Życie ze stomią może być zwyczajne
Wywiad z Karoliną Szturc
Rozmawia: Izabela Smolińska
Dużo ludzi wokół mnie mówiło, jak bardzo mi współczuje. A ja zastanawiałam się dlaczego. Dlaczego współczuć mi czegoś, co uratowało mi życie? – mówi Karolina Szturc, aktorka, tancerka i bohaterka dokumentu o stomii. Udowadnia, iż worek przyklejony do brzucha ani nie wpływa na atrakcyjność, ani na poczucie wartości, ani niczego nie utrudnia. Bo ograniczenia są nie na zewnątrz, ale w naszych głowach.
Izabela Smolińska: Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą, która na zdjęciach na swoim instagramowym profilu ot tak, pozuje z workiem stomijnym, przełamując tabu. Co cię do tego skłoniło?
Karolina Szturc: My tak ogólnie, społecznie nie chcemy rozmawiać o chorobach. Żyjemy w takiej kulturze, w której się nie mówi o przypadłościach, o tym, iż coś boli. Te wszystkie tematy od razu trafiają do kategorii „nie seksi”. Bo seksi jest wtedy, kiedy jest idealne ciało, chociaż prawda jest akurat taka, iż nie ma osoby, która byłyby w stu procentach idealna i zdrowa. A w przypadku stomii pozostało trudniej, bo nie dość, iż mamy do czynienia z czymś, co jest obce, to jeszcze dochodzi aspekt higieniczny. Ludzi przeraża, iż nagle pojawia się inny system wypróżniania niż ten, który znają, wydaje im się to wręcz obrzydliwe, a nie do końca wiedzą, co i jak. Sama należałam do tej grupy, która nie wiedziała w pełni, jak to działa. Dzisiaj, z perspektywy czasu wiem, iż trzeba być otwartym na inność, na siebie, na nowe, trzeba mieć tę chęć, żeby się dowiadywać, uczyć o rzeczach. Wiadomo, iż nie każda choroba przytrafi się nam czy komuś nam bliskiemu, ale mimo wszystko warto wiedzieć co i jak, bo wtedy, jeżeli coś się nam albo komuś bliskiemu przydarza, jest to mniej straszne.
IS: No właśnie. Mówisz: „teraz”, „z perspektywy czasu”. A jak to wyglądało „wtedy”?
KS: adekwatnie to pierwszy raz słyszałam o stomii, jak się dowiedziałam, iż ją ma Mariana Gierszewska. Aczkolwiek wtedy jakoś nie zagłębiałam się w temat. Niestety podeszłam do niego trochę ignorancko.
IS: Myśląc: „mnie to nie dotyczy”?
KS: Tak. A potem trafiłam do szpitala w bardzo ciężkim stanie, ze strasznym bólem brzucha. Okazało się, iż zawiązało mi się jelito z powodu zrostów po operacji wyrostka sprzed kilkunastu lat. Dostałam do podpisania dokument, w którym zgadzałam się na stomię, jeżeli by była taka konieczność. Ale tak prawdę powiedziawszy, byłam już pod wpływem tak silnych leków, iż podpisując papiery, adekwatnie nie do końca kojarzyłam, co się dzieje. No i potem, kiedy obudziłam się po operacji, to choćby w sumie nie wiedziałam, czy mam tę stomię, czy nie.
IS: Jak to?
KS: Moja mama zadzwoniła na salę, na której leżałam, i spytała, czy mam stomię, a ja mówię, iż nie wiem, i dopiero wtedy o to spytałam. Pielęgniarka powiedziała, iż mam. Ale choćby wtedy jeszcze do końca nie rozumiałam, co się stało.
IS: A co poczułaś?
KS: Szczerze mówiąc – pustkę. Nie miałam żadnych emocji wtedy. Prawdopodobnie to była kwestia bardzo silnych leków, ale pamiętam, iż w szpitalu czułam się zadziwiająco normalnie i dopiero to tak dotarło do mnie, jak już wróciłam do domu i musiałam się sama tą stomią opiekować. To było takie: „ok, więc mam tę stomię i co teraz?”. No i początkowo było przerażająco, bo stomia to był jakby zupełnie nowy system. Czułam, iż moje ciało nagle stało się obce, bo przez te dwadzieścia parę lat przyzwyczaiłam się do korzystania z niego w pewien konkretny sposób, a tu nagle wszystko, co wiedziałam o sobie, wywróciło się do góry nogami. I było parę takich momentów, na przykład przy zmianie worka (stomijnego), kiedy nie wiem… odklejał się… czy po prostu, jak na niego patrzyłam, iż zwyczajnie wybuchałam płaczem.
