Wszystkiemu winni są cykliści i… lekarze

termedia.pl 2 dni temu
Zdjęcie: PAP/Rafał Guz


W poniedziałek na profilu FB Porozumienia Rezydentów OZZL opublikowany został post sprzeciwiający się pojawiającej w przestrzeni publicznej tezie, iż zła sytuacja systemu spowodowana jest tym, iż większość na ochronę zdrowia „pożerają” wynagrodzenia lekarzy. To tak jakby twierdzić, iż „nie ma pieniędzy na kształcenie uczniów, bo większość pieniędzy pochłaniają pensje nauczycieli” – przekonuje PR.



Gdyby nie personel system sprawniej by działał…

„Przeglądając artykuły z ostatnich dwudziestu lat, można odnieść wrażenie, iż to właśnie personel medyczny najbardziej przeszkadza dyrektorom w ich misji leczenia pacjentów. W Ochronie Zdrowia starczyłoby pieniędzy na wszystko, gdyby tylko nie trzeba było wypłacać pensji personelowi medycznemu. Jest tylko jeden szkopuł – to właśnie personel leczy pacjentów, stawia diagnozy, wykonuje zabiegi i ratuje życie” - czytamy w poście.

„Narracja ta wydawałaby się absurdalna w każdej innej dziedzinie, mimo iż w wielu z nich pensje pokrywają większość środków finansowych. Jak brzmiałby artykuł “Nie ma pieniędzy na kształcenie uczniów, bo większość pieniędzy pochłaniają pensje nauczycieli”? Co najmniej niestosownie” – dodano w poście.

Jak zauważają jego autorzy, problem z zasobami finansowymi w ochronie zdrowia jest poważny – od lat wydajemy na nią zdecydowanie mniejszy odsetek PKB niż średnia europejska (8.1 proc.), nie mówiąc już o średniej państw OECD (9,6 proc.). Nasze finansowanie nie dość, iż jest niskie, to jeszcze jest liczone względem PKB sprzed dwóch lat (model t-2). Więc 192 mld zaplanowane w budżecie w roku 2024 stanowiły jedynie ok 5 proc. planowanego PKB na ten rok.

„Gdybyśmy chcieli osiągnąć 6,2% (do którego rząd jest zobowiązany ustawą na rok 2024) aktualnego PKB wymagałoby to dodania 42 mld zł, a to w dalszym ciągu jest ogromnie odległe od średniej europejskiej. To pokazuje jasno, iż podstawowym problemem nie jest to, że szpitale zbyt dużo płacą personelowi, tylko iż placówki otrzymują zbyt mało pieniędzy” – dodano.

Specjalista zarabia mniej niż rezydent

- Ustawa o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia jest podłożem wielu kontrowersji wśród wielu medycznych grup zawodowych, poczynając od pielęgniarek po lekarzy. Jakie zarzuty obecnej ustawie o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia stawia Porozumienie Rezydentów OZZL? – pytamy przewodniczącego PR Sebastiana Goncerza.

- Naszym głównym zarzutem jest to, że specjalista zarabia mniej niż rezydent. Nie jest to wskazane bezpośrednio w samej ustawie, ale fakt, iż rezydent specjalizacji deficytowych, który pracuje na trzecim roku lub później i pobiera bon patriotyczny, ma podstawę wyższą niż specjalista. Mówiliśmy o tym wielokrotnie, iż musi być progresja zarobków wraz z poszerzaniem kompetencji, a nie zgodnie z hasłem – „zostań specjalistą a będziesz zarabiał mniej”.

I nie chodzi o jakieś kwestie ambicjonalne. To jest problem systemowy, jeżeli chcemy, żeby specjaliści pozostali w publicznej ochronie zdrowia a nie uciekali do prywatnego sektora, szukając przyzwoitego wynagrodzenia.

- Ile, w waszej ocenie powinien zarabiać w poszczególnych grupach zawodowych personel medyczny?

- Nie będę się wypowiadał jakie powinny być zarobki w obszarze innych zawodów medycznych, bo to nie moja rola, aby mówić, ile inni powinni zarabiać. Ja znam swoją pracę, a nie na przykład pracę pielęgniarki. W przypadku lekarzy od lat postulatem jest gradacja 1 – 2 – 3, czyli jedna średnia pensja krajowa dla stażysty, dwie średnie pensje krajowe dla rezydenta i trzy średnie pensje dla specjalisty. To chcielibyśmy, w pewnym procesie, uzyskać docelowo. Oczywiście nie jest tak, iż w tej chwili tupię nogą i mówię, iż tak ma być od zaraz. Powinniśmy dążyć do takiej zmiany i takiej gradacji płac. Wiem, iż trzy średnie pensje krajowe to nie jest mało i działa na wyobraźnię, ale to jest ok. 93,5 zł na rękę na godzinę. Porównując jednak to z zarobkami specjalistów w sektorze prywatnym, to nie jest wygórowana kwota. Oczywiście zarobki w publicznej ochronie zdrowia nigdy nie dorównają tym w prywatnym sektorze, ale nie może być tak dużej dysproporcji. W mojej ocenie praca w szpitalu należy do najtrudniejszych i nie może tak być aby wynagrodzenie było tu dużo niższe niż w prywatnej przychodni.

- W przestrzeni publicznej pojawiają się pomysły zamrożenia ustawy o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, bo jest ona niezwykle kosztochłonna dla budżetu. Krytykujecie te pomysły. Jakie propozycje, aby była to krytyka konstruktywna, ma w tym zakresie Porozumienie Rezydentów?

- Przede wszystkim uważamy, że problemem nie jest samo w sobie to, iż pensje są kosztowne, bo one zawsze będą kosztowne w ochronie zdrowia. Koszty pracy, koszty specjalistycznych usług wszędzie generalnie są jednym z najdroższych elementów każdego procesu. Problemem natomiast w ochronie zdrowia jest to, iż system i szpitale otrzymują za mało pieniędzy. Wykazaliśmy, iż to efekt wielu lat zaniedbań i niedofinansowania sektora zdrowotnego. Pokazujemy kilka liczb. Po pierwsze to nasze rzekome 6,2 proc PKB na zdrowie jest odległe od średniej Europejskiej które teraz przekracza 8,1 proc. Fakt, iż jest liczone według wzoru t-2 pogłębia jeszcze tę dysproporcję, ponieważ zaplanowane w budżecie w roku 2024 192 mld zł stanowią jedynie ok 5 proc. planowanego PKB na ten rok.

Tak naprawdę dzisiaj nakłady na ochronę zdrowia, mimo, iż są największe w historii, wynoszą tylko 5 proc. PKB, mimo iż mamy w pewnym sensie dług wielu dekad ochrony zdrowia. Gdyby tylko nakłady wyniosły rzeczywiście 6,2 proc. dzisiejszego PKB, to w systemie musiałoby się pojawić dodatkowo 42 mld. złotych. To pokryłoby lukę powodującą niewypłacalności w zakresie świadczeń nielimitowanych, kwestę wynagrodzeń i ich waloryzacji. Problemem nie jest to, iż personel medyczny dużo zarabia a to, że brakuje pieniędzy w systemie z powodu wieloletnich zaniedbań. Problem pogłębiła jeszcze zmian ustawy o zawodzie lekarza z 2022 roku i przerzucenie obowiązku finansowania wielu kwestii z budżetu państwa na NFZ.

Nowoczesna, jakościowa medycyna wymaga dużych nakładów finansowych. Powinniśmy być świadomi tego, iż nasze nakłady na zdrowie są bardzo odległe od średnich nakładów na zdrowie w Europie i iż szorujemy w tym zakresie po dnie i nie dziwmy się, iż na wszystko brakuje nam pieniędzy.

Czujemy się jako lekarze, kiedy mówi się, iż kłopoty szpitali i systemu powodują zbyt wysokie zarobki medyków, obciążani winą, za to, iż system niedomaga. Urządzanie takiej nagonki na personel to szukanie winnych nie w tym miejscu, gdzie trzeba, bo to nie ich wina, iż nie ma pieniędzy w systemie. To nie lekarze czy cykliści winni są tej całej sytuacji…

Idź do oryginalnego materiału