Koniec z labą i unikaniem klasówek. MEN podkręci rygor, rodzice oberwą rykoszetem

mamotoja.pl 7 godzin temu
Zdjęcie: Uczniowie nie przejdą już tak łatwo do następnej klasy, fot. AdobeStock/AGDER


Do tej pory uczeń mógł opuścić choćby połowę zajęć w miesiącu i przez cały czas być klasyfikowany. Teraz limit ma zostać obniżony o połowę. Przekroczysz 25 proc.? Grozi ci nieklasyfikowanie, a w skrajnych przypadkach – powtarzanie roku. To jednak na razie tylko projekt nowelizacji, który jest na etapie konsultacji – przypomina Forsal.pl.

Szkoła nie odpuszcza. System też

Zgodnie z pomysłem prawdziwe konsekwencje odczują nie dzieci, ale rodzice. Nowe przepisy przewidują kary finansowe. Najpierw ostrzeżenie. Potem interwencja gminy. A na końcu – mandat. Jak podaje Forsal.pl, grzywny mogą sięgnąć choćby 50 tysięcy złotych.

„To absurd. Serio ktoś w ministerstwie myśli, iż jak dostanę grzywnę, to moje dziecko nagle pokocha szkołę?” – pyta Milena, mama trzynastolatki. „Niech lepiej zobaczą, co się dzieje z naszymi dziećmi. Przestańmy wreszcie udawać, iż jedynym problemem jest lenistwo”.

Jej córka przed wakacjami zaczęła unikać szkoły z powodu klasowych konfliktów. Wychowawca był nieobecny, a grupa rówieśnicza dokuczała dziewczynie. Nikt nie reagował. W końcu Milena zdecydowała się przepisać córkę do innej placówki – ale nieobecności zdążyły się już nagromadzić. Gdyby wtedy obowiązywał nowy próg frekwencji, Milena miałaby spore kłopoty finansowe.

Jak przyznaje, sama nie wiedziała już, które godziny usprawiedliwiła, a które nie. Córka w pewnym momencie po prostu zaczęła uciekać z lekcji.

Nieobecność to nie zawsze bunt

Fakty są takie: wiele dzieci choruje przewlekle. Coraz więcej walczy z kryzysami psychicznymi – lękami, depresją, wypaleniem. Dla niektórych to właśnie szkoła jest źródłem największego stresu.

„Zamiast rozmowy i wsparcia dostaniemy kary finansowe. To nie buduje odpowiedzialności, tylko lęk. A najbardziej ucierpią rodzice” – mówi Dorota, mama ósmoklasisty.

Są jednak i tacy, którzy popierają nowe przepisy. „Dla wielu szkoła przestała być obowiązkiem. Dzieci nie chodzą, bo są zmęczone albo rodzice znaleźli fajną ofertę last minute. Może dopiero mandaty coś zmienią” – uważa Marcin, tata ucznia szóstej klasy.

A jak to wygląda za granicą?

To nie jest wyłącznie polski pomysł. W Wielkiej Brytanii kary za wagarowanie sięgają kilkuset złotych – za każdy dzień. W Niemczech mogą wynosić kilka tysięcy euro. W Holandii – do 100 euro za każdą nieusprawiedliwioną nieobecność.

Ale to w Polsce przewidziano jedne z najwyższych kar w Europie. Mandaty sięgające 50 tysięcy złotych stawiają nas w czołówce państw o najbardziej surowych przepisach. I tutaj rodzice znów odbijają piłeczkę w stronę rządu. Pytają: gdzie jest pomoc? Gdzie są psycholodzy, pedagodzy, realne wsparcie w rozwiązywaniu problemów młodzieży?

„Bo to nie jest pomoc. To przymus. A kijem nie da się zbudować motywacji” – mówi Milena.

Kilka słów od redaktorki

Pozostaje pytanie: czy takie kary to rzeczywiście lekcja odpowiedzialności? A może tylko pogłębią problem – dzieci, które boją się szkoły, rodziców, którzy czują się bezradni, i systemu, który zamiast wspierać, znów zagląda do naszych portfeli? Na razie nie wiadomo, jaka będzie przyszłość tego projektu ani kiedy – i czy w ogóle – wejdzie w życie.

A Wy co o tym myślicie? Podzielcie się opiniami i piszcie na: [email protected].

Źródło: Forsal.pl

Idź do oryginalnego materiału