IS: Ze smutku? Złości?
KS: Z bezsilności. To było takie supermocne spotkanie z czymś obcym i dziwnym. Aczkolwiek po paru miesiącach się przyzwyczaiłam. I teraz, kiedy jestem już po zespoleniu jelita, to o dziwo, właśnie te naturalne procesy wydają mi się dziwne. Do tego stopnia, iż choćby na początku, jak pozbyłam się worka stomijnego, czułam taki niepokój z tym związany, iż go nie ma, iż nie widzę, co się dzieje. Czułam, jakbym miała mniejszą kontrolę nad tym wszystkim. To było ciekawe. Nie spodziewałam się, iż będę się tak czuła.
IS: Że zżyjesz się z workiem stomijnym? Miałaś go tymczasowo, do momentu, gdy będzie można wykonać operację zespolenia jelita. Wiedziałaś, kiedy to nastąpi?
KS: W szpitalu nikt nie potrafił powiedzieć, ile to będzie czasu. Ale ja też jakoś specjalnie nie odliczałam. Dla mnie najważniejsze było to, iż żyję, iż jest dobrze, w tym momencie, w którym jestem. Czułam, iż da się żyć ze stomią i nie uważałam, iż mnie spotkała jakaś dramatyczna sytuacja, po której można już tylko leżeć w łóżku i rozpaczać. W ogóle nie miałam takich uczuć. Co ciekawe, mieli je ludzie wokół mnie. Mówili, jak bardzo mi współczują, iż coś takiego mnie spotkało. A ja wtedy myślałam: ale w zasadzie, dlaczego współczuć mi czegoś, co uratowało mi życie?
IS: Ale też skomplikowało.
KS: Lekarze, gdy słyszeli o moim przypadku, mówili, iż miałam strasznego pecha. Znajomi byli w szoku, iż nie mam w sobie złości, i iż w ogóle coś takiego przytrafiło się akurat mnie. Bo przecież jestem – byłam – zdrowa, sprawna, wysportowana, dobrze się odżywiałam. A ja z tego ich szoku korzystam i ostrzegam wszystkich, żeby gdzieś tam się pilnowali, zwłaszcza po operacjach, jeżeli mają jakieś blizny. Bo sama, gdybym wiedziała wcześniej, być może mogłabym uniknąć tego, co się wydarzyło. Aczkolwiek nie zastanawiam się nad tym jakoś specjalnie. Jak to mówią: jakby człowiek wiedział, iż się przewróci, toby usiadł.
IS: No właśnie. Stomia często przychodzi na myśl jako konsekwencja zmagań z długotrwałymi, przewlekłymi chorobami układu pokarmowego albo nowotworami. U ciebie tak nie było. Twój przypadek to przykład na to, iż stomia może przytrafić się każdemu.
KS: Tak, faktycznie, nic mi nie było, nic nie dolegało. Po prostu zrobił mi się zrost na bliźnie po wyrostku. A przecież mnóstwo osób przechodzi zabieg wycięcia wyrostka i to się przecież zwykle nie kończy stomią. Ja choćby nie słyszałam wcześniej, iż coś takiego może się wydarzyć! Inna sprawa, iż też początkowo u mnie zbagatelizowano niepokojące objawy. Jestem młoda, wydawało się – zdrowa, więc kiedy trafiłam na SOR z bólem brzucha, lekarze stwierdzili, iż na pewno byłam na imprezie, piłam alkohol i tyle. Odesłali mnie do domu. A ja ledwie byłam w stanie chodzić. I kilka godzin później wróciłam na ten SOR już na ostro. Ale to inna historia…
IS: Jesteś aktorką. Twoje ciało jest częścią, narzędziem twojej pracy. Z jednej to pomocne, bo jesteś z nim bardziej oswojona, bardziej go świadoma. Z drugiej – jesteś też bardziej świadoma tego, iż ludzie to twoje ciało, jako narzędzie pracy właśnie, oceniają. Miałaś poczucie, iż ze stomią stałaś się mniej atrakcyjna, iż mniej możesz?
