Dzieci wygłupiały się w kolejce do kasy. Słowa kasjerki sprawiły, iż chciało mi się płakać

mamadu.pl 5 godzin temu
Odkąd jestem mamą i pracuję w portalu skierowanym do rodziców, jestem w przestrzeni publicznej wyjątkowo wyczulona na różne sytuacje z udziałem dzieci. Nie tylko obserwuję, ale często mam przeróżne refleksje dotyczące rodziców jako części społeczeństwa i tego, jak otoczenie wpływa na nasze wychowawcze wybory. Oto historia dosłownie z przedwczoraj.


Niczym z listu do redakcji


Po publikacji wielu listów od czytelników zwracam po prostu też uwagę na takie sytuacje z udziałem rodziców i dzieci w restauracjach, sklepach, urzędach, bo to po ludzku inspiracja do przemyśleń i kolejnych naszych artykułów, ale również inspiracja dla mnie jako mamy. Czasami podpatrzę jakąś kobietę, która wyjątkowo mi imponuje swoim spokojem, czułością i ciepłem, i sama wtedy staram się bardziej skupiać na wdzięczności za moją rodzinę, a nie na narzekaniu, zmęczeniu i niecierpliwości.

Ostatnio spotkała mnie sytuacja, o której mogłaby opowiedzieć nasza czytelniczka w liście do redakcji. Mianowicie wracałam z dwójką dzieci z przedszkola. Byłam już po pracy, pogoda była ładna, więc postanowiliśmy nie iść do domu od razu: zaszliśmy do parku, a później na zakupy. Moi synowie – lat 6 i 4 – bardzo dokazywali. Kto ich zna, wie, iż z nimi nie ma nudy, ciszy i spokoju, a ja liczyłam na to, iż wybiegają się trochę.

Zrobiliśmy zakupy i podczas podliczania produktów przez kasjerkę chłopcy skakali dookoła, wygłupiali się i przedrzeźniali, mimo moich wielu próśb o kilka minut cierpliwości. W końcu zrezygnowana przeprosiłam kasjerkę za zamieszanie, które wywoływali w sklepowej kolejce.

Wsparcie przypadkowej kobiety


Widziałam, iż podczas całego naszego kontaktu ta kasjerka z miłym uśmiechem zerkała na chłopców. Wyglądała, jakby w ogóle nie przeszkadzały jej głośne śmiechy. Zagadała choćby wcześniej do mnie słowami: "Trzeba mieć przy nich oczy dookoła głowy, prawda?". Westchnęłam i z uśmiechem odpowiedziałam, iż tak, trzeba być ciągle czujnym. I iż czasem – przyznaję – nie ogarniam.

Pani kasjerka, kobieta koło 50., spojrzała na mnie z czułością, po czym powiedziała tylko: "Nawet nie wiesz, jak bardzo dajesz radę. Tyle, ile z siebie dajesz, to jest na pewno twoje dzisiejsze 100 procent". I mimo tego, iż nie byłam bardzo zmęczona, zirytowana i przebodźcowana, miałam w tamtej chwili ochotę zalać się łzami. Łzami wzruszenia i wdzięczności za jej słowa. Wydawało mi się, iż ogarniam, a tymczasem jej słowa pokazały mi, iż jednak mimo wszystko potrzebowałam tego poklepania po ramieniu i uznania od drugiej kobiety.

Po całej sytuacji pomyślałam, iż to taka historia jak te, które tu publikujemy, a którymi dzielą się nasze czytelniczki. Dlatego też postanowiłam ją opowiedzieć i pokazać innym kobietom, iż wspieranie się jest fajne i powinnyśmy to robić częściej. choćby jeżeli wydaje nam się, iż u innych koleżanek, znajomych, a choćby obcych mijających nas na ulicy, wszystko jest w porządku i sobie radzą, nie zaszkodzi im dać znać, iż podziwiacie je za to, jakimi heroskami są.

Bo każda kobieta i matka jest bohaterką. Powiedzcie o tym dziś jakiejś matce z waszego otoczenia. Nigdy nie wiecie, czy nie potrzebuje poklepania po ramieniu lub słów podziwu. Może się okazać, iż choćby ona sama nie wiedziała, iż ich potrzebuje, a tymczasem taki niewielki gest może mocno dmuchnąć w jej skrzydła.

Idź do oryginalnego materiału