- — Jestem na wykończeniu, od 3 lat walczę, próbuję przemówić mu do rozsądku, żeby poszedł się leczyć. W zeszłym roku trafił do szpitala psychiatrycznego, bo był tak naflukany, iż ledwo przeżył — mówi matka uzależnionego od narkotyków 19-latka
- — To my uczymy dzieciaki ćpania. Przecież na wszystko jest lekarstwo. Jak cię główka boli, zamiast się przewietrzyć, to paracetamolik w syropku i hop, ból znika. Szczerze mówiąc, to jestem wku***ona na to polskie, narodowe ćpanie — nie kryje rozgoryczenia kobieta
- — W listopadzie zeszłego roku wyrzuciłam własnego syna. I myślę, iż nie miałam innego wyjścia. Kiedy pierwszy raz go nie wpuściłam, to spał na klatce. Wtedy pojawiają się myśli, iż się jest złą matką. To jest moje śmierdzące dziecko, mój śmierdzący, zaćpany syn — mówi
- „Prosilibyśmy bardzo, żebyś rozwiązała sytuację, bo tak nie może być, iż na klatce on śpi i przebywa całe dnie. Niestety także powoli jest zapach nie do zniesienia. Jest miły, uprzejmy, ale to nie jest komfortowa sytuacja dla nas wszystkich” – napisał na kartce jeden z sąsiadów kobiety. Wiadomość zostawił w drzwiach
- Więcej najnowszych informacji na stronie głównej Onetu
Materiał archiwalny
Magdalena Rigamonti, Onet: Gdzie on teraz jest?
Na ulicy.
Tu w okolicy, w Śródmieściu, na Pradze, gdzie?
Nie wiem dokładnie. Szwenda się. Mieszkał w hostelach, które ojciec mu opłacał, ale go wyrzucili z czterech, bo pił, ćpał. Jacyś ludzie do niego tam przychodzili.
Mówiłam tacie Staśka, iż to przedłużanie jego agonii. Ostatnio spał tu, na klatce schodowej, ale sąsiedzi nie wytrzymali. Bałagan zostawiał, smród był coraz większy.
Co je?
Czasem babcia, moja mama, się złamie. Zresztą babcię ostatnio bardzo pokochał, właśnie dlatego, iż ona go karmi. Dała mu też kołderkę, żeby dziecko, kurna, nie zmarzło na dachach albo na jakiejś klatce schodowej. Zdarza się, iż jego ojciec przesyła mu pieniądze blikiem.
Ja, odkąd bliknęłam mu 150 zł, już tego nie robię. Miało być na zapłacenie za zakupy w jakimś markecie, a okazało się, iż wybrał gotówkę w bankomacie. Przecież wiadomo, iż gotówka to na prochy. Teraz nie przesyłam żadnych pieniędzy, nie wpuszczam go do domu i nie daję jedzenia.
Próbuję sobie siebie wyobrazić w takiej sytuacji.
Proszę sobie nie wyobrażać, bo to jest cierpienie nie do wyobrażenia. Ostatnio dzwonił domofonem i mówił, żeby dać mu chociaż paróweczkę, bułeczkę chociaż. Nie, nie dałam. Nie ufam mu, nie wierzę. Uwierzę, jak zamknie się w ośrodku z własnej woli i po dwóch, trzech latach wyjdzie. Na razie to jest ocieranie się o śmierć.
Pije?
Raczej ćpa. Przecież te psychotropy, te leki, po których serotonina czy dopamina buzują, te wszystkie opioidy na receptę psychiatryczną, to jest chwila.
— Mama, to przyjeżdża szybciej niż Uber Eats. Piszesz, płacisz i jest — tak mi Stasiek powiedział, jak poszedł na pierwszy odwyk. Wtedy wydawało mi się, iż mam nad nim jakąś kontrolę, myślałam, iż jak się zamknie w ośrodku na pół roku, to wyjdzie czysty. Wtedy też był nieletni, teraz ma 19 lat i jest niezależny i całkowicie uzależniony.
Ile czasu ćpa?