KS: Dużą część mojego życia zawsze zajmował taniec, bo tym też zajmuję się zawodowo. Początkowo bardzo wiele rzeczy musiałam przestać robić, ale to było bardziej związane z przejściem ciężkiej operacji. Schudłam 10 kilo i tak dalej, więc jakoś musiałam się przyzwyczaić do tego, iż to moje ciało, przynajmniej na jakiś czas, ma przerwę, To było trudne psychicznie, bo jestem osobą, która potrzebuje aktywności fizycznej, ruchu.
A jeżeli chodzi o poczucie atrakcyjności, to o dziwo, ta sytuacja sprawiła, iż zaczęłam na swoje ciało patrzeć z taką większą czułością i bardziej zaczęłam je akceptować, mimo iż obiektywnie, według standardów, stało się ono mniej atrakcyjnie. Zaczęłam je uważać za lepsze, niż myślałam o nim wcześniej, bo zobaczyłam, ile było w stanie znieść, żeby utrzymać mnie przy życiu. To jest niesamowita rzecz.
IS: Słuchając ciebie, można odnieść wrażenie, iż stomia to nic, drobiazg, ale przecież rzeczywistość stomików nie jest taka różowa. Wciąż mało jest miejsc, gdzie można dowiedzieć się czegoś o stomii: czym jest, jak sobie z nią radzić, jak się odżywiać, itp. Brakuje takich zupełnie podstawowych informacji, jak chociażby tej, gdzie kupić ładną bieliznę. Skąd ty czerpałaś wiedzę?
KS: Głównie z grup wsparcia na Facebooku, czyli od ludzi, którzy też chorowali, którzy mieli własne doświadczenia. Początki nie były łatwe. Miałam problem z tym, iż worek stomijny wciąż przeciekał, nie potrafiłam nad tym zapanować. Szukałam wspólnie z rodzicami, informacji, co robię nie tak, dlaczego tak się dzieje. Moja mama jest pielęgniarką, zaczęła dzwonić po swoich koleżankach, które mają więcej kontaktu ze stomikami. W końcu odkryliśmy, iż do mojego rodzaju stomii lepsze są worki wypukłe niż płaskie. I problem zniknął. Ale tę wiedzę zdobyliśmy znów gdzieś od kogoś, kto przechodził przez to samo, więc zajęło to wszystko bardzo dużo czasu i kosztowało sporo stresu.
IS: No właśnie. Osoba, która tak jak ty, stomię ma nagle, która nie choruje przewlekle, nie ma czasu się przygotować.
KS: Ja też nic nie wiedziałam. Wertowałam internet i oglądałam zdjęcia. Odkryłam, iż są różne stomie, które różnie wyglądają: wypukłe, wklęsłe, płaskie, iż są różne cięcia operacyjne. Byłam totalnie zaskoczona i chłonęłam wszystkie informacje. Później zwróciłam uwagę, iż na tych grupach wsparcia bardzo dużo osób ma ten sam problem, iż brakuje choćby tej podstawowej wiedzy dotyczącej samego tylko sprzętu i jego użycia, o tym, jak żyć ze stomią, w ogóle nie wspominając. Jedyne co dostałam w szpitalu, to taka mała książeczka z rodzajami worków stomijnych. Tylko tyle. Ale już które są dla kogo? Jak je testować, dopasowywać – nic. Wszystko, co wiem o stomii, to są jakieś moje własne doświadczenia i błędy i doświadczenia innych osób, które przechodziły przez to samo, co ja.
IS: Co było największym zaskoczeniem?
KS: Na pewno zaskakiwało mnie to, w jaki sposób mój organizm funkcjonuje na takich najprostszych poziomach. Na przykład, nie wiedziałam, czy będę wypróżniać się normalnie, czy do worka. Albo jak się dowiedziałam, iż jeżeli się ma jelito zostawione poniżej wyłonionej stomii, to ono się czasem też oczyszcza tradycyjnie. To było takie kompletne zdziwienie. Teraz już to wszystko wydaje mi się logiczne, ale wtedy było zaskakujące i nowe. Bo przecież to nie są rzeczy, nad którymi się zastanawiasz. Pamiętam, jak pierwszy raz zatkała mi się stomia. Nie spodziewałam się, iż to tak będzie boleć – nikt mi tego nie powiedział, nie uprzedził, nie przygotował na to, więc, mimo iż ból gwałtownie przeszedł, czułam przerażenie, bo działo się ze mną coś nowego.
IS: Powinnaś o tym wszystkim usłyszeć w szpitalu.
