Pięciolatek. Piąty dzień gorączki. Cały czas śpi, nie chce jeść. Nie ma wyjścia. Trzeba iść do lekarza. Może w poczekalni nie złapiemy nic gorszego. Po zaledwie 15 minutach oczekiwania na połączenie z przychodnią udaje mi się umówić wizytę na ten sam dzień. Jakbym wygrała w totka. Co prawda nie u naszej pani doktor, ale nie ma co wybrzydzać. Lekarz, to lekarz. Osłucha, obejrzy, przepisze leki i uspokoi.Weź udział w Jupiterach. Zagłosuj na swoją ulubioną gwiazdę TUTAJ.
REKLAMA
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Pokornie przed wejściem do przychodni zakładamy obowiązkowe maseczki. Niby dobrze, ale nakłonienie do założenia maseczki zakatarzonego, wymęczonego i w związku z tym wściekłego kilkulatka to męczarnia. Okazuje się, iż tylko pół godziny opóźnienia. Hura. Siadamy i czekamy. Niemal widzę krążące wokół i osiadające na nas zarazki. Mały się pokłada, ja się duszę w maseczce. W końcu drzwi gabinetu się otwierają i uprzejmie zostajemy zaproszeni do środka: "Proszzzzzzz! Maseczki macie? Macie. To wchodźcie".
Wizyta w czasie wizyty
Dyżurująca lekarka choćby na nas nie zerka. Ma wyraźnie problem z obsługą komputera. Co chwilę minimalizują się jej jakieś okna, kursor myszki lata po całym ekranie. Jednym palcem, litera za literą wystukuje na klawiaturze wymieniane przeze mnie objawy choroby. Mały jęczy, iż chce iść, ciągnie mnie za rękaw. Po kilku minutach słyszę: "Ojej. A co to mi się tu nie zapisało? To jeszcze raz. Imię i nazwisko dziecka?" W tym momencie dzwoni telefon. Pani doktor odbiera i informuje, iż musimy poczekać, bo teraz ma teleporadę. Wychodzimy na korytarz, na którym spędzamy kolejne piętnaście minut.
Grypa typu A. Pani doktor odskakuje
W końcu z gabinetu ponownie dobiega "Proszzzzzzzzz!" Dziecko już z moim telefonem w rękach ogląda bajkę i tylko dzięki temu udaje mi się nakłonić je do ponownego wejścia. Nagle przed nami pojawia się inna lekarka i przeprasza nas na chwilę, ale MUSI coś ważnego omówić z panią doktor.
"Kochanieńka, minutę, tak?" Czekamy dziesięć minut, słysząc jak lekarki żartują z jakichś zmian w grafiku. Teraz nasza kolej. Wizyta zaczyna się od początku. W końcu pani doktor wysyła nas do zabiegowego na test combo, a sama odbiera dzwoniącą uparcie komórkę. Mąż. Pielęgniarka przychodzi z wynikiem, kiedy już po raz trzeci zasiedliśmy w gabinecie. Grypa typu A. Pani doktor odskakuje. Otwiera okno. Zakłada rękawiczki i plastikową, przezroczystą przyłbicę. Nagle zaczyna szybciej pisać i warczy na mnie, żebym pilnowała, aby dziecko nic w gabinecie nie dotykało i nie zsuwało maseczki na brodę.
"Ojej! A gdzie mi to wszystko zniknęło?"
W końcu przychodzi pora na wystawienie recepty. Pani doktor szuka tabelki z dawkowaniem. "No gdzieś tu była, jak Boga kocham". Jest. Teraz coś jej w komputerze "nie wchodzi". Telefon do kogoś z pytaniem co kliknąć, żeby weszło. Stękanie, pomstowanie, sapanie. W końcu wchodzi. Przepisanie kodu z telefonu. Udaje się dopiero za trzecim razem. I zwolnienie dla mnie. 10 minut. "No co z tym PESELEM. Na pewno dobry pani podaje? Ojej! A gdzie mi to wszystko zniknęło?" I wyjaśnienie dawkowania rozpisane na kartce takim charakterem pisma, iż nie mam szans odczytać. Nie dopytuję. Sprawdzę na ulotce. "To nie są tanie rzeczy, kochana" - słyszę na odchodnym na temat leku, który przepisała. Wracam do domu, wysyłam męża do apteki, włączam komputer i zaczynam porównywać oferty prywatnych centrów medycznych.
Prawo do skargi na lekarza
W przypadku, gdy pacjent uważa, iż został niewłaściwie potraktowany lub jego prawa zostały naruszone, ma możliwość złożyć skargę do NFZ. Skargę taką składa się w oddziale wojewódzkim NFZ lub centrali NFZ w Warszawie. Warto jednak pamiętać, iż NFZ nie jest upoważniony do oceny decyzji medycznych podejmowanych przez lekarzy w procesie leczenia. Więcej na temat praw pacjentów dowiesz się na stronie www.gov.pl.A ty? Masz podobne doświadczenia z wizyty u pediatry? Chętnie poznam twoją historię: [email protected]