Prawie 70% Polek nie planuje dzieci, a rząd zapowiada wprowadzenie nowej strategii demograficznej
Centrum Badania Opinii Społecznej zapytało Polki o plany związane z prokreacją. Aż 68% odpowiedziało, iż dzieci nie planuje lub nie wie, czy zamierza zdecydować się na macierzyństwo, a tylko 17% jednoznacznie stwierdziło, iż w najbliższych latach planuje ciążę. Dla porównania – pięć lat temu, w 2017 r., kobiet, które nie chciały mieć dzieci, było 22%. Skok jest ogromny. Aktywistki i polityczki komentują nowe statystyki, określając je jako „tragiczne”. Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówi o „kompletnej zapaści polityki prorodzinnej”, a szefowa Fundacji Rodzić po Ludzku Joanna Pietrusiewicz powiedziała w rozmowie z TVN 24, iż kiedy zobaczyła wyniki, sądziła, iż źle je odczytała – tak są nieprawdopodobne. „Rząd robi wszystko, żeby Polki nie chciały mieć dzieci”, stwierdziła z kolei Agnieszka Pomaska z Koalicji Obywatelskiej.
Z danych i statystyk wynika, iż polityczka ma rację. Polska od wielu lat nie ma spójnej polityki rodzinnej, regulacje wciąż się zmieniają, a te, które funkcjonują, nie tworzą warunków do bezpiecznego macierzyństwa. „Kiedy popatrzymy na politykę prorodzinną w Polsce, to wyraźnie widać, iż wciąż coś się zmienia. Każdy nowy rząd oznacza nowe programy – a to wydłużamy, a to skracamy urlop rodzicielski, raz wydłużamy ojcowski, raz go skracamy. Osoba, która decyduje się na dzieci, musi być ekspertką i nadążać za tymi zmianami, a przecież przy »projekcie dziecko« najważniejsze jest poczucie długofalowego bezpieczeństwa. Tego Polki nie mają. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r., który uznał przesłankę embriopatologiczną, dopuszczającą przerwanie ciąży w przypadku nieuleczalnych i/lub letalnych wad płodu, za niezgodną z konstytucją, de facto sprawił, iż aborcja z przyczyn wad płodu stała się nielegalna. To wyrok dla kobiet. Boją się planować dzieci, boją się zachodzić w ciążę”, wytykała w rozmowie z „Wysokimi Obcasami” socjolożka prof. Elżbieta Korolczuk.
Drakońskie prawo przeraża kobiety
Orzeczenie Trubunału Konstytucyjnego zaostrzyło prawo, które i tak, zgodnie z obowiązującą od 1993 r. ustawą o planowaniu rodziny, było jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Nie tylko wprowadziło de facto zakaz aborcji, ale wywołało także efekt mrożący wśród lekarzy, obawiających się przeprowadzania zabiegów. To z kolei miało tragiczne konsekwencje dla kilku kobiet, które zmarły wskutek braku odpowiednio szybkiej reakcji lekarzy, czekających na obumarcie płodu, gdy zagrożone było zdrowie i życie kobiety. Tak było m.in. w przypadku Izabeli z Pszczyny, której tragiczna śmierć na oddziale położniczym była impulsem do ogólnopolskich protestów pod hasłem „Ani jednej więcej”. Kobiety zaczęły się obawiać tego, co się z nimi stanie w przypadku komplikacji związanych z ciążą. Ten strach widoczny jest zarówno w poparciu dla legalizacji aborcji, jak i w badaniu CBOS na temat planów prokreacyjnych. W sondażu przeprowadzonym przez Ipsos dla OKO.press poparcie dla prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży wyraziło 70% badanych.
Posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic zwraca uwagę na inny aspekt, zbyt często pomijany w dyskusji – której tak naprawdę brakuje – o rodzicielstwie. „To nie jest kryzys macierzyństwa czy choćby rodzicielstwa, to kryzys ojcostwa. Dziecko ma się przecież nie indywidualnie, a młode kobiety takiej właśnie perspektywy się boją – samotnego, samodzielnego macierzyństwa”, mówi posłanka i szefowa stowarzyszenia BABA. I wylicza, punktując niedociągnięcia państwa: „Przecież problem z egzekwowaniem alimentów mamy nie od dziś. Od lat statystyki pokazują, iż milion dzieci nie otrzymuje należnych pieniedzy – każda młoda kobieta albo widziała, jak matka (zazwyczaj) tyrała i umartwiała się, by zaspokoić potrzeby dzieci, albo znała dziecko, którego rodzic zrejterował, uciekł od odpowiedzialności za jego utrzymanie. Musi więc liczyć się z tym, iż jako matka stanie przed wyzwaniem: jak utrzymać i wykształcić samodzielnie dziecko lub dzieci. Dlatego mniej boją się kobiety z wielkich miast i świetnie wykształcone – one dadzą sobie radę, mniej je dotyka luka płacowa. A co, jeżeli dziecko urodzi się niepełnosprawne, chore, obciążone wadami? Na państwo liczyć nie można, internet pełen jest zbiórek na leczenie dzieci. Rzadkim widokiem jest przy tym samotny mężczyzna z niepełnosprawnym dzieckiem, raczej to matka dźwiga ten krzyż. A jeżeli nie chce go dźwigać i nie chce dla swojego dziecka takiego tragicznego losu, to szans na terminację ciąży mieć nie będzie. Ale potępienie i prześladowania – akurat to ma pewne”.
„W każdej szkole było dziecko z tak nasilonymi objawami depresji, iż nie tylko się okaleczało, ale także miało za sobą próbę samobójczą – ciągnie Anita Kucharska-Dziedzic.
– Każdy nastolatek zna lub kojarzy kogoś, kto się zabił. Do tego dochodzi brak opieki instytucjonalnej: żłobków i przedszkoli umożliwiających łączenie pracy z rodzicielstwem, i łatwo dostrzegalny kryzys szkoły. Jak popatrzymy na ministrów edukacji, to czy statystyczna młoda kobieta chciałaby zostawić swoje dziecko pod opieką Giertycha, Zalewskiej, Czarnka? Czy chciałaby, aby jej dzieci uczył i wychowywał ktoś taki? Patrzy młoda kobieta na opowiadających żenujące kocopoły kuratorów, na nauczycieli coraz bardziej sfrustrowanych i coraz częściej odchodzących na lepiej płatne posady i wie, iż niekoniecznie będzie ją stać na prywatną szkołę dla swojego dziecka. Do kryzysu ojcostwa dochodzi zatem kryzys państwa, które społeczne patologie toleruje, a choćby wspiera, a na tragedie i problemy małych obywateli jest obojętne. Decyzja: nie chcę mieć dzieci, jest wyrazem odpowiedzialności i troski. Urodzę tylko wtedy, jeżeli będę pewna, iż w razie czego sama sobie poradzę i zapewnię dobre życie mojemu dziecku, a w wypadku wyzwań ponadstandardowych – mam grupę wsparcia, która mi pomoże”.
Polityka nierodzinna
Restrykcyjne prawo aborcyjne to tylko jeden z wielu elementów polityki, która prorodzinna jest wyłącznie z nazwy. Mimo wprowadzenia w 2012 r. standardów opieki okołoporodowej (w 2018 r. weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia dotyczące standardów medycznych dla fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu i opieki nad noworodkiem; dokument ten miał zwiększać satysfakcję kobiet z doświadczenia porodu oraz m.in. zmniejszyć stopień medykalizacji porodów) wciąż w wielu placówkach nie są one przestrzegane. Fundacja Rodzić po Ludzku od lat gromadzi dane na temat sytuacji na porodówkach, a wyniki raportów, które publikuje, są zatrważające. Aż 54% kobiet doświadczyło przemocy lub nadużyć na oddziałach położniczych: przed, w trakcie i po porodzie.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 4/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. Shutterstock