KS: Powinnam. Ale w szpitalu cała pomoc ograniczyła się do tej broszurki i do tego, iż pielęgniarka pokazała mojej mamie, jak zmienić worek. Zrobiła to raz i tyle. Zresztą, to był właśnie ten worek, który mi nie pasował. A z góry, bez przymierzania, dostałam zlecenie na wykupienie iluś. Na szczęście ta znajoma mamy doradziła nam, żeby przed realizacją zlecenia sprawdzić, co i jak, przetestować inne worki. Wszystko załatwiałam na własną rękę.
IS: Tak, jak psychologa?
KS: Właśnie.
IS: A zgłosiłaś się do niego od razu?
KS: Doradziła mi to mama. Ona przez wiele lat pracowała z pacjentami onkologicznymi. Rak to też jest rodzaj choroby, w której bardzo zmienia się ciało. Więc mama, mając swoje doświadczenia, od razu zapisała mnie do dietetyka i do psychologa. Jestem jej bardzo za to wdzięczna, bo w tamtym momencie choćby nie miałam siły myśleć o takich rzeczach. Potem na grupach wsparcia przeczytałam o tym, iż warto zwrócić się do fizjoterapeuty i też z tego skorzystałam Więc znów: korzystałam z doświadczeń innych. Takiej zweryfikowanej, medycznej wiedzy w szpitalu w ogóle nie dostałam. Wszystko dał mi Facebook i Google.
IS: Okres rekonwalescencji trwał w twoim przypadku trzy miesiące. Po tym czasie wróciłaś do pracy z ciałem. I ze stomią.
KS: Powoli, po tych trzech miesiącach, zaczęłam wracać do ruchu, aczkolwiek w pełni wróciłam do takiego swojego stanu sprzed operacji dopiero po około siedmiu miesiącach. Trochę to trwało. I adekwatnie w momencie, w którym dostałam informację, iż mogę już iść na operację zespolenia, trochę spanikowałam, bo czułam, iż dopiero co odzyskałam życie w tym nowym ciele, a już znowu mam je tracić, żeby następnie przez miesiące wracać do starego. Bałam się do tego stopnia, iż choćby zdecydowałam się opóźnić operację o miesiąc, żeby jeszcze trochę się nacieszyć formą.
IS: Stomia nie była dla ciebie ciężarem?
KS: Nie przeszkadzała mi w ruchu, ćwiczeniu, jeździe na rolkach i tych wszystkich rzeczach, które lubię robić. Na początku byłam taka przejęta, hiperświadoma wszystkiego, co czułam. Martwiłam się o ten worek. Ale z czasem poczułam się bardziej komfortowo, przestałam o nim myśleć. choćby odważyłam się pójść na basen! Mimo iż na początku, jak słyszałam, iż stomicy chodzą na basen, to myślałam, iż ja się nie odważę. A jednak! Byłam na basenie, byłam nad rzeką, bo uwielbiam pływać. I dlatego przełożyłam operację. Chciałam odetchnąć przed kolejnym szpitalem, nacieszyć się tym, iż wróciłam do punktu zero.
IS: Mówisz, jakbyś się zaprzyjaźniła ze stomią.
KS: Mój przypadek pokazuje, iż to możliwe, iż można.
IS: Zdarzyło ci się o niej zapomnieć?
KS: Raz na imprezie poszłam do łazienki i przez chwilę miałam taki moment uświadomienia, iż mam tę stomię i wręcz wydało mi się to wtedy absurdalne, bo przez ten cały czas, kiedy się dobrze bawiłam, w ogóle o tym nie myślałam. I nagle w tej łazience miałam taki superprzypływ świadomości, takiej wręcz fascynacji, iż to niezwykle ciekawe, co dzieje się z moim ciałem.
IS: A były momenty, kiedy to ktoś z zewnątrz zwracał ci uwagę na to, iż twoje ciało się zmieniło? Kiedy słyszałaś, iż do tego basenu z tym workiem to jednak nie powinnaś wchodzić?
KS: Nie miałam takich sytuacji, ale też to wynika z mojego nastawienia. Bo ja adekwatnie przejmuję się tylko opiniami najbliższych mi osób, a oni wszyscy dawali mi pozytywną energię. Mówili: „spróbuj”, „dasz radę”, i tak dalej. Ale zaczęłam trochę inaczej patrzeć. Myślałam o osobach z niepełnosprawnościami, które nie mogą czegoś zrobić, gdzieś wejść, czegoś otworzyć. W ogóle o tym nie myślimy, a przecież nie zawsze widać, iż potrzebują pomocy, bo nie każdy niepełnosprawny to osoba, która jeździ na wózku, wielu rzeczy po prostu nie widać.