Jak się mówi słowo „ćpa”, to ludziom się może wydawać, iż to od razu kokaina, heroina albo może choćby ten fentanyl, a on głównie leki na receptę, do tego mefedron i alkohol.
Mówi się, iż jest kryzys w psychiatrii, iż za mało lekarzy, ale ktoś do cholery musi te leki wypisywać, ktoś za to wypisywanie dostaje kasę, w dodatku wiedząc, iż dzieciaki się tym zabijają. Zaczyna się od zwykłej terapii farmakologicznej.
Bo depresja, bo stany lękowe?
Albo ADHD. Nie zdajemy sobie sprawy, ile dzieciaków ma stwierdzone ADHD i przepisane na to leki, które są na amfetaminie. Stasiek też miał przepisane takie leki. Najpierw jedne, potem drugie. Nie od razu zorientowałam się, iż on do tego brał sporo środków przeciwbólowych. I nie miał ich z domu, bo u nas było ich mało. Najwyżej jeden listek paracetamolu.
Kiedy miał 15, może 16 lat przychodził do mnie i mówił: mamo, masz proszki przeciwbólowe, bo mnie głowa boli, bo mnie plecy bolą… Chodził też kilka raz w miesiącu do psychiatry i teraz wiem, iż właśnie wtedy zaczynał się uzależniać.
Wielu ludziom leki po prostu pomagają.
Oczywiście. Natomiast mój syn zaczął je wykorzystywać do innych celów. Gdybym to wtedy wiedziała, od razu szukałabym terapii uzależnień. Wie pani, co jeszcze jest niesamowite, iż te dzieciaki bardzo gwałtownie stają się specami, co z czym mieszać, na jaką część mózgu działa i co powoduje. gwałtownie się okazuje, iż leki na ADHD i paracetamol to za mało. Dokłada się mefedron, oksy…
Co to są oksy?
Oksykodon, silny lek przeciwbólowy, opioid. Na marginesie, wcześniej, przed fentanylem była afera w Stanach właśnie z oksykodonem.
Ale przecież recepty wystawia się na konkretne nazwisko, musi być PESEL.
Oczywiście, ale jest czarny rynek — lekarze — dilerzy — ćpuny. Czarny rynek recept, leków psychiatrycznych i marihuany leczniczej. I Stasiek powiedział, iż to taniej wychodzi niż amfetamina i inne narkotyki.
Według mnie problemem jest łatwy dostęp do tych leków i łączenie ich ze sobą. Zresztą, jest sporo leków przeciwbólowych z kodeiną, które są bez recepty. Akodin na przykład. Albo te syropy. Wie pani, co to jest lin? Syrop na gardło, który zawiera kodeinę połączoną ze spritem.
I co to robi z człowiekiem?
To są opiaty, więc haj, daje kopa. Dzieciaki łączą też paracetamol z alkoholem i z lekami na ADHD. I też kop, podkręcanie, wyrzut dopaminy.
Zresztą, myślę, iż to my uczymy dzieciaki ćpania. Przecież na wszystko jest lekarstwo. Jak cię główka boli, to zamiast się przewietrzyć, to paracetamolik w syropku i hop, ból znika. Gorączka 36,9 st. i już lekarstewko przeciwgorączkowe i na wszelki wypadek coś przeciwzapalnego. Nasze dzieci ćpają od małego. Dziecko nie może zasnąć, to syropek nasenny. Nastolatki mają często problem z zasypianiem, bo burza hormonów, bo emocje, to od razu kupuje się bez recepty melatoninkę. A przecież lepiej uczyć, żeby godzinę przed snem odłożyły telefony i czytały papierową książkę. Szczerze mówiąc, to jestem wku***ona na to polskie, narodowe ćpanie.
Mówiła pani, iż pani syn bierze też mefedron.
Jest tani i wali po łbie równo. Sporo dzieciaków w jego klasie to brało. Po pierwszym roku zabraliśmy go z tego liceum, a jego tata zapisał go do bardzo drogiej prywatnej placówki. Miał być rygor, plany na przyszłość, a on zamiast do szkoły chodził do centrum handlowego, w którym z innymi dzieciakami z innych szkół przesiadywał całe dnie.
Informowali was nauczyciele, iż go nie ma?
Nie od razu. Wtedy też brał klonazepam, lek ścisłego zarachowania psychiatrycznego. Dowiedziałam się o tym później. Bardzo uzależniający. Doprowadza do wydzielania dopaminy, daje przyjemność i nagrodę.
Skąd go brał?
Już na trzeźwo, w szpitalu dziecięcym w centrum Warszawy, do którego trafił w strasznym stanie, powiedział mi to, co mówiłam na początku, iż to przyjeżdża szybciej niż Uber Eats. Wystarczy zamówić i zapłacić.
Wtedy wziął cały listek tego leku przeciwpadaczkowego, przepisywanego także ludziom chorującym na schizofrenię. Przyszedł do domu, widziałam, iż coś się z nim dzieje. Czułam alkohol, ale on się zachowywał inaczej niż ludzie po alkoholu.
Jak?
Tak, iż zadzwoniłam po pogotowie. Nigdy wcześniej nie był tak pobudliwy. Nigdy wcześniej też nie był agresywny. Stał mi nad głową, coś bełkotał, machał rękami. Dlatego dzwoniąc po pogotowie, poprosiłam też o policję.
Wezwała pani policję na własne dziecko?
Wiem, jak to brzmi, ale jak się bierze listek klonazepamu i popija się to wszystko alkoholem… Ktoś taki nie jest moim dzieckiem, jest człowiekiem pod wpływem dwóch silnych substancji aktywnych. On wtedy wziął około 15 klonazepamów.
Można umrzeć?
Nie wiem. Ale to, iż do tej pory żyje, jest chyba jakimś cudem. Wtedy przyjechała i policja, i pogotowie. Miał już skończone 16 lat. I w takim stanie naćpania musiał wyrazić zgodę na hospitalizację. Przecież to jest absurdalne.
Walczyłam w szpitalu, żeby go zatrzymali, bo on się bronił, nie chciał się zgodzić na leczenie, na zatrzymanie go w szpitalu. Potem, kiedy kolejny raz był w szpitalu, próbowaliśmy go przekonać, żeby zamknął się w ośrodku odwykowym.
Też nie chciał?
Oczywiście, iż nie chciał. Było ultimatum: albo wybiera sobie ośrodek i się zamyka, albo składamy do sądu papiery o ubezwłasnowolnienie i sąd wybiera ośrodek państwowy. To było dwa lata temu. Zgodził się i wybrał jeden z droższych.
Ile się płaci?
Kilkanaście tysięcy miesięcznie.
Jak długo tam był?
Pierwszy raz osiem miesięcy. Potem mieszkał ze mną, trochę wytrzymał w abstynencji. Potem był u swojego ojca, który jest bardziej stanowczy ode mnie. Jednak u ojca zaczął pić.
Trzeba wiedzieć, iż alkohol działa na ten same receptory, co narkotyki. Potem mi powiedział, iż wieczorem potrafił wypić osiem, a choćby dziesięć piw.
Magdalena Kwiek
Skąd miał na to pieniądze?
Bardzo dużo rzeczy zginęło z mojego domu, sporo też z domu jego ojca. Wynosił torebki, biżuterie, choćby buty. Prawie nie niszczę rzeczy, więc większość z nich wyglądała, jak nowe. I te w zasadzie nowe torebki oddawał za stówę.
Ludzie uzależnieni są zwykle świetnymi manipulatorami. Stasiek jest w tym wybitny. Wiedział, iż do domu może wejść tylko wtedy, kiedy jest czysty, kiedy nie pił i nie ćpał. Abstynencja całkowita. I pilnował się. Przychodził czysty, brał coś wartościowego i znikał. Zanim się zorientowałam, iż coś zginęło, mijało choćby kilka tygodni.
Któregoś dnia, w styczniu chyba, młodszy syn mówi: mamo, gdzie jest mój komputer. Przeszukaliśmy wszystko. Nie ma. Okazało się, iż wyniósł i sprzedał za grosze. Przyznał się, kiedy zagroziłam, iż zgłaszam kradzież na policję. I przekażę policji informację o innych rzeczach, które ukradł z domu.
