Nie ufam ślepo lekarzom. Tym razem pewien "dziwny" nawyk ochronił moje dziecko

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Zawsze czytam ulotki, zanim podam dzieciom leki. Fot. 123rf.com


Ostatnio córka rozłożyła się na całego. Zapalenie oskrzeli. W domu zauważyłam, iż na rozpisce leków coś mi nie pasuje. Choć z mężem podobnie zinterpretowaliśmy zapis dotyczący antybiotyku, to go nie podaliśmy. Nawyk, który mam od wielu lat, uchronił moje dziecko przed olbrzymią pomyłką.


Chore dziecko to koszmar każdej mamy. Oczywiście nie znoszę, kiedy moje córki źle się czują, ale do tego dochodzi jeszcze ta cała logistyka. Trzeba inaczej się zorganizować z obiadem, pracą, często wymyślać jakieś aktywności dla dzieci, no i oczywiście mój ulubiony punkt programu: podanie leków. Bywa to niemałym wyzwaniem, ale czujność trzeba zawsze zachować.

Sezon infekcji


Nasza 3-latka jakiś czas temu poszła do przedszkola, niestety to pierwsza jesień w tak dużej grupie dzieci. Do tej pory przynosiła jedynie katar, tym razem skończyło się to zapaleniem oskrzeli. Badania krwi były tak słabe, iż lekarka z wielkim bólem wypisywała receptę na antybiotyk, choć sama miała nadzieję, iż się uda tego uniknąć.

Pewnie same świetnie wiecie, jak wygląda wizyta w gabinecie z 3-latkiem. Gdy tylko kończy się badanie, moja córka zaczyna się nudzić i pytać, czy możemy już iść, jest głodna, chce siku itp. Tymczasem to przecież najważniejszy moment dla rodzica, bo musi uważnie słuchać lekarza. Ja dodatkowo byłam zestresowana tym antybiotykiem (jakoś przez lata udawało się go uniknąć).

Dobry nawyk


Po powrocie do domu rozstawiłam naszą małą aptekę na stole. Dwa leki do inhalacji, sól, krople do nosa, syrop wykrztuśny, antybiotyk, probiotyk... Zaczęłam ustalać harmonogram, by nic nie pogubić i zachować odpowiednie odstępy czasowe.

Zasiadłam także do czytania ulotek. To nawyk, który wyrobiła u mnie mama. Zawsze mówiła, iż lekarz i farmaceuta, choć są specjalistami, to są tylko ludźmi, a chodzi przecież o zdrowie i życie naszego dziecka. Większość się zgadzała, jednak nie pasowało mi coś z antybiotykiem. W ulotce był algorytm na obliczenie dawki i jakoś nie pokrywało się to z zapisem od lekarza.

Od razu zadzwoniłam do przychodni z prośbą o konsultację dawkowania. I okazało się, iż moje przeczucie było słuszne. Dawka zapisana na kartce od lekarza byłą porcją leku, ale na cały dzień. Ponieważ córka ma go brać dwa razy dziennie, mililitry należy podzielić na dwie dawki. Oznacza to, iż gdybym na ślepo podążała za zapisem, podałbym dwa razy więcej antybiotyku, znacznie przekraczając dzienną dozwoloną dawkę dla dziecka w tym wieku. Mogłabym zrobić córce olbrzymią krzywdę.

Czyj błąd?


Żeby było jasne, nie będę teraz grzmieć, iż lekarka powinna to lepiej zapisać i jak ona mogła?! Pewnie i powinna, a może także wszystko wyjaśniła, tylko przez zniecierpliwione dziecko tego nie usłyszałam? Nie wiem.

Opisuję wam naszą historię przede wszystkim dlatego, by was uczulić na to, co podajecie dziecku i nakłonić, byście absolutnie zawsze czytały ulotki. Gdy coś wzbudza wasze wątpliwości, jeszcze raz skonsultujcie się z lekarzem lub farmaceutą, zanim cokolwiek podacie dziecku. Są historie, gdy lekarz dobrze zapisał lek, ale farmaceuta wydał inny. Są i takie jak nasza, iż niefortunny zapis mógł doprowadzić do olbrzymiej pomyłki.

PS. Drugą rzeczą, której nauczyła mnie moja mama, jest trzymanie leków poza zasięgiem oczu i rąk dziecka. Jako przedszkolak czułam, iż już pora na kolejną dawkę i sama obie wzięłam antybiotyk, przy okazji wylewając pół zawartości butelki. Mama nie miała pojęcia, ile dokładnie leku połknęłam.

Idź do oryginalnego materiału