Zamiast dumy z polskiej nauki – nieuctwo z doktoratem. Szczepienia, „paljo” i kandydat Nawrocki

news.5v.pl 18 godzin temu

Jeszcze parę dni temu wiedzieliśmy o kandydacie Karolu Nawrockim kilka rzeczy. Na przykład: iż jest doktorem nauk humanistycznych, specjalność: historia najnowsza Polski. Albo, iż słowa z grupy: ojczyzna, patriotyzm, duma narodowa – kandydat odmienia przez wszystkie przypadki, gorliwie i raczej częściej niż rzadziej.

Jeszcze parę dni temu nie wiedzieliśmy za to, co kandydat Karol Nawrocki wie i myśli o szczepieniach ochronnych. Na szczęście i na ten temat coś nam w kampanii powiedział. Teraz więc wiemy o kandydacie Nawrockim jeszcze jedno.

Patriota powinien mówić o tym z dumą

Nie chodzi tylko o „paljo” – choć i to jest znamienne. Otóż można deklarować takie poglądy jak kandydat i mieć takie jak on wykształcenie — i jednocześnie pokazać, iż nie wie się zgoła NIC o bohaterach polskiej nauki.

Tu: o uczonych, którzy dołożyli mniejszą czy większą cegiełkę do rozwoju szczepień ochronnych. O zasługach tych ludzi dla ratowania zdrowia i życia milionów (w Polsce i za granicą). A tym samym: o ich wpływie na dzieje Polski i świata w XX w.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Jeśli Nawrocki jest patriotą, za jakiego się uważa, to w kontekście szczepień powinien mówić z dumą o tych niewątpliwych osiągnięciach cywilizacyjnych, o Polakach, którym je zawdzięczamy i o przynależności do tej samej wspólnoty co oni. Zamiast tego powiedział coś, co tak czy inaczej działa jak papierek wskaźnikowy – po prostu mówi o kandydacie Nawrockim coś innego niż on by chciał.

Nie jestem doktorem nauk humanistycznych, specjalność: historia najnowsza Polski. Nie deklinuję też wyczynowo słów z grupy: ojczyzna, patriotyzm itp. – gdybym więc miał się na tym akurat ringu zmierzyć z kandydatem Nawrockim, zasypałby mnie grad prostych i skończyłoby się nokautem w pierwszej rundzie. Te deficyty nie są jednak czymś, co uniemożliwia przyłapanie Nawrockiego na dumnej, zadowolonej ignorancji. Lepiej to zilustruje kilka przykładów.

Polio, Polak, pionier

Kandydat Nawrocki najwyraźniej nigdy nie słyszał o Hilarym Koprowskim. Polski uczony, który tuż po studiach wydostał się z rodziną z okupowanej ojczyzny, trafił po wojnie do USA i tam latami pracował nad rozwojem szczepień. Z początku dotyczyło to żółtej febry i różnych zapaleń mózgu, potem: wirusa wywołującego porażenie dziecięce, czyli właśnie polio.

To właśnie badania nad szczepionką na polio były pionierskie. Koprowski opublikował wyniki swoich prac na ten temat przed Albertem Sabinem i Jonasem Salkiem, sam zresztą w toku badań przyjął własną szczepionkę (zawiesinę ze szczurzego mózgu) jako pierwszy.

Dla precyzji: to Salk, a nie Koprowski, został potem mianowany w USA „wynalazcą” szczepionki na polio i „dobroczyńcą ludzkości”. Mniejsza tu o powody – tu nie są dla nas aż tak istotne.

Ważniejsze jest to, iż szczepionkę Koprowskiego przyjęło ćwierć miliona zagrożonych epidemią dzieci z Konga. A potem dostało ją 9 mln ludzi w Polsce – przy czym rząd PRL otrzymał ją za darmo. Tak oto, w dobie tak znienawidzonej przez kandydata Nawrockiego komuny, rozprawiliśmy się z polio na dobre.