Teraz go pani nie wpuszcza do domu.
Tak, ma zakaz przychodzenia do domu nawet, jak jest trzeźwy. Powiedziałam, iż nie będę go testować, sprawdzać, bo nie jestem strażnikiem. A poza tym, mam prawo dbać o swój dom i bezpieczeństwo.
Ktoś to pani doradził?
Tak, terapeutka na terapii grupowej. Pamiętam, jak pierwszy raz to powiedziałam. Czułam, iż jestem zdruzgotana, a z drugiej strony wiem, iż nie ma innego wyjścia. On na początku nie wierzył, myślał, iż żartuję, iż to tylko na chwilę.
Jest pani mamą, to jest pani dziecko.
I tak nie wpuścić dziecka do domu to jest naprawdę straszna próba.
Ktoś pani doradził taką metodę?
Tak. Byłam na terapii dla współuzależnionych i uzależnionych. Zdałam sobie sprawę, iż w naszym domu alkohol też często był. Z byłym mężem na pewno nie byliśmy abstynentami. Zrozumiałam, iż w pewnym sensie również jestem uzależniona. Odstawiłam alkohol całkowicie i przez dziewięć miesięcy chodziłam na terapię grupową.
Starczyło?
Ważne są intencje. Chciałam przede wszystkim zrobić porządek w swoim życiu. Bardzo mi to pomogło, również w kwestii, jak postępować z synem. Nauczyło mnie jak się nie łamać, jak być konsekwentną.
Jestem mamą, która żąda abstynencji, żąda odwyku. Mamą, która nie wpuszcza do domu, nie daje jeść, choćby tej jednej paróweczki. Motywacją do tego, żeby nie pozwalać Staśkowi wchodzić do domu, była moja koleżanka z terapii, która zdecydowała się wyrzucić z domu swojego uzależnionego od narkotyków i alkoholu syna. Też miała wyrzuty sumienia, też cierpiała, ale wiedziała, iż nie ma innej drogi.
Kiedy mi o tym powiedziała, myślałam sobie, jak tak można, własne dziecko wyrzucić na ulice. Okazało się, iż można. W listopadzie zeszłego roku wyrzuciłam własnego syna. I myślę, iż nie miałam innego wyjścia. Kiedy pierwszy raz go nie wpuściłam, to spał na klatce. Zresztą, potem jeszcze wiele razy.
Teraz już nie śpi.
Kiedy mówiłam, iż nie życzę sobie, żeby spał na naszej klatce i zostawiał tu rzeczy, to w ogóle nie słuchał. Dopiero kartka od sąsiadów na niego zadziałała.
Tu, pod nasze drzwi przychodził jeszcze na początku czerwca, dzwonił domofonem. Zwykle rano, o siódmej, wtedy kiedy jeszcze mój młodszy syn był w domu. Nie otwierałam, nie reagowałam. Zamykałam się w sypialni, żeby nie słyszeć. Pół godziny tego pukania i dzwonienia — to działa na układ nerwowy, myśli się pojawiają, iż się jest złą matką.
I myśli się, iż to twoje dziecko, iż je pani urodziła, iż ono tam stoi takie bezradne?
Myśli się. To jest moje śmierdzące dziecko, mój śmierdzący, zaćpany syn. Od mojej mamy wiem, iż tydzień się nie kąpał. Wiem, bo go wpuściła do siebie, nakarmiła, dała łazienkę, dała naładować telefon. Wcześniej na tej klatce przesiadywał. Tu jest mała wspólnota, wszyscy się znamy. Z jednym sąsiadem się przyjaźnię, z drugą sąsiadką też. Dlatego nikt nie zgłaszał na policję, iż bezdomny przesiaduje na klatce.
Najpierw dostałam SMS od sąsiadki:
Zna pani ich dobrze?
