"Tylko my i dzieci"
"Zawsze na wakacje jeździliśmy całą rodziną (także z dziadkami, czyli moimi teściami) do dużych kurortów: Ustka, Mielno, Łeba. W tym roku byłam bardzo zmęczona i postanowiliśmy z mężem jechać na urlop bez dziadków i w jakieś ciche, spokojne miejsce: tylko my i dwoje naszych dzieci" – rozpoczyna list Ilona, mama dwójki przedszkolaków.
"Wybraliśmy uroczą nadmorską wieś na kierunek tegorocznych wakacji. Nasz plan był taki, żeby dużo spacerować, bawić się z dziećmi na plaży, spać, czytać książki i grać w planszówki. Taki spokojny tydzień nad morzem, bez jakichś fajerwerków. Kiedy pojechaliśmy i okazało się, iż na miejscu jest tylko jeden sklep spożywczy i dwie małe knajpki, gdzie można coś zjeść, byłam przeszczęśliwa".
Brak nadmorskich atrakcji, wreszcie słychać szum fal
Kobieta przyznaje, iż wakacje bez atrakcji typu stragany i dmuchańce były dla niej relaksem: "Żadnych dmuchańców, smrodu smażonej ryby i kolorowych straganów pełnych badziewia. Można było usłyszeć z daleka szum morza, przejść się deptakiem przy samej plaży spokojnie i bez tłumu i znaleźć bez problemu miejsce, żeby poplażować.
Po dwóch dniach wakacji moje dzieci jednak zaczęły narzekać. Przyzwyczailiśmy je, iż zawsze na urlopie chodzą na atrakcje, których tutaj nie było. Popełniliśmy błąd, pozwalając im na to, a dziadkowie, którzy zawsze z nami podróżowali, również dokładali swoje trzy grosze, zabierając naszych synów to na dmuchańce, to na lody i gofry.
W małej wsi, w której jedyną atrakcją jest wielka plaża, na której nie trzeba się bić o miejsce na piasku, dzieciom podobało się przez jeden dzień. Budowaliśmy zamek z piasku, fosę, którą wpływała woda, a potem razem skakaliśmy przez fale. Następnego dnia dzieciom zaczęła przeszkadzać cisza i spokój i pomyślałam, iż są przebodźcowane po całym roku szkolnym".
Sami im zafundowaliśmy takie przebodźcowanie
Nasza czytelniczka opowiedziała o tym, jak żałuje wcześniejszych przyzwyczajeń wakacyjnych: "Teraz jednak uważam, iż to błąd, który popełniliśmy na poprzednich wakacjach, ucząc dzieci, iż nie da się w spokoju spędzić wakacji i wciąż trzeba szukać jakichś atrakcji.
Przez kolejne dni udało nam się zapewnić im rozrywkę grami planszowymi, wycieczką do oceanarium i wypożyczeniem rowerów, którymi pojechaliśmy nadmorskim deptakiem do sąsiednich miasteczek. Myślę jednak, iż największym problemem był brak gier, dmuchańców i budek z fast foodami. Najbardziej martwi mnie to, iż w tej chwili dzieci nie potrafią sobie same zorganizować czasu.
Ja 30 lat temu biegałam z koleżankami całe dnie po podwórku, teraz cały wyjazd słyszałam od dzieci, iż ciągle się nudzą, iż nie mają pomysłu na to, co mają robić itp. Byłam tym zmęczona, a po urlopie zaczęłam rozważać, czy w przyszłym roku nie wrócić do jakiegoś dużego miasta, gdzie dzieci będą miały zapewnione dużo atrakcji" – kończy swój list zdenerwowana Ilona.