IS: Tak jak worka stomijnego pod ubraniem. Ale ty chyba nie czułaś się niepełnosprawna?
KS: Nie miałam takiego poczucia, chociaż tuż po operacji moje ciało było w bardzo złym stanie. Był taki moment, kiedy mama musiała pomagać mi się myć, a tata mi buty zakładał, iż czułam, iż przecież mam dopiero 24 lata i to nie powinno tak wyglądać. Ale ten okres się bardzo gwałtownie skończył i poza nim nie miałam zupełnie poczucia, iż czegoś nie mogę, iż jestem niepełnosprawna.
IS: I zaczęłaś robić sobie zdjęcia ze stomią i umieszczać je na Instagramie. Do tego zgodziłaś się zostać bohaterką dokumentu, który zaczęła realizować twoja siostra. Nie bałaś się, iż skupiając się na stomii, zrobisz z niej temat, który zdominuje twoje życie? Który wybije to, co starałaś się znormalizować?
KS: Szczerze mówiąc, nie. Uznałam, iż skoro spotkało mnie coś takiego, to warto się tym podzielić z ludźmi, którzy być może właśnie są w szpitalu, w tym miejscu, w którym ja byłam jeszcze niedawno, albo których lub ich bliskich coś podobnego spotka w przyszłości. Chciałam, żeby innym było łatwiej niż mi, bo gdy chorowałam, widziałam, ile było wokół mnie przerażonych osób. Ja sama byłam przerażona, bo nie wiedziałam do końca, jak będzie wyglądać moje życie. Byłam przerażona nie tyle chorobą, ale tym, iż adekwatnie nigdy nie wiedziałam nic o stomii. Ludzie pokazują w internecie swoje sukcesy, swoje dzieci, swoją pracę, uznałam, iż ważne jest też to, żeby pokazywać tę stronę życia, która jest często pomijana, której ludzie się wstydzą. Miałam też nadzieję, iż jeżeli ktoś znajdzie się w podobnej sytuacji do mojej, a będzie miał większe niż ja poczucie wstydu, skorzysta z moich doświadczeń i zobaczy, iż adekwatnie nie dzieje się nic strasznego.
IS: Nie bałaś się reakcji internetu? Zwłaszcza anonimowych osób?
KS: Wiadomo, iż w internecie są różni ludzie i można się spotkać z różnymi komentarzami. Jak przeglądałam profile, głównie zagraniczne, osób ze stomią, spotykałam się też z takimi komentarzami, iż to obrzydliwe i w ogóle to zasłoń.
IS: Mimo to podjęłaś ryzyko.
KS: Nie chciałam, żeby mnie to zniechęcało, bo właśnie te komentarze są powodem, dla którego uważam, iż warto się dzielić doświadczeniem stomii i ją normalizować, zwłaszcza iż teraz żyjemy w czasach, w których gdzieś tam faktycznie ludzie zaczynają się otwierać na to, iż są różni i nie ma jednego kanonu piękna. Chciałam dołożyć do budowania tej świadomości swoją cegiełkę.
IS: Dostałaś sygnały, iż to działa? Że twoje zdjęcia, to, iż pokazujesz się ze stomią, komuś pomogły?
KS: Tak. Bardzo się dziwiłam, iż aż tak dużo komentarzy dostałam. Pisały do mnie choćby zupełnie obce osoby, iż cieszą się, iż to pokazuję. Pisali znajomi, których choćby nie podejrzewałam o przeczytanie moich wpisów, iż bardzo się cieszą, iż się podzieliłam swoją historią, bo oni znają kogoś, kto ma stomię, i się wstydzi. Pisały osoby, które mówiły, iż dzięki mnie faktycznie zrozumiały, z czym wiąże się stomia, i tak dalej. Bardzo dużo dostałam pozytywnych komentarzy. Ktoś tam zadzwonił do moich rodziców i powiedział, iż gdzieś tam trafił na mój profil i, od słowa do słowa, okazało się, iż ma doświadczenie stomii. I iż tych osób, które mają doświadczenie stomii albo znają kogoś, kto ma stomię, jest więcej niż można by przypuszczać.
IS: A tobie samej co dało publiczne opowiedzenie o chorobie? Traktowałaś to jako element terapii?
KS: Myślę, iż tak, bo było dużo spraw związanych choćby nie z samą stomią, ale z doświadczeniem choroby, zagrożenia życia i SOR-u w ogóle. Bardzo mocno to przeżyłam.
