Mój mąż chciał ze mnie zrobić kurę domową. Tak mu dałam popalić, iż teraz nie wpuszcza mnie do kuchni

zdrowienapoziomie.pl 3 tygodni temu

Plan męża – idealna kura domowa

Kiedy wyszłam za mąż, byłam pełna optymizmu i radości, planując naszą wspólną przyszłość. Z początku wszystko było wspaniałe – dzieliliśmy się obowiązkami, wspólnie spędzaliśmy czas, i cieszyliśmy się sobą. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, iż mój mąż miał w głowie pewien scenariusz, który zbyt mocno zaczął przypominać staromodne wyobrażenie o małżeństwie. A w tym scenariuszu ja miałam pełnić rolę klasycznej „kury domowej”, której miejsce jest w kuchni.

Zaczęło się niewinnie – kilka komentarzy typu: „Może byś dzisiaj ugotowała obiad?”, „Twoje miejsce jest w domu, a ja zarabiam na nas”. Nie przeszkadzało mi to z początku, bo uwielbiałam gotować, a domowe obowiązki nigdy nie były dla mnie problemem. Jednak niedługo zaczęłam zauważać, iż mój mąż coraz bardziej opierał się na przekonaniu, iż to ja powinnam być odpowiedzialna za wszystko, co działo się w naszym domu. A kiedy tylko coś nie szło zgodnie z jego planem, robił mi wymówki.

„Dlaczego obiad nie jest gotowy na czas?”, „Pranie nie zrobione?”, „Kobiety powinny znać się na tych sprawach”, mówił z takim przekonaniem, jakby nasze życie miało przypominać staromodny podział ról. W jego wizji to ja miałam być tą, która dba o dom, a on, jako głowa rodziny, po prostu wracałby z pracy i czekał na ciepły posiłek.

Mój plan – rewolucja w kuchni

Na początku próbowałam z nim rozmawiać, wyjaśniając, iż nasze życie powinno wyglądać inaczej, iż oboje powinniśmy dzielić się obowiązkami. Ale te rozmowy nie przynosiły większych rezultatów. Mąż nie widział w tym nic złego – „Przecież to normalne, iż kobieta gotuje i sprząta,” powtarzał za każdym razem.

Zaczęłam się zastanawiać, jak mogę mu pokazać, iż nie zamierzam stać się kimś, kto poświęci swoje życie na gotowanie i sprzątanie dla jego wygody. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł – skoro tak bardzo chciał, żebym gotowała, to miałam zamiar spełnić jego życzenie… ale na własnych zasadach.

Zaczęłam przygotowywać posiłki tak nieudane, iż choćby ja sama ledwo mogłam na nie patrzeć. Spalone naleśniki, przypalone ziemniaki, przesolona zupa – wszystko to pojawiało się na stole z szerokim uśmiechem na mojej twarzy. „Proszę, kochanie, obiad gotowy,” mówiłam z udawaną dumą. Mąż patrzył na to z niedowierzaniem, ale z początku nie komentował. Myślał, iż to przypadek, iż może miałam gorszy dzień w kuchni.

Ale kiedy codziennie zaczęłam przynosić mu kolejne „specjały” – ryż przypominający klej, mięso tak twarde, iż nie dało się go pokroić, czy sosy, które były nie do przełknięcia – zrozumiał, iż coś jest nie tak. „Czy ty robisz to specjalnie?” – zapytał mnie pewnego dnia, po kolejnym przypalonym obiedzie. Uśmiechnęłam się słodko i odpowiedziałam: „Nie wiem, o co ci chodzi, przecież chciałeś, żebym gotowała. Staram się!”

Koniec dominacji w kuchni

Po kilku tygodniach kulinarnych „katastrof” mój mąż w końcu zrozumiał, iż jeżeli dalej będzie mnie traktować jak kucharkę, nasze wspólne posiłki zamienią się w prawdziwy koszmar. Pewnego dnia, po wyjątkowo nieudanym obiedzie, powiedział: „Może ja jednak ugotuję coś dla nas dzisiaj?” Uśmiechnęłam się w duchu, bo wiedziałam, iż właśnie osiągnęłam to, na czym mi zależało.

Od tamtej pory sytuacja zmieniła się diametralnie. Mój mąż, który jeszcze niedawno myślał, iż to ja będę odpowiadać za domowe obowiązki, zaczął przejmować inicjatywę. Nagle zaczął gotować obiady, sprzątać kuchnię, a ja mogłam cieszyć się wolnością od jego oczekiwań. Stało się to wręcz komiczne – teraz, gdy wchodzę do kuchni, patrzy na mnie z pewnym niepokojem i mówi: „Może ja jednak to zrobię?”.

Nie zamierzałam zostać „kurą domową” i pokazałam mu to w sposób, który zapamięta na długo. Teraz nasz dom jest miejscem, gdzie oboje dzielimy się obowiązkami, a ja nie muszę spędzać godzin w kuchni, przygotowując obiady na jego życzenie.


Co sądzicie o tej historii? Czy też walczyłybyście o równość w związku w tak nietypowy sposób? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach na Facebooku!

Idź do oryginalnego materiału