Zdumiewa coś jeszcze innego. Mówimy o chorobie, która przykuła do wózka Franklina Roosevelta, jednego z najważniejszych prezydentów w całej historii USA. Nim pojawiła się szczepionka na polio, Amerykanie obawiali się tej choroby niemal tak jak wojny nuklearnej ze Związkiem Radzieckim! Nawrocki, specjalista od historii najnowszej, najwyraźniej nie kojarzy natomiast tej choroby choćby z nazwy – inaczej przecież umiałby ją wymówić.

Czarna ospa straszna — ale przymus straszniejszy?

Kandydata i doktora Nawrockiego najwyraźniej ominęła też historia wrocławskiej epidemii czarnej ospy (1963) – jednej z największej w powojennej Europie.

Krótka lektura na temat tych wydarzeń bez wątpienia byłaby dlań wstrząsem. Aby opanować epidemię, zaszczepiono wtedy – obowiązkowo! — 8 mln Polaków. Niezaszczepionym odmawiano dostępu np. do transportu zbiorowego, a jeżeli ktoś się od szczepienia uchylał, to groziła mu grzywna albo trzy miesiące aresztu.

Eugeniusz Wołoszczuk / PAP

Epidemia ospy we Wrocławiu

Nie jest specjalnym odkryciem, iż Karol Nawrocki próbuje sobie w kampanii zjednać brygady i dywizje antyszczepionkowców. Mam wobec tego podejrzenie, iż gdyby o wrocławskiej epidemii czegoś się w końcu dowiedział, to i tak zacząłby mówić przede wszystkim o powikłaniach poszczepiennych. Te były faktem – tylko iż występowały, co też już o szczepionkach generalnie wiemy, w ułamkach promili przypadków.

Kandydat mówi, detektor ignorancji wyje

Według przewidywań WHO to, co wtedy na szczęście we Wrocławiu powstrzymano, miało trwać dwa lata i przynieść ok. 2 tys. zachorowań oraz 200 zgonów. Skończyło się na czterech miesiącach, 100 przypadkach ospy i śmierci 7 osób – a to z powodu m.in. szczepień, izolacji i „ograniczania ludzkiej wolności”, które Nawrockiego najwyraźniej tak przerażają.

Wyobraźcie więc sobie państwo, iż myślący w ten sposób kandydat Nawrocki zostaje prezydentem Nawrockim. I iż – to jeszcze łatwiej sobie wyobrazić – na kraj spływa za jego kadencji kolejnymi falami jakieś nieznane jeszcze do końca wirusowe cholerstwo.

Otóż ja się na tę myśl czuję nieswojo i państwo też powinni. Nie powinno nas uspokajać zastrzeżenie kandydata Nawrockiego, iż obowiązek szczepień podoba mu się tylko wtedy, gdy dotyczy „tych chorób, które są zagrożeniem generalnym dla populacji”.

Tu znów powinien bowiem zawyć detektor ignorancji. Masowe szczepienia z zasady właśnie takich chorób dotyczą, po prostu. A niektóre choroby nie stanowią dziś dla nas „zagrożenia generalnego” właśnie dlatego, iż zbiorowa mądrość nakazała nam wprowadzić obowiązkowe szczepienia przeciw nim.

Niedoszły Nobel i miliardy wszy

Podejrzewam, iż kandydat Nawrocki nie słyszał ani nie czytał o innym wielkim Polaku: Rudolfie Weiglu. Akurat to mnie dziwi podwójnie, bo o tym uczonym pisał choćby portal Giganci Nauki, wydawany przez… Instytut Pamięci Narodowej, również pod rządami Nawrockiego.

Weigl jeszcze w trakcie I wojny światowej zaczął myśleć o stworzeniu szczepionki przeciw tyfusowi. W międzywojniu Weigl pracował na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Jego pracę przyjeżdżali obserwować Francuzi z Instytutu Pasteura, Niemcy z berlińskiego Instytutu Kocha, Amerykanie, Rumuni, Rosjanie, Czesi czy Duńczycy.

Historia doświadczeń Weigla do dziś jest fascynująca, wspomnijmy tylko o regularnym karmieniu miliardów wszy krwią ochotników. Po wybuchu wojny Weigl został zmuszony do pracy nad szczepionką dla Niemców. A jednocześnie ratował życie setkom ludzi, którzy albo potajemnie dostali jego szczepionkę (trafiała choćby do gett), albo mieli mniej lub bardziej pozorny etat w jego instytucie.

Weigl dał wiele razy dowód, iż jest polskim patriotą – a i tak w PRL musiał się zmagać z łatką kolaboranta i marginalizacją. Umarł w latach 50. na zawał, nie doczekawszy się Nagrody Nobla (władze PRL wycofały jego kandydaturę).

Jeśli już kandydat na prezydenta (podobno patriotyczny) ma mieć coś do powiedzenia w dziedzinie, której naukowiec tego kalibru poświęcił życie – niech obieca pomnik albo „stypendium imienia”. Albo niech chociaż publicznie powie o Weiglu dwa zdania i poda nazwisko (najlepiej poprawnie) – większy byłby z tego społeczny pożytek niż z głupot o szczepieniach.

Nawrockiego nie było w Belgradzie, ale Hirszfeld był

Poznaliśmy niedawno obszerną listę rozlicznych i kosztownych podróży zagranicznych Nawrockiego jako prezesa IPN. Nie ma na tej liście Serbii – a szkoda, bo akurat w Belgradzie mógłby Nawrocki po raz pierwszy usłyszeć o Ludwiku Hirszfeldzie.

Stoi tam pomnik Hirszfelda, bo w Serbii polski lekarz i mikrobiolog to bohater tej właśnie miary. Podczas Wielkiej Wojny ten kraj (i jego armię) dziesiątkowały choroby zakaźne. Hirszfeld pomagał na miejscu nie tylko jako ekspert sanitarno-epidemiologiczny, ale np. wdrażał transfuzje krwi, które serbska armia zaczęła stosować jako jedna z pierwszych na świecie.

CAF / PAP

Ludwik Hirszfeld

No i wreszcie: pomógł opracować szczepionkę przeciwko tyfusowi brzusznemu i cholerze. Podano ją ponad 110 tys. żołnierzy. Już w Polsce, w połowie lat 30., Hirszfeld koordynował wprowadzenie nowych szczepień przeciw błonicy i szkarlatynie; z początku w Warszawie, a potem w całej Polsce.

Były to szczepienia obowiązkowe – więc możemy podejrzewać, iż to by się kandydatowi Nawrockiemu nie spodobało. Nie ma na ten temat zdania chyba dlatego, iż o Hirszfeldzie i jego pracy po prostu nie wie. Przy czym zaznaczmy: aby się dowiedzieć, w sumie choćby do tego Belgradu jechać nie musiał.

Szczepienia i odrodzona Rzeczpospolita

Powtarzam uparcie: patriota, doktor nauk humanistycznych, specjalność: historia najnowsza Polski. Powtarzam, abyśmy potrafili się zdziwić: taki kandydat w tak gorących czasach nic nie wie o roli, jaką odegrały szczepienia w odrodzeniu i utrwaleniu polskiej niepodległości przed ponad stuleciem.

Wypada mi się przyznać, iż i mnie ta akurat rola nie wydawała się jeszcze niedawno aż tak istotna. Nie jest mi jednak z tego powodu wstyd – powtórzę: nie jestem doktorem od historii najnowszej Polski. Tym bardziej nie jestem prezesem od Pamięci Narodowej, a patriotycznym kandydatem na najwyższy urząd w państwie to już w ogóle nie.

Moją uwagę na ten kontekst zwrócił jednak Sebastian Adamkiewicz (Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi). – Powszechne szczepienia to jedno z największych cywilizacyjnych osiągnięć odrodzonej Rzeczypospolitej. Akty prawne dotyczące szczepień były zresztą wśród pierwszych, które wprowadzano w tym trudnym, przełomowym czasie – mówi.

Chodzi np. o dekret o obowiązkowym szczepieniu przeciwko ospie prawdziwej (luty’19) czy ustawę o chorobach zakaźnych.

Choroby zakaźne mogły zdemolować potencjał zbrojny

Mój rozmówca podkreśla zresztą, iż szczepionki stosowano już w Legionach Polskich, i to już od jesieni 1914 r. – Wielu oficerów tej formacji to byli z wykształcenia lekarze, przykład pierwszy z brzegu: Felicjan Sławoj-Składkowski, późniejszy premier II RP. Oni już rozumieli, jak ważne jest zapobieganie epidemiom – mówi Adamkiewicz.

Dodatkowy kontekst jest taki, iż kandydat Nawrocki udzielił swojej koszmarnej wypowiedzi akurat wtedy, gdy pytano go o szczepienia żołnierzy.

Znów Adamkiewicz: — W przypadku szczepień w Legionach chodziło oczywiście nie tylko o zdrowie żołnierzy jako takie, ale również o utrzymanie zdolności bojowej. W polskich oddziałach udało się coś, czego nie zrobiły potem choćby władze powstałych po 1918 r. państw ukraińskich. I niedługo boleśnie przekonały się o skutkach, kiedy choroby zakaźne wśród żołnierzy po prostu zdemolowały ich potencjał zbrojny.

Nie mów o tym, o czym nie masz pojęcia

Nie oczekuję od polskich polityków, żeby na zawołanie odróżniali dżumę płucną od septycznej. Nie muszą też wiedzieć, jak Pasteur ratował życie dzieciom pogryzionym przez wściekłe psy ani kiedy naukowcy zrozumieli, czemu służy gotowanie narzędzi przed operacją chirurgiczną.

Wymagane minimum, które możemy i powinniśmy od nich egzekwować, krąży wokół prostej komunikacyjnej zasady: nie mów o tym, o czym nie masz pojęcia. jeżeli łamiesz tę zasadę – pchasz się na minę.

W świecie idealnym wypowiedź Nawrockiego byłaby dla innych polityków cenną przestrogą. Nie tylko dlatego, iż śmieszy, tumani i przestrasza na kilka sposobów. Również dlatego, iż ktoś tu mimowolnie kruszy swój wizerunek, wykuwany z mozołem od miesięcy przez głowy tęższe niż ta kandydacka.

Oto kandydat Nawrocki, nieustannie tytułowany przez swoje otoczenie „doktorem”, daje nam się poznać jako nieuk. Oto kandydat Nawrocki, specjalista od historii najnowszej Polski, daje nam się poznać jako ignorant w tej konkretnej dziedzinie. Oto kandydat Nawrocki, zdeklarowany patriota, sygnalizuje, iż ma w zasadzie za nic szczepionkowe triumfy Polaków i ich niezaprzeczalny wkład w historię nauki.

Oko tygrysa kontra ojcowie-założyciele

Pokpiwam z tej wypowiedzi jeszcze z jednego powodu: w oczach antyszczepionkowych szkodników Nawrocki nic tą drogą nie zyska. Ta grupa wyborców ma już swoich kandydatów i wydaje się z nimi raczej zżyta.

Nie ma wszakże tego złego… — im lepiej znamy stan umysłów kandydatów, tym lepiej dla debaty przedwyborczej. Jawność robi jej dobrze, dzięki temu wyborcy mogą m.in. „zapobiegać zamiast leczyć”. To dla higieny tej debaty co najmniej tak samo ważne, jak powszechne szczepienia dla zdrowia publicznego.

W jednym z tekstów Sebastiana Adamkiewicza (zachęcam do lektury) możemy przeczytać o tym, jak ułożyli kwestię szczepień ustawodawcy raczkującej II Rzeczypospolitej: „Przymus szczepień obejmował noworodki, dzieci, a także wszystkich tych, którzy nie byli zaszczepieni wcześniej. Za brak szczepienia groziły wysokie kary pieniężne sięgające niekiedy dwóch przeciętnych miesięcznych pensji robotniczych. Co ciekawe, ówczesne prawo stanowiło, iż dziecko bez świadectwa szczepienia nie może być przyjęte do szkoły ani do żadnej innej placówki wychowawczej”.

Chciałbym usłyszeć, jak ktoś to doktorowi-prezesowi-kandydatowi czyta na głos. Już choćby po to, żeby popatrzeć, jak Karol Nawrocki opanowuje drżenie swojego eye of the tiger i jak się w tej kwestii z ojcami-założycielami niepodległej Rzeczypospolitej intelektualnie boksuje.

Idź do oryginalnego materiału