– Nadszedł czas, by wspólnie z samorządem studenckim zmodyfikować regulaminy studiów, stworzyć ujednolicone standardy nauczania i egzaminowania z wykorzystaniem metod symulacji medycznych – stwierdza prof. Piotr Pruszczyk, kandydat na rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Sława najlepszej szkoły medycznej w Polsce jest zasłużona? Studenci medycyny często się skarżą, iż są źle traktowani przez wykładowców, iż są „przeładowani” teorią, a mają za mało praktyki.
– Nasi absolwenci bardzo dobrze zdają krajowe egzaminy końcowe. Natomiast jestem przekonany, iż musimy zmienić anachroniczną kulturę nauczania. Trzeba ją stworzyć na partnerskich relacjach nauczyciel–student, a nie jak do tej pory na sztywnej hierarchii. Nowoczesne studiowanie wymaga lepszej organizacji czasu nauki przeznaczonego na teorię i praktykę. Musimy także zmienić stosunki między uczestnikami procesu dydaktycznego, poprawić poczucie wspólnoty między stronami. Obowiązujące wymogi zmuszają studentów do obecności na zajęciach, choćby jeżeli są chorzy. Na zajęciach zjawiają się studenci zaraz po przebytej operacji, z bez mała wciąż podłączoną kroplówką w obawie o niezaliczenie roku. Uznaję to za wyraz tkwienia w poprzedniej epoce. Nadszedł czas, by wspólnie z samorządem studenckim zmodyfikować regulaminy studiów, stworzyć ujednolicone standardy nauczania i egzaminowania z wykorzystaniem metod symulacji medycznych. Moim marzeniem jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy nauczyciel staje się przewodnikiem, autorytetem, przykładem dla studentów. Muszę przyznać, iż z przykrością obserwuję, jak młodzi, pełni zapału i dobrych chęci na początku studiów pod ich koniec, w zderzeniu z realiami, czasem tracą swój entuzjazm. jeżeli mają być dobrymi medykami, nie tylko wiedzę, ale właśnie ten zapał trzeba w nich pielęgnować.
Czy elektroniczny system rekrutacji jest optymalny? Na przykład w krajach anglosaskich kandydat musi mieć nie tylko dobre oceny, ale także napisać esej na wybrany temat, wykazać się aktywnością społeczną, przygotować autoprezentację.
– W Polsce w pewnym momencie najważniejsze było stworzenie uczciwego transparentnego systemu rekrutacji – bez wpływów i koneksji. I to się udało. Sprawdzenie innych predyspozycji, jakie powinien posiadać medyk, a które trudno zamienić na punkty, byłoby idealne. Jednak nie jestem przekonany, czy jesteśmy gotowi na to, żeby ubiegający się o indeks zaakceptowali decyzje oparte o subiektywne oceny jakiejś komisji. Rozwiązanie oceniające indywidualnie kandydatów mamy w przypadku studiów doktoranckich. Oprócz tych wymiernych wskaźników jest też rozmowa, komisja może ocenić, czy temu młodemu człowiekowi, kiedy mówi o swoim projekcie, rozbłysną oczy i czy dobrze porusza się w wybranej tematyce.
Czy jest coś, co chciałby pan zmienić w sposobie kształcenia studentów na WUM?
– Wiele. Nasz program jest przeciążony. Studenci medycyny na przykład w Austrii z teorii przygotowują się sami, w domu. Na zajęciach ćwiczą to w praktyce, mogą przedyskutować z asystentem swoje wątpliwości. Moim zdaniem nie trzeba jechać na uczelnię na godzinę 7 rano, żeby wysłuchać tego, co jest w podręczniku. Myślę, iż należy u nas wypracować model „odbarczający” studentów tak, by zostawić im czas na sprawy naprawdę ważne. Niektóre seminaria mogą być w formie zdalnej, natomiast zajęcia praktyczne już nie. Zatem najpierw trzeba się nauczyć, potem zrozumieć, a następnie praktycznie ćwiczyć nabytą wiedzę. W pierwszej kolejności z zastosowaniem trenażerów, co się zresztą już dzieje, bo mamy dobrze działające i rozwijające się Centrum Symulacji Medycznych – studenci bardzo je chwalą. A dopiero z tym przygotowaniem rozwijać swoje umiejętności w kontakcie z pacjentem i to naprawdę się uczyć, a nie patrzeć nauczycielowi przez plecy.
Trenażery to takie manekiny, które można zaprogramować tak, żeby symulowały objawy jakiejś choroby?
– Można to tak ująć, przy czym największe znacznie mają urządzenia o „dużej wierności”. Dzięki nim studenci mogą ocenić wszystkie funkcje przeżyciowe „pacjentów”, posłuchać pracy serca, szmerów oddechowych, zmierzyć ciśnienie tętnicze krwi, a potem rozpoznać taką, czy inną chorobę i zadecydować o podaniu jednego lub drugiego leku. Są trenażery do nauki szycia chirurgicznego, odbierania porodu, wykonywania wkłuć do naczyń, a także na przykład do nauki gastroskopii czy zabiegów neurochirurgicznych. Taki trenażer jest jak symulator lotów dla pilota.
Ile godzin rocznie poświęca się na takie zajęcia jak etyka czy komunikacja z pacjentem?
– Zdecydowanie za mało. Ta tematyka powinna równolegle towarzyszyć wszystkim seminariom czy ćwiczeniom. Współczesna medycyna to wyzwania etyczne i komunikacyjne towarzyszące na przykład transplantacji narządów, kwestiom związanym z opieką paliatywną, prowadzeniem uporczywej czy daremnej terapii, czy też informowaniem rodziny o śmierci jej bliskiego. Etyka i komunikacja są niezbędne w procesie kształcenia na uczelni medycznej. Musimy bardziej wspierać, a wręcz uczyć studentów i młodych medyków, jak radzić sobie ze stresem, emocjami i presją, nieuchronnie związanymi z wykonywaniem zawodu medycznego.
Rozmawiała Mira Suchodolska.
Przeczytaj także: „Piotr Pruszczyk kandydatem na rektora WUM” i „O fotel rektora postara się pięciu kandydatów?”.