Wiecie, które pokolenie naprawdę wyginie? Moje. Historia z lodówką dowodem

mamadu.pl 5 miesięcy temu
Zdjęcie: Lodówka. Źródło międzypokoleniowych konfliktów? fot. 123rf


Kiedy jeździłam odwiedzać mamę, robiłam przegląd jej lodówki. Nie, nie po to, żeby znaleźć coś pysznego do jedzenia (no dobrze, w tym celu też…), ale przede wszystkim dlatego, żeby sprawdzić terminy ważności na znajdujących się tam produktach. A potem wywalałam te wszystkie przeterminowane słoiczki i pakunki, bo jakże to tak? Prosi się o zatrucie pokarmowe!


Teraz sama jestem mamą (to brzmi jak wstęp do reklamy telewizyjnej, prawdopodobnie jakiegoś suplementu diety czy innego kremu czekoladowego), a w mojej lodówce znajdziecie m.in. dużą butelkę sosu rybnego, którego ważność skończyła się… dwa lata temu. Ale przecież nie wyrzucę, prawda? Kropelka nie zaszkodzi… Tahini po terminie, oliwki, które po otwarciu trzeba zjeść w ciągu trzech dni (czy iluś tam, kto by to spamiętał), a stoją od dwóch tygodni, słoiczek bulionu warzywnego – ten sam casus co oliwki. No nie przesadzajmy, przecież nie jesteśmy francuskimi pieskami!

I oto wkracza on – mój nastoletni syn. Instruuje mnie, iż tę musztardę to już dawno powinnam była wyrzucić, a jogurt to kiepski kupiłam, lepszy byłby skyr, bo ma więcej białka. A białko wiadomo: samo życie i rosnąca w oczach masa mięśniowa.

(A to, iż nic w tej lodówce nie ma do jedzenia, same tylko składniki, to już historia na inny dzień).

No dobrze, lubimy sobie ponarzekać na to młode pokolenie, iż takie niezaradne, niesamodzielne, jak nic wyginie, w życiu sobie nie poradzi. Sprawdźcie tylko filmik z marchewką albo otwieraczem do konserw. Płakać się chce, prawda? Tyle iż to bzdura. Sami wychowujemy nasze dzieci, to naszym zadaniem jest przygotować je do samodzielnego życia.

Jeśli nigdy nie pokazaliśmy im, jak otworzyć paprykarz szczeciński (ok, niech będzie kawior, paprykarz na miarę XXI wieku) czy obrać marchewkę albo inne warzywo korzenne, to skąd one mają to niby wiedzieć? Ale kto by na to spojrzał w ten sposób, milej jest się pośmiać z tych fajtłapowatych alf i eterycznych zetek, napompować własne ego. Bo my to w ich wieku już kotlety schabowe rozbijaliśmy na obiad dla całej rodziny. Tej wielopokoleniowej oczywiście.

Korzystając więc z okazji, iż lodówka jest akurat w centrum mojego wszechświata, bo zepsuła się nieodwracalnie, chciałam powiedzieć, iż pokolenie, które wyginie wcześniej niż to współczesnych nastolatków, to właśnie moje. Generacja X. Ale millenialsi też nie są w lepszej sytuacji. To my wyginiemy, proszę państwa, szybciej. Z tej prostej przyczyny, iż jesteśmy starsi, a o zdrowym odżywianiu się powinniśmy uczyć się właśnie od oświeconych zetek.

A kiedy alfy podrosną (moja nastoletnia alfa ma dopiero 14 lat, a już mnie zadziwia wiedzą), dopiero dadzą nam popalić. I będą się z nas wyśmiewać, a ja wtedy usiądę sobie wygodnie w bujanym fotelu, poprawię koc, odłożę robótkę na drutach i pomyślę: słusznie, należy się nam.

Niczego nie zapamiętaliśmy z czasów, kiedy sami byliśmy nastolatkami, jesteśmy tak samo beznadziejni, jak te starsze pokolenia, które wtedy naśmiewały się z nas. I to pomimo naszych aspiracji, by być najlepszymi i najbardziej świadomymi rodzicami, których ta ziemia kiedykolwiek nosiła.

Powtarzane z automatu: widzę cię, słyszę, widzę, iż jesteś zdenerowany/-a, smutny/-a, rozczarowany/-a, nie wystarczy do przygotowania dzieci do dorosłości. Lepiej zabralibyśmy się za otwarcie lodówki w ich obecności i pokazanie im, jak rozbijać te kotlety z seitanu, by nakarmić naszą nuklearną współczesną rodzinkę. A wcześniej warto byłoby się samemu doedukować. Serio.

Idź do oryginalnego materiału