System wykorzystujący zasadę no fault wprowadzono w Szwecji już w latach 70. ubiegłego wieku. Jak to sprawdza się na co dzień – kto może zgłosić zdarzenia niepożądane, kto ocenia, czy doszło do błędów, i co, jeżeli się je potwierdzi, kto płaci rekompensaty dla poszkodowanych chorych i czy lekarze często tracą prawo wykonywania zawodu?
Na te pytania „Menedżera Zdrowia” odpowiada Mateusz Rybicki, specjalista medycyny rodzinnej z Gdańska praktykujący w Karlskronie i autor podcastu „Lekarz w Szwecji”.
– W Szwecji system no fault działa w najczystszej postaci, wzorcowy – ma długą tradycję, jest skuteczny i dzięki niemu wyciągane są wnioski, a nie karze się jednostek – zaczyna ekspert.
– Gdy dochodzi do niepożądanego zdarzenia medycznego, uchybienia i nieumyślnego błędu, nie trzeba orzekać, z czyjej winy ono nastąpiło – wystarczy wykazać, iż się wydarzyło i pacjent poniósł szkodę, za którą należy mu się rekompensata. Nie szuka się winnych, ale odpowiada na pytania, czy chory doznał uszczerbku i dlaczego coś poszło nie tak – opowiada.
Jak to wygląda w praktyce – kto zgłasza takie zdarzenie?
– Może to zrobić każdy uczestnik systemu ochrony zdrowia – pacjenci, ich rodziny i bliscy, personel medyczny, zarządzający szpitalami, a także – co Polakom może wydawać się nietypowe – sami lekarze podejrzewający, iż dopuścili się nieumyślnych błędów lub przeoczeń. Medycy decydują się na weryfikację swojej pracy, bo nie boją się konsekwencji karnych – i wiedzą, iż dzięki analizie mogą się wydarzyć same pozytywne rzeczy – może się polepszyć system, a w przyszłości nie dochodzić do ponownych ewentualnych błędów – mówi lekarz pracujący w Szwecji.
Co dzieje się potem?
– Najpierw specjalna komisja – w miejscu pracy lub w instytucji podobnej do Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce, w zależności od tego, czy ewentualne przewinienie jest poważne – weryfikuje, czy zgłoszenie w ogóle jest zasadne. Przy czym od razu zaznaczę, iż tu nie chodzi o to, by patrzeć innym na ręce. To tak nie działa. Rozmawia się, pyta, sprawdza, przegląda dokumenty – na podstawie tego powstaje raport. Kiedy ten jest niekorzystny dla lekarza, a komisja, składająca się z praktyków, uznaje, iż doszło do nieumyślnego błędu lub innego niepożądanego zdarzenia, w wyniku którego pacjent ucierpiał, to rozmawia się z winowajcą, przedstawia mu się wnioski z rekomendacjami, mówi, co należy poprawić, zmienić, a poszkodowanemu wypłacana jest – przez ubezpieczyciela – rekompensata. W Szwecji każdy podmiot leczniczy jest ubezpieczony. Dzięki temu doktor nie musi obawiać się, iż zostanie pociągnięty do finansowej odpowiedzialności – wyjaśnia Mateusz Rybicki, dodając, iż „indywidualne ubezpieczenia medyczne na wypadek popełnienia błędu medycznego nie są w tym kraju przez lekarzy wykupywane”.
Jakie konsekwencje wobec lekarza są wyciągane?
– Najsurowsza kara, o której słyszałem, to była pisemna krytyka, wydana przez organ analizujący jego sprawę. Trafia ona do specjalnego rejestru – ale lekarz może się od tej decyzji odwołać – mówi Rybicki.
– Lekarze nie po to się uczą, aby krzywdzić. Chcą dobra obywateli – a Szwedzi, w tym przedstawiciele tamtejszego systemu ochrony zdrowia, o tym wiedzą – komentuje.
– Nie wyobrażam sobie pracy w innym systemie – takim, w którym na każdym kroku musiałbym się zastanawiać, czy przypadkiem, mimo najlepszych chęci, czegoś nie dopatrzyłem, czegoś nie zdiagnozowałem – ocenia.
Mateusz Rybicki podkreśla też, iż „dane i wnioski dotyczące analizowanych zdarzeń są udostępniane publicznie”.
– Po zakończeniu takich spraw powstaje raport. Po usunięciu danych wrażliwych, takich jak dane osobowe lekarza i pacjenta, i zanonimizowaniu dokumentu, raz w miesiącu wszyscy pracownicy sytemu ochrony zdrowia w Szwecji dostają podsumowanie, w którym rzeczowo i krótko opisane jest, co się wydarzyło, co ustalono i jakie wyciągnięto wnioski. To pozwala uniknąć błędów w przyszłości i ma skłonić do refleksji – mówi Mateusz Rybicki, podkreślając, iż „to dobre rozwiązanie”.
Wypowiedź eksperta, który jest także założycielem facebookowego profilu „Lekarz w Szwecji”, do obejrzenia poniżej.