Znam. Inny sąsiad jest bardziej wyrozumiały, bo ma koleżankę, która miała doświadczenia z narkotykami w młodości. Podziękowałam mu. Napisał, iż wie, iż to nie jest łatwa sprawa z moim synem. I dalej:
Napisali to na kartce i zostawili mi w drzwiach. I dopiero, kiedy pokazałam Staśkowi, iż sąsiedzi się skarżą, to zadziałało. Zrobiłam zdjęcie tej kartki. I miałam wrażenie, iż dopiero wtedy on stanął twarzą w twarz ze swoim wstydem.
Ma pani tę kartkę?
Mam. Proszę zobaczyć. Ciężkie to jest. Ale od tamtej pory on tu nie nocuje. Na kartce też jest:
I podane miejsca. I ja wiem, i on wie, iż do takich miejsc wpuszczają tylko trzeźwych.
Na kartce jest też:
I to zadziałało na niego. Od 3 czerwca nie nocuje na klatce.
Opowiada o tym pani jakby bez emocji.
Staram się. Inaczej pewnie bym szlochała. Są takie dni, iż nie chce mi się wstać. Szukam dobrych chwil. Idę z psem, zachodzę do cukierni na kawę. Siadam. Tam są te piękne róże… Patrzę na te róże, na ludzi, czasem ktoś coś wesołego powie.
Śnią mi złe sny. Szczególnie wtedy, kiedy on ma fazę dużego ćpania, kiedy jest alkohol plus xanax, plus oksy. Jak się tyle bierze, to serce może rąbnąć. Już mi się śniło, iż ktoś dzwoni i mówi, iż mam przyjść zidentyfikować zwłoki. I widzę te zwłoki. Takie wyłowione po tygodniu od śmierci. Spuchnięte straszne ciało.
Skąd pani wie, kiedy on jest fazie dużego ćpania?
Mój brat go w pewnym sensie monitoruje. Jak jest naćpany, to już nie dzwoni do mnie, nie kontaktuje się ze mną, tylko z bratem.
Czego od niego chce w takich sytuacjach?
Najlepiej to pieniędzy. Mówi, iż na papierosy albo na bułkę, bo nie ma co jeść. Brat mu nie daje, ale rozmawia z nim albo wymienia SMS-y.
Kiedy tu był, to przynajmniej pani miała go na oku, wiedziała, iż syn żyje.
Jestem na wykończeniu, od trzech lat walczę, próbuję przemówić mu do rozsądku, żeby poszedł się leczyć. Na początku chodził na terapię, ale gwałtownie zrozumiałam, iż nie robi tego dla siebie, tylko żeby się wszyscy odwalili. Zdarzało się, iż pisał do mnie: mamo, czy znasz jakieś ośrodki. Wcześniej mu powiedziałam, iż teraz, o ile chce się zamknąć, to musi sam sobie znaleźć ośrodek i terapię.
On jest dorosły, ma 19,5 roku. Wedle prawa nie mam nic do gadania w jego sprawie. Zresztą, o te ośrodki pytał, jak był na zjeździe, w złym stanie. Kiedy się naćpa, już nie pyta. W zeszłym roku trafił do szpitala psychiatrycznego, bo był tak naflukany, iż ledwo przeżył. Jak zobaczyłam wypis, to apteka cała w organizmie.
Jak tam trafił?
Siedział gdzieś przy KFC cały dzień naćpany. Pojawiła się policja, potem karetka pogotowia. Nie wiem już, kiedy to było, bo te daty się mylą. Trzy lata, góra dół, góra, dół, góra, dół…
W tym szpitalu trzymali go dwa tygodnie. Detoks głównie. Mówiłam mu, żeby w tym czasie, kiedy już jest trochę oczyszczony, szukał sobie miejsca na leczenie. Zaznaczyłam, iż już za ten ośrodek nie będę płacić. Zresztą, choćby w takim prywatnym ośrodku na miejsce trzeba czekać. Za pierwszym razem tydzień. Był tu, w domu. I okazało się, iż w nocy wyskakiwał przez okno.
Naćpać się?
Raz go złapałam. Na balkonie stały już moje buty conversy. Chciał je wynieść, opchnąć. Wiem, iż teraz jest wykończony, wiem, iż potrzebuje trzech, czterech miesięcy, żeby fizycznie wrócić do normy i kilku lat, żeby uporać się z uzależnieniem. Wiem też, iż między czwartym a piątym miesiącem przychodzi kryzys, zwątpienie w terapię.