Dalej się z tym doświadczeniem zmagam. Naoglądałam się trochę w tych szpitalach ludzi z przeróżnymi przypadłościami. Takie sytuacje sprawiają, iż więcej się myśli o chorobach, o śmierci, bardziej się zaczyna martwić o swoich bliskich. Podzielenie się doświadczeniem z innymi jest bez wątpienia terapeutyczne.
Samo robienie zdjęć, na których widać moją stomię, i pokazywanie ich w internecie sprawiło, iż sama bardziej się z tą stomią zaprzyjaźniłam. Chciałam, jako iż nie widzę siebie cały czas, bo ja patrzę na innych, a to inni patrzą na mnie, zobaczyć siebie ich oczyma i trochę utrwalić ten obraz w swojej głowie, żeby stał się częścią mnie i moich wyobrażeń o sobie. Chciałam spojrzeć na siebie z zewnątrz.
IS: A co czujesz dziś, po zespoleniu? Twoja przygoda ze stomią to definitywnie zamknięty rozdział?
KS: Czuję, iż gdzieś tam to doświadczenie bardzo zmieniło moje życie. Z jednej strony tak wymiernie: teraz będę musiała regularnie się badać, robić prześwietlenia, tomografie, i tak dalej, bo jednak gdzieś tam, po tych kolejnych cięciach, jest ryzyko, iż znów powstaną zrosty i iż stomia powróci.
Ale też jest w tym wszystkim taka pozytywna, moim zdaniem, rzecz, iż teraz bardziej na siebie uważam; na to, jak się odżywiam, nie bagatelizuję niepokojących objawów. Myślę, iż to może pozytywnie wpłynąć na moje zdrowie w przyszłości, bo będę uważna w tym takim zdrowym kontekście. Czuję, iż to ma pozytywny wpływ na moją energię i na moje życie. Wiadomo, iż gdzieś tam ten niepokój związany z ryzykiem powikłań jest i cokolwiek się dzieje, na przykład widzę karetkę na ulicy, to czuję taki wewnętrzny strach. Może też z czasem się trochę do tego przyzwyczaję.
IS: chcesz powiedzieć, iż choroba zmieniła twoje życie na lepsze?
KS: To taki trochę truizm, ale tak, uzdrowiła na pewno moje nawyki żywieniowe. I mój stosunek do ciała się na pewno zmienił. Czuję, iż jestem bardziej otwarta na rzeczy intymne, na doświadczenia innych, iż gdzieś tam teraz sama szukam informacji nie tylko dotyczących mnie samej, czyli na przykład chorób jelita, ale informacji w ogóle. Jestem bardziej otwarta na poszukiwanie wiedzy, której nie dała mi ani szkoła, ani, niestety, nie dają lekarze, a która może się naprawdę przydać.
IS: A co byś powiedziała komuś, kto, tak jak ty te kilka miesięcy temu, jest na początku swojej drogi ze stomią?
KS: Powiedziałabym takiej osobie, iż początkowo każda rzecz, której będzie doświadczać, będzie zaskoczeniem, ale żeby się nie zrażała, nie bała, tylko szukała informacji wszędzie – bo tyle, ile jest ludzi, jest różnych historii.
Powiedziałabym, żeby się nie bała, iż z każdym dniem będzie lepiej i prościej, a w którymś momencie już będzie naprawdę superłatwo. Pamiętam swoje początki, jak musiałam zmieniać worek i zajmowało mi to godzinę, a później potrafiłam to robić niemal od niechcenia. I doradziłabym, żeby, jeżeli ma taką możliwość, skorzystała z pomocy psychologa, zwłaszcza takiego, który pracuje z osobami cierpiącymi na różnego rodzaju choroby przewlekłe, bo to naprawdę jest bardzo, bardzo dziwne doświadczenie psychicznie i to, jak się przez nie przejdzie, zależy w dużej mierze od stopnia wytrzymałości danej osoby i tego, jaki kontakt ze swoim ciałem miała jeszcze przed chorobą. Ja miałam też megaszczęście, iż miałam ogromne wsparcie bliskich, z każdej strony, ale wyobrażam sobie, jak trudno musi być, kiedy się go nie ma. Wtedy tym bardziej trzeba szukać specjalisty – to pomaga.
Jeszcze raz: będzie łatwiej. Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc jest coraz łatwiej. Życie ze stomią może być po prostu zwyczajne.
Fotografie wykonane przez Suzanne Szturc