Kiedy moja córka po raz kolejny rzuciła: „Mamo, ty nic nie rozumiesz!”, postanowiłam to sprawdzić. Dosłownie. Zrobiłam test i przez trzy dni żyłam jak ona – 12-letnia dziewczynka w szóstej klasie. Z budzikiem, szkołą, zadaniami, social mediami i wszystkimi emocjami, które dla nas, dorosłych, często wydają się przesadzone.
Nie wytrzymałam. I nie dlatego, iż jestem słaba. Dlatego, iż świat, w którym żyją nasze dzieci, jest o wiele bardziej wymagający, niż nam się wydaje.
Dzień 1: Szkoła, czyli maraton z przerwami na stres
Wstałam o 6:30, tak jak ona. Włączyłam muzykę na słuchawkach, wzięłam telefon i zaczęłam scrollować TikToka – „bo tak robią wszystkie dziewczyny rano”. Po 20 minutach byłam już przebodźcowana.
W szkole (czy raczej w mojej symulacji, bo zapisałam dokładnie jej plan lekcji i obejrzałam te same filmy edukacyjne) spędziłam sześć godzin. W tym czasie czułam się, jakbym była w pracy, na której nikt nie tłumaczy zasad, a za każde potknięcie dostaje się ocenę. Matematyka, polski, historia – trzy różne wymagania, trzy różne sposoby myślenia.
Potem wróciłam „do domu” – czyli do rzeczywistości pełnej zadań, prac domowych, przygotowań do kartkówek i… natychmiastowych powiadomień z grup klasowych. Tam każdy błąd, każda nieobecność jest komentowana. Dzieci oceniają się nawzajem bez filtra.
Wieczorem, po trzech godzinach nauki i odrabiania prac domowych, moja głowa pulsowała. A ona? Uśmiecha się i mówi, iż „tak trzeba, bo w siódmej będzie trudniej”.
Dzień 2: Internetowy rollercoaster emocji
Drugiego dnia zrozumiałam, iż nasze dzieci nie mają ani chwili przerwy. Po szkole, zamiast odpocząć, „musiałam” wejść na TikToka i Snapchata – tak jak ona. Świat jej rówieśników nie kończy się na szkolnym korytarzu. Tam wszystko toczy się dalej – lajki, komentarze, zdjęcia, grupowe czaty.
W ciągu godziny dostałam 54 powiadomienia. Jedna dziewczyna dodała filmik z piosenką, inna z editem ze szkoły. Ktoś dostał nowy telefon, ktoś inny wrzucił zdjęcie z pizzą i dopisał: „Najlepszy dzień ever!”. Niby nic, ale po chwili zaczynasz czuć presję. Chcesz być częścią tego wszystkiego, a jednocześnie czujesz, iż nie nadążasz.
Kiedy córka mówiła, iż „wszyscy coś mają”, myślałam, iż przesadza. Nie przesadzała. W tym wieku to, co widzą w telefonie, staje się miarą własnej wartości.
Wieczorem byłam emocjonalnie wykończona. Zrozumiałam, jak ogromny ciężar niesie ze sobą ciągła ekspozycja na ocenę innych – polubienia, komentarze, choćby reakcje emoji. To coś, czego my w ich wieku nie znaliśmy.
Dzień 3: Emocje, których nie doceniamy
Trzeciego dnia postanowiłam wejść w jej emocje naprawdę. Zrobiłam wszystko, co ona – włącznie z tym, iż napisałam do koleżanki, która nie odpisała od rana. I kiedy nie odpowiedziała przez kilka godzin, poczułam ukłucie niepokoju. Głupie? Tak mi się wydawało, dopóki nie poczułam tego naprawdę.
W świecie dwunastolatków milczenie znajomego to nie drobnostka. To sygnał, iż „coś się dzieje”. Może się obraziła? Może ktoś coś powiedział? Życie towarzyskie mojej córki to sieć mikrosygnałów i emocjonalnych min. Wystarczy jeden nieodpowiedni komentarz, żeby dziecko czuło się odrzucone.
Kiedy wieczorem poprosiła mnie, żebym „po prostu posiedziała obok niej”, zrozumiałam, iż tego potrzebuje najbardziej – nie rad, nie wykładów, tylko obecności. Bo ten świat, w którym żyją, nie daje im chwili wytchnienia.
Co zrozumiałam po tym teście
Po trzech dniach byłam wyczerpana. Nie fizycznie – psychicznie. Ciągłe napięcie, przebodźcowanie, porównywanie, presja nauki i potrzeba bycia idealną – to wszystko jest codziennością naszych dzieci.
Zrozumiałam też, iż kiedy mówię „w twoim wieku też miałam ciężko”, to nie jest prawda. Nie miałam. Nie byłam obserwowana 24 godziny na dobę, nie musiałam radzić sobie z powiadomieniami, z oceną rówieśników w sieci, z nieustanną presją „bycia kimś”.
Dziś, gdy patrzę na moją córkę, mam dla niej więcej czułości. Wiem, iż jej zmienność nastrojów to nie „humory nastolatki”, tylko efekt świata, który codziennie ją bombarduje.
Każda mama powinna spróbować
Nie mówię, żeby każda z nas żyła jak 12-latka przez trzy dni – choć to doświadczenie otwiera oczy. Ale warto choć przez jeden dzień spojrzeć na świat z ich perspektywy.
Nie po to, żeby ich zrozumieć do końca – bo to niemożliwe. Ale po to, żeby przestać wymagać, a zacząć być obok.
Zobacz także: Zakazali używania telefonów w świetlicy. Nauczycielka: „Dawno czegoś takiego nie widziałam”


![Autyzm to nie bariera w drodze do sukcesu. Udowodnił to 6-letni Aleks [ZDJĘCIA]](https://radio.lublin.pl/wp-content/uploads/2025/11/EAttachments90869931d00ecd7e461efec0e74eb9defa702a2_xl.jpg?size=md)











