Artykuł Tomasza Gałosza z Klubu Jagiellońskiego:
Prawdopodobnie każdy słyszał kiedyś, iż problem samotności w szczególny sposób dotyka ludzi starszych. Głośno było o tym zwłaszcza w czasie pandemii i związanych z nią ograniczeń w kontaktach międzyludzkich, które skutkowały zamknięciem wielu z nich samych w swoich mieszkaniach.
Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, iż także ci seniorzy, których spotykamy na co dzień, stojąc w kolejce do kasy w sklepie, mijając ich na placu targowym czy ustępując miejsca w autobusie, często doświadczają wielopłaszczyznowej i przytłaczającej samotności. I to mimo tego, iż nieraz można ich zobaczyć rozmawiających ze swoimi rówieśnikami na ławce w parku lub choćby spacerujących w towarzystwie swoich dzieci czy wnuków. Samotność seniorów ma wiele twarzy i nie wszystkie z nich są oczywiste dla zewnętrznego, choćby życzliwego obserwatora.
Miałem okazję przekonać się o tym osobiście, poznając z bliska życie wielu z nich. Było to możliwe dzięki mojej trwającej już kilka lat pracy w lokalnym wolontariacie zajmującym się wsparciem ludzi starszych i samotnych w ich codziennych potrzebach. Z moimi osobistymi doświadczeniami zgodne są też pojawiające się od czasu do czasu badania socjologiczne. I tak, po pierwszym roku pandemii Stowarzyszenie Wiosna przygotowało raport1, z którego wynika między innymi, iż aż co trzeci Polak w wieku powyżej 75 lat mieszka sam. Z kolei opublikowane w marcu tego roku badanie „Samotność wśród osób 80+”2, którego respondentami byli ponadosiemdziesięcioletni seniorzy mieszkający w miastach, ujawniło, iż 39 proc. z nich doświadcza poczucia pustki, a 48 proc. brakuje towarzystwa innych osób.
Ponieważ jednak konkretne historie często przemawiają do nas bardziej i skuteczniej pozwalają wczuć się w sytuację innych ludzi, to oprócz suchych faktów przytoczę kilka przykładów z życia seniorów, opartych na moim doświadczeniu. Nie są one opisem rzeczywistych zdarzeń, ze względu na chęć uszanowania prywatności ludzi, których spotkałem, ale pewną rekonstrukcją tego, co odkryłem zapoznając się z ich historiami życia.
Samotność bezdzietnej staruszki w bloku to nie tylko stereotyp
Na początek chciałbym jednak zaproponować wykonanie małego eksperymentu myślowego i wyobrażenie sobie przykładowego, najbardziej stereotypowego, samotnego seniora. Kiedy próbuję zaprząc swoją wyobraźnię do tej pracy, to w pierwszej kolejności widzę mieszkającą samotnie staruszkę, bez dzieci (bo ich nigdy nie miała), bez męża, bez przyjaciół, niezauważaną przez sąsiadów.
Być może mieszkankę wysokiego piętra w bloku bez windy, a więc mającą ograniczoną możliwość wychodzenia na zewnątrz. Samą w towarzystwie swojego telewizora czy radia (gazet i książek już nie jest w stanie czytać ze względu na problemy ze wzrokiem). Ewentualnie ma jeszcze opcję wyglądania na świat przez okna swojego mieszkania...
I chociaż obraz ten może wydawać się przerysowany i sprawiać wrażenie fikcji, która zebrała w sobie wszystkie stereotypowe wyobrażenia o samotności seniorów, to doświadczenie uczy mnie, iż – niestety – zbyt często nią nie jest. Po prostu ludzi pasujących do przedstawionego opisu zwykle trudno spotkać na ulicy i dlatego umykają powszechnej świadomości.
Zazwyczaj starszymi ludźmi wymagającymi opieki zajmuje się rodzina, w szczególności dzieci. Taki jest tradycyjny model społeczny i taki schemat cały czas jest obecny w powszechnej świadomości, co zresztą jest uzasadnione, bo w wielu miejscach on wciąż z powodzeniem funkcjonuje.
