: wiele dzieci choruje przewlekle. Coraz więcej walczy z kryzysami psychicznymi – lękami, depresją, wypaleniem. Dla niektórych to właśnie szkoła jest źródłem największego stresu.
„Zamiast rozmowy i wsparcia dostaniemy kary finansowe. To nie buduje odpowiedzialności, tylko lęk. A najbardziej ucierpią rodzice” – mówi Dorota, mama ósmoklasisty.
Są jednak i tacy, którzy popierają nowe przepisy. „Dla wielu szkoła przestała być obowiązkiem. Dzieci nie chodzą, bo są zmęczone albo rodzice znaleźli fajną ofertę last minute. Może dopiero mandaty coś zmienią” – uważa Marcin, tata ucznia szóstej klasy.
A jak to wygląda za granicą?
To nie jest wyłącznie polski pomysł. W Wielkiej Brytanii kary za wagarowanie sięgają kilkuset złotych – za każdy dzień. W Niemczech mogą wynosić kilka tysięcy euro. W Holandii – do 100 euro za każdą nieusprawiedliwioną nieobecność.
Ale to w Polsce przewidziano jedne z najwyższych kar w Europie. Mandaty sięgające 50 tysięcy złotych stawiają nas w czołówce państw o najbardziej surowych przepisach. I tutaj rodzice znów odbijają piłeczkę w stronę rządu. Pytają: gdzie jest pomoc? Gdzie są psycholodzy, pedagodzy, realne wsparcie w rozwiązywaniu problemów młodzieży?
„Bo to nie jest pomoc. To przymus. A kijem nie da się zbudować motywacji” – mówi Milena.
Kilka słów od redaktorki
Pozostaje pytanie: czy takie kary to rzeczywiście lekcja odpowiedzialności? A może tylko pogłębią problem – dzieci, które boją się szkoły, rodziców, którzy czują się bezradni, i systemu, który zamiast wspierać, znów zagląda do naszych portfeli? Na razie nie wiadomo, jaka będzie przyszłość tego projektu ani kiedy – i czy w ogóle – wejdzie w życie.
A Wy co o tym myślicie? Podzielcie się opiniami i piszcie na: [email protected].
Źródło: Forsal.pl