Obserwacja podróżnych
"Byłam ostatnio służbowej podróży: musiałam pojechać nad morze, choć na co dzień mieszkam w polskich górach. To był kilkudniowy wyjazd związany ze sprawami zawodowymi, dlatego zdecydowałam się na pokonanie tej trasy pociągiem. Moja decyzja była podyktowana m.in. tym, iż mogłam w czasie podróży pracować na komputerze. W trakcie tej wycieczki dla relaksu obserwowałam innych podróżnych – w końcu moja trasa trwała kilka długich godzin" – zaczyna swoją wiadomość do redakcji Justyna.
"W okolicach Warszawy do mojego przedziału wsiadła pewna kobieta, której towarzyszył około 6-letni chłopiec. Nie jestem pewna, czy tyle miał lat, ale sama mam synka w tym wieku, a tamten dzieciak bardzo mi go przypominał. Chyba dlatego właśnie tak zainteresowała mnie ta dwójka: bo mimowolnie pomyślałam o sobie i moim własnym dziecku. Niestety ich zachowanie sprawiło, iż zrobiło mi się przykro i z wdzięcznością pomyślałam o tym, iż mnie na szczęście udaje się uniknąć takich sytuacji z własnym synem.
Mianowicie, kobieta wsiadła do pociągu dość mocno wzburzona. Chłopiec dreptał za nią ze spłaszczona głową i wyraźnie smutny. Siedli na miejscach po skosie ode mnie, więc z ciekawością przyglądałam się im dalej, trochę podsłuchując ich rozmowę. A adekwatnie monolog, który prowadziła mama w kierunku zasępionego kilkulatka. W zdaniach, które wypowiadała, pełno było żalu i wyrzutów – kobieta mówiła o tym, iż chłopiec popsuł jej podróż, iż ona nie ma już do niego siły i iż brakuje jej cierpliwości 'kiedy odwala taki cyrk'".
Tak niszczymy pewność siebie dzieci
Nasza czytelniczka przyznała, iż nie zwróciła uwagi mamie chłopca. Zauważyła jednak, ze jej zachowanie może mieć fatalne skutki: "Nie wiem dokładnie, o co tam chodziło, ale dało się z tego wszystkiego wywnioskować, iż mama i dziecko podróżują już od jakiegoś czasu i chłopiec zachował się w sposób, który nie spodobał się kobiecie. Nie chciałam się wtrącać, uważam bowiem, iż każdy powinien wychowywać dzieci tak, jak sam chce.
Natomiast ton, którym pani zwracała się do dziecka, wzbudził we mnie sporo emocji. Nie dość, iż mama obwiniała syna za wszelkie niepowodzenia komunikacyjne (choć przecież to dziecko nie mogło mieć wpływu na wszystko, co działo się na stacji czy w pociągu) to dawała mu odczuć, iż jest najgorszym z możliwych towarzyszy podróży. Rozumiem, iż czasami jakieś zachowania dzieci są negatywne, niedopuszczalne, złe. Zwykle jednak kilkulatki nie robią tego na złość nam, dorosłym – takie jest moje zdanie.
Widać było po tym chłopcu, iż mu przykro. Że sytuacja, która tak zdenerwowała mamę, jego też dotknęła i jest mu teraz strasznie smutno. Czy zamiast awantury i tego ganienia, nie wystarczyło powiedzieć chłopcu raz, iż jego zachowanie nie było w porządku? I dać wyraz nadziei, iż następnym razem będzie lepiej, spokojniej? Miałam chęć powiedzieć tej kobiecie, iż trochę chyba przesadza i mogłaby też popatrzyć na sytuację z perspektywy tego dziecka, które też pewnie jest podróżą zmęczone, przebodźcowane i nie zawsze umie jeszcze panować nad swoim zachowaniem.
Nie zrobiłam tego jednak i teraz bardzo żałuję. Dlatego piszę tę wiadomość z apelem do innych rodziców. Bądźcie dla swoich dzieci wyrozumiali, miejcie odrobinę cierpliwości i dozę czułości. Maluchom często to jest bardziej potrzebne niż godzinny wywód i wyrzuty, iż ich zachowanie było nie takie, jak życzą sobie tego dorośli. Słowa tej matki na pewno zniszczyły w tym chłopcu pewność siebie" – kończy swój list nasza czytelniczka.