Jednak zawsze istniała również pewna grupa ludzi, którzy z różnych względów dzieci mieć nie mogli lub też stracili je, gdy były jeszcze małe. Do ich osobistego dramatu, związanego ze stratą najbliższych czy niemożnością doczekania się potomstwa, dochodzi jeszcze widmo samotnej starości, szczególnie niepokojące, jeżeli mieszka się w wielkim mieście, z dala od rodziny.
Problem ten jest pogłębiany przez wewnątrzkrajowe migracje z ostatnich kilkudziesięciu lat, kiedy szukanie pracy i lepszego życia zmusiło wielu ludzi do przenosin z rodzinnej wsi do miasta. Wówczas rodzina pozostało dalej, często ciężej też liczyć na wsparcie lokalnej społeczności w bloku z wielkiej płyty, gdzie czasami nie wiadomo, kto wynajmuje mieszkanie za ścianą.
Dla tych ludzi zwykle momentem przełomowym jest śmierć współmałżonka. Dotychczas dwoje ludzi jakoś sobie radziło, a przede wszystkim było dla siebie wsparciem w codziennym życiu. Teraz jedno z nich zostaje samo, z obniżonymi dochodami po utracie jednej emerytury i z wydatkami, które nie stają się dużo niższe. I przede wszystkim z przerażającą pustką w mieszkaniu.
MOPS-y czy kluby seniora nie zastąpią przyjaciół
Wsparciem ludzi w takich sytuacjach często zajmuje się państwowa opieka społeczna, np. MOPS. Dzięki niej seniorzy otrzymują pomoc w codziennych czynnościach, takich jak zakupy, gotowanie, sprzątanie czy choćby pranie ubrań. A w ich mieszkaniu pojawia się drugi człowiek, co bez wątpienia dodaje im otuchy.
Jednak opiekunka z MOPS-u nie jest w stanie zaradzić wszystkim ich potrzebom. zwykle ma wyznaczone godziny odwiedzin i ściśle określone obowiązki do wykonania, a następnie musi udać się do kolejnego podopiecznego. Problemem są więc sytuacje nadzwyczajne, np. konieczność wymiany jakiegoś sprzętu w kuchni czy choćby zrobienia drobnego remontu, kiedy dotychczasowe wyposażenie nie nadaje się już do użytku.
Szczególnie istotnym problemem jest jednak brak rówieśników, z którymi starsi seniorzy mogliby utrzymywać relacje towarzyskie. Po prostu większość ludzi w ich wieku już zmarła lub ich stan zdrowia nie pozwala im na wychodzenie na zewnątrz, a czasami choćby na rozmowy telefoniczne.
Niejeden raz sam, rozmawiając ze starszymi ludźmi, doświadczyłem tego, iż codziennymi newsami, którymi żyją, są często informacje, kto z ich znajomych już umarł, a kto jeszcze żyje. Chociaż tak adekwatnie, to nie ma z nim kontaktu, więc to, czy jest wśród żywych, też jest niepewne.
Takiej samotności zaradzić najtrudniej. Jakimś rozwiązaniem mogą się wydawać coraz popularniejsze w ostatnich latach kluby seniora, ale one często są przeznaczone dla ludzi jeszcze sprawnych, którzy są w stanie sami do nich dotrzeć. Tymczasem pozostali z takich rozwiązań skorzystać nie mogą, a to właśnie im samotność doskwiera najbardziej.
Nie tylko „eurosieroty” – również „euroseniorzy”
Jednak choćby posiadanie dzieci nie zawsze chroni przed pozostaniem samotnym na starość. W końcu mogą one mieszkać tak daleko, iż nie są w stanie zajmować się swoimi rodzicami. Wystarczy, iż mieszkają w innym województwie, ale najbardziej emblematyczne są przypadki, kiedy wyjechały za granicę.
Myślę wręcz, iż tak jak mówi się czasami o „eurosierotach”, tak samo można by mówić o „euroseniorach”, ludziach, których dzieci wyjechały za chlebem poza granice kraju.
Niech zilustruje to historia pani Ewy, która mimo posiadania dwóch córek pozostała sama w dwupokojowym mieszkaniu w bloku.
Jedna z jej córek pracuje w Wielkiej Brytanii, druga w Niemczech, gdzie założyły rodziny i nie planują wracać do Polski. I chociaż dