We wrześniu mimo wszystko dużo się dzieje

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 miesięcy temu
Wrześniowe dni od poniedziałku do piątku upływają mi w nieco stałym rytmie. Rano praktyki studenckie, po nich praca w świetlicy środowiskowej, po powrocie do domu i lekkim posiłku wyjście na trening, potem krótki odpoczynek i kilka akapitów pracy magisterskiej. Późnym wieczorem, o ile jest pogoda i siły, spacer po okolicy. Po powrocie prysznic, dobra książka albo teleturniej. Jak czas pozwala to po treningu idę jeszcze spotkać się ze znajomymi na mieście. Czy popadam w rutynę? Może, ale to taka przyjemna i przewidywalna rutyna.
Niebawem przyjdzie październik, a wraz z nim nieco urozmaicenia w moim życiu. O zbliżającym się kolejnym roku akademickim dyskretnie przypominają nie tylko coraz krótsze i chłodniejsze dni, ale też notatki zrobione "na zaś", które zawładnęły stolikiem, przy którym się uczę. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie boję się tego, co będzie. Pracę magisterską mam już praktycznie ukończoną, teraz tylko trzeba nanieść do niej poprawki. Czegoż chcieć więcej?
Na razie jednak cieszę się ostatnimi dniami lata. Dzisiaj musiałam gdzieś przeczekać czas pomiędzy praktykami, a pracą. Akurat dotarły do mnie zamówione książki. Chociaż niezbyt przepadam za galeriami handlowymi, postanowiłam zaszyć się w jednej z nich. Udałam się na dolny poziom, gdzie znajdują się punkty gastronomiczne, a co za tym idzie, i stoliki przy których można coś zjeść. Zajęłam jeden z nich i zajęłam się czytaniem jednej z owych książek. Naraz kątem oka zobaczyłam, iż coś się rusza po przeciwległej stronie. Podniosłam głowę, a tam taki sympatyczny i pocieszny wróbelek hasa sobie po stołach i krzesłach.
Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszył mnie ten widok. Wszak w dużych miastach w tej chwili nie spotyka się zbyt dużo tych sympatycznych ptaszków. Hmmm..., choćby nie wiem, kiedy ostatnio widziałam je w mieście. Chyba wtedy, kiedy szłam przez jedno z wielkich osiedli. A kiedyś było ich pełno...
Ostatnio byłam świadkiem odsłonięcia kolejnego beboka w Kato. o ile ktoś nie wie, bebok jest to nadprzyrodzona istota wywodząca się ze słowiańskich wierzeń. Na naszym terenie są one dosyć popularne. Sama idea została zaczerpnięta z Wrocławia, gdzie znajdują się słynne już krasnale, reprezentujące różne stany i profesje. U nas podobna sprawa ma się z bebokami. Może nie ma ich jeszcze aż tyle jak we Wrocławia, ale z każdym rokiem przybywają kolejne. choćby powstał specjalny szlak z tymi fantastycznymi stworkami. Najnowsza figurka Ancuga, ucznia Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych, została umieszczona u wejścia do gmachu szkoły. Akurat w budynku naprzeciwko mam praktyki. W dniu odsłonięcia figurki zdziwił mnie tłum ludzi, a zwłaszcza uczniów, przed szkołą. Szczerze powiedziawszy myślałam, iż to próbna ewakuacja. Próbowałam choćby wypatrzeć Kropkę w tym całym tłumie, wszak to jej technikum i podpytać, co się dzieje, ale bezskutecznie. Dopiero w poradni uświadomili mnie, iż oto zostanie już za chwilę odsłonięty kolejny bebok, a uczniowie tego dnia nie mieli z tej okazji zajęć lekcyjnych, tylko jakieś warsztaty, a potem dyskotekę. Wydarzeniu temu przewodniczył jakiś poseł z naszych terenów, a także ogłuszająca muzyka. Ja szczerze współczułam dzieciakom korzystającym tego dnia z usług Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej tego dnia, bo mnie samej trudno było się skupić na czymkolwiek. A jak się domyślacie, teraz jest boom na wszelkie opinie i orzeczenia potrzebne do szkół. Na szczęście uroczystość ta trwała tylko jeden dzień, zaś sam bebok prezentuje się jak na ucznia szkoły technicznej przystało.
Jeżeli mówimy o odsłanianiu różnych rzeczy w przestrzeni miejskiej to warto wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu, które miało miejsce u nas na Śląsku w ostatnich dniach. Każdego roku w Kato odsłaniany jest kolejny pomnik w "Galerii Ślązaków" usytuowanej na Placu Grunwaldzkim w centrum miasta. O dotychczasowych bohaterach uwiecznionych w ten sposób pisałam >>tutaj<<, >>tutaj<<, >>tutaj<<, >>tutaj<< i >>tutaj<<. W tym roku popiersiem postanowiono upamiętnić znakomitego kabareciarza, piosenkarza i aktora, zmarłego tuż przed Bożym Narodzeniem w ubiegłym roku Krzysztofa Respondka. Respondek urodził się w 1969 roku w Tarnowskich Górach. Był absolwentem Wydziału Aktorskiego PWST. Od 1992 do 1999 roku grał w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Można go było zobaczyć w takich spektaklach, jak: "Ślady" (1993), "Skrzypek na dachu" (1993) oraz "Fame" (1997). Występował też w takich serialach, jak "Barwy szczęścia" (grał Michała Jelenia) i "Agentki", a także w filmie "Magneto". Można go było zobaczyć też w trzeciej edycji polsatowskiego show - "Jak oni śpiewają", którą zresztą bezapelacyjnie zwyciężył. Wraz z innym aktorem ze Śląska, Krzysztofem Hanke, tworzył kabaret Rak. Artysta zmarł 22 grudnia w wieku zaledwie 54 lat. Przyczyną zgonu był zawał serca. Krzysztof pracował adekwatnie do końca - trzy dni wcześniej występował jeszcze na scenie.
Idź do oryginalnego materiału