Mój syn był trzy razy w zamkniętym ośrodku. Za drugim razem w Białymstoku. Po trzech i pół miesiącach powiedział, iż już wszystko ok i iż się wypisuje. Przyjechał do domu, oznajmił, iż jest dorosły i wie, co robi. I dodał, iż nie widzi sensu w abstynencji.
Zna pani jego znajomych, którzy ćpają?
Znam kilka osób, ale od dawna ich Stasiek do domu nie przyprowadzał. Ale wiem, iż tych zaćpanych dzieciaków jest bardzo dużo.
Pani ma jeszcze młodszego, 15-letniego syna.
Powiedział niedawno, iż mu już to zwisa. Wiem, iż to nieprawda, ale musi się jakoś bronić. Popada w melancholię, widzę to. Nie zapada się jednak. Mówi do mnie, iż wie, iż nie mam jak wpłynąć na Staśka, iż wszystko to są jego decyzje.
Dużo rozmawiam i z nim, i z jego przyjaciółmi. O narkotykach też. Mówię im, iż medyczna marihuana też jest narkotykiem, bo jest psychoaktywna. Uzależnienie od trawy jest jednym z cięższych do wyleczenia. Mówię im o lekach przeciwbólowych, o alkoholu, o tym wszystkim, co zabija.
Na co pani teraz czeka?
Ja już na nic nie czekam.
Nie czeka pani, iż on zadzwoni i powie: mamo, jestem w ośrodku?
Nie, bo nie chcę się znowu zawieść. Wolę patrzeć realnie, niż się łudzić i mieć nadzieję. Nie skupiasz się na sobie, nie skupiasz się na najbliższym otoczeniu, tylko na tym, iż znowu ćpa i znowu się nie udało. Oczywiście, wewnątrz się odzywa matka… Są wyrzuty sumienia, ale wiem, iż muszę to odcinać.
Wiem, bo sama kiedyś, w latach 90. brałam heroinę. Miałam chłopaka, który po prostu podał mi jedną kreskę i trafiło od razu. Pracowałam w banku, świetnie zarabiałam i przez dwa lata byłam heroinistką, więc wiem, o czym mówię. Kostium, buty na obcasie i trzy razy dziennie działka. Teraz kiedy byłam na terapii, poznałam ludzi z korporacji, którzy ćpają tak, jak ja kiedyś. Mefedron, kokaina. Jeden facet superfunkcjonujący wiele lat na kokainie. I nagle zjazd, depresja.
Pamiętam, jak sama próbowałam wychodzić z heroiny. Najpierw ból fizyczny, koszmarny ból, do tego ekstremalnie przyśpieszone bicie serca. A potem ból psychiczny.
Była pani na odwyku?
Pamiętam, jak cierpiałam na bezsenność. Heroina działa tak, iż się leży, jest przyjemnie, nirwana i bezsenność. W latach 90. w Radiu Kolor była audycja „Nocne rozmowy”. Prowadził ją Krzysztof. Jedna noc, druga noc, dwa tygodnie — nie spałam, słuchałam tego, dzwonili ludzie, głównie alkoholicy. Mówili o uzależnieniu.
I zrozumiałam, iż też chcę spróbować wyjść z nałogu. Najpierw nie brać tylko w weekendy. W piątek w pracy jeszcze brałam, ale wieczorem w domu już zaczynałam mieć dreszcze. Przed rodziną udawałam, iż jestem przeziębiona, a w sobotę o 6 rano już dzwoniłam do dilera, bo nie byłam w stanie wytrzymać tego bólu kości, tych drgawek.
Ile wtedy kosztowała heroina?
200 złotych za gram. A ja dziennie dochodziłam do dwóch, trzech gramów. Pracowałam tylko po to, żeby się naćpać. Mieszkałam u babci, więc za mieszkanie nie płaciłam. Teraz na terapii zrobiłam rachunek sumienia.
Pani synowie o tym wiedzą?
Tak, wiedzą. Zaraz na początku, kiedy zaczęły się problemy ze Staśkiem, powiedziałam i jemu, i młodszemu synowi, iż mam za sobą uzależnienie, iż brałam heroinę i byłam na odwyku. Powiedziałam im, w jakim byłam stanie emocjonalnym, kiedy zaczęłam brać. Słuchali, ale jak widać na Staśka to nie zadziałało. Powiedziałam, jak z tego wyszłam.
Mówiłam, iż pod koniec było mi już wszystko jedno, iż zostawiałam na wierzchu sreberka, fifki, bo w domu sobie paliłam, w pracy wciągałam. Zaczęłam też myśleć o tak zwanym kanale, czyli żeby dać sobie w żyłę. I o tym, iż moja ciotka zauważyła, iż ćpam. Powiedziała mamie, mama do mnie, iż jestem uzależniona, ja na to, iż biorę heroinę. Ona, iż muszę się leczyć. A ja, iż chcę się leczyć.
Wiedziałam, iż samemu się nie da. Trzeba dostać metadon albo tramal. Ja byłam na tramalu przez dwa tygodnie, potem w szpitalu psychiatrycznym w Gnieźnie, na oddziale dla uzależnionych. Tam byli alkoholicy, narkomani i hazardziści.
Ma pani jakieś przyjaźnie z tamtego czasu?
Miałam tam jedną bliską osobę, ale rok po jej wyjściu jej mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, iż niestety nie ma już jej, iż złoty strzał… Ja miałam motywację do życia i wiem, iż o ile sam Stasiek nie będzie chciał żyć, to nic z tego nie będzie.
Myśli pani, iż pani syn ma predyspozycje do uzależnień po pani?
Tak. To jest jakoś genetycznie uwarunkowane. Po heroinie, po dwóch latach brania rzadko kto wychodzi. Okazało się, iż heroinę zastąpiłam alkoholem. Nie, nie upijałam się, wszystko funkcjonowało. Zresztą obydwoje z ówczesnym mężem za kołnierz nie wylewaliśmy.
Teraz nie piję w ogóle, ale myślę o sobie, iż jestem alkoholiczką. Uważam, iż alkohol to jest oficjalny narkotyk, bo działa na te same receptory, co opiaty.
Czy pani były mąż nie obwinia pani za to, iż Stasiek przez panią zaczął ćpać?
Nie, bo tata mojego byłego męża też pił i dziadek pił… Ja sama się obwiniałam, ale na terapii usłyszałam, iż byłam najlepszą mamą, jaką mogłam być w danym momencie i iż nie mogę się obwiniać, bo będę żyć z wyrzutami z sumienia, a to na pewno nie pomaga.
Pytała mnie pani o nadzieję. Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli pójdzie na terapię i wyjdzie z tego ćpania, ale szczerze mówiąc, ciężko mi uwierzyć, iż tak będzie. Któregoś dnia, jeszcze zanim nie pozwoliłam mu więcej wejść do naszego domu, zadzwonił, był kompletnie naćpany, bełkotał. Rozłączyłam się. Zadzwonił jeszcze raz, powiedział, iż stoi na moście… Mój brat pojechał do niego. Odwiódł go od skakania. Byłam wtedy na spacerze z psem. I zaczęłam krzyczeć, płakać, wyć w zasadzie.
Teraz wiem, iż w ten sposób żegnałam się z swoim synem. Zrozumiałam, iż już nie mam na niego wpływu, nie mogę mu pomóc, jest dorosły, ćpa, jest uzależniony i w każdej chwili może umrzeć. Potem przechodziłam coś w rodzaju żałoby. Ciężko jest powiedzieć, iż do końca się pożegnałam, bo on jeszcze żyje, jednak kiedy dostanę informację, iż coś się stało, iż go już nie ma, to mnie to już nie złamie, nie zabije mnie to. Przecież jemu może stanąć serce od mieszania tych leków, alkoholu, narkotyków. Cały czas czuję, jakbym stała nad jego grobem.
Dlaczego pani nie rozebrała choinki?
Bo czekam aż on tu przyjdzie trzeźwy, czysty i mi pomoże.
A jednak.
Jednak. To jest przecież mój syn.