Najczęstszą przyczyną zgonów na chorobę legionistów jest źle postawiona diagnoza lekarska
Informacje z Rzeszowa o przypadkach groźnego zapalenia płuc wywołanego bakterią Legionella pneumophila zelektryzowały media, opinię publiczną i służby państwowe z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego włącznie. Pojawiły się różne teorie: iż epidemia została wywołana przez rosyjskie służby specjalne, iż bakteria została przywleczona przez Ukraińców, iż przywlekli ją amerykańscy żołnierze, których na Podkarpaciu są dziś tysiące, a przecież śmiertelnie groźne zapalenie płuc po raz pierwszy pojawiło się 47 lat temu w USA…
Odkrycie McDade’a
Kilka tygodni po uroczystych obchodach 4 lipca 1976 r. 200-lecia ogłoszenia Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych do Filadelfii przybyły setki członków Legionu Amerykańskiego, wpływowej organizacji zrzeszającej kombatantów, by wziąć udział w dorocznej konwencji stanowej. Część z nich zakwaterowano w hotelu Bellevue-Stratford. Parę dni po zakończeniu konwencji ponad 200 jej uczestników zachorowało na ciężkie zapalenie płuc, w wyniku którego zmarło 29 osób. Władze przyjęły, iż mają do czynienia z nieznaną epidemią, i zleciły ustalenie jej przyczyn Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom. To federalna agencja podlegająca Departamentowi Zdrowia i Opieki Społecznej, której zadaniem jest ochrona zdrowia i bezpieczeństwa publicznego.
Sprawą zajął się zespół naukowców kierowany przez 36-letniego mikrobiologa Josepha McDade’a. Specjalizował się on w badaniu chorób przenoszonych przez pchły, wszy i kleszcze na ludzi i zwierzęta. Jak później wspominał, wydawało mu się mało prawdopodobne, by takie było źródło choroby, na którą zapadli uczestnicy konwencji Legionu Amerykańskiego, gdyż weterani nie mieli kontaktu ze zwierzętami domowymi. Czy wobec tego powodem były niepasteryzowane wyroby mleczne? Ten kierunek również okazał się ślepym zaułkiem.
Przełom nastąpił w okolicach Bożego Narodzenia. Jeden z rozmówców McDade’a powiedział mu, iż jest bardzo zawiedziony brakiem postępów w tej sprawie. Mikrobiolog wrócił do laboratorium i zaczął przeglądać wyniki dotychczasowych badań. Jego uwagę zwróciły fragmenty tkanek świnki morskiej, których użyto podczas wstępnych testów. Pod mikroskopem zauważył niewielkie organizmy w kształcie pręcików. Początkowo zignorowano je, gdyż nie było ich wiele, ale tym razem McDade znalazł fragment tkanki ze skupiskiem owych pręcików. To był strzał w dziesiątkę.
Po jakimś czasie zespołowi, którym kierował, udało się namnożyć tajemniczy organizm, który okazał się nieznaną wcześniej bakterią. Nazwano ją Legionella pneumophila.
To ona była odpowiedzialna za przypadki ciężkiego zapalenia płuc, na które zapadli weterani, członkowie Legionu Amerykańskiego.
Później naukowcy odkryli, iż wywołuje ona też łagodniejszą chorobę, którą nazwano gorączką Pontiac. W 2014 r. Joseph McDade przeszedł na emeryturę. w tej chwili jest członkiem krajowej naukowej rady doradczej ds. bezpieczeństwa biologicznego przy Narodowym Instytucie Zdrowia.
Groźniejsza niż COVID-19
Choroba legionistów nie jest w Polsce niczym nadzwyczajnym. Rocznie rejestrowanych jest od 70 do ponad 100 przypadków. Specjaliści zakładają, iż maksymalnie może ich być trzy razy więcej. W przeszłości z powodu groźnego zapalenia płuc wywołanego tą bakterią umierało rocznie kilka osób. Nic dziwnego, iż media się tym nie interesowały.
Ognisko legionelli w Rzeszowie wzbudziło niepokój nie tyle z uwagi na pojawienie się nieznanego szczepu bakterii, ile ze względu na liczbę zgonów. Przy zapaleniu płuc wywołanym tym patogenem śmiertelność sięga 10% zarażonych i jest znacznie wyższa niż w przypadku COVID-19 (od 0,5% w Europie i Stanach Zjednoczonych do 2% w niektórych krajach) czy grypy (od 0,025% do 0,05%). Jednak nie stanowi ona tak wielkiego wyzwania dla służby zdrowia jak np. COVID-19, gdyż bakterie Legionella pneumophila nie przenoszą się z człowieka na człowieka jak grypa czy wirus SARS-CoV-2. Dlatego zarażeń będzie znacznie mniej.
Na 30 sierpnia br. stwierdzono w Polsce 16 zgonów, a na Podkarpaciu 150 zakażeń, głównie wśród osób starszych z chorobami współistniejącymi. Władze nie są w stanie ustalić, co pierwotnie było źródłem bakterii. Wiadomo, iż można się z nimi zetknąć, wdychając wodny aerozol rozpylany przez klimatyzację, prysznice, kurtyny wodne, na basenach itp. Natomiast wypicie szklanki wody, w której są te bakterie, nie wywoła ciężkiego zapalenia płuc. Co więc się stało w Rzeszowie?
Przy czym nie wspomniano, iż najczęstszą przyczyną zgonów związanych z legionellą jest źle postawiona diagnoza lekarska. Pacjent z objawami zapalenia płuc leczony jest w sposób standardowy, tymczasem ten przypadek wymaga innego zestawu antybiotyków. A jaki lekarz rodzinny w Polsce zleca przeprowadzenie testów laboratoryjnych na obecność bakterii Legionella pneumophila? jeżeli choćby w szpitalu specjaliści zorientują się, z czym mają do czynienia, często jest za późno, by uratować pacjenta.
Dzieje się tak nie tylko w Polsce.
W południowej Europie czy w Niemczech, gdzie rocznie odnotowuje się od 700 do ponad 1000 przypadków choroby legionistów, nie prowadzi się masowego testowania chorych pod tym kątem. Dlaczego? Ponieważ w Polsce – podobnie jak w innych krajach – na zapalenie płuc rocznie choruje jedna osoba na 100. Najczęściej umierają ludzie starsi, cierpiący na choroby przewlekłe, z obniżoną odpornością. Dla młodych osób zetknięcie się z bakterią najprawdopodobniej skończy się podobną do grypy gorączką Pontiac. Bez poważniejszych powikłań.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 36/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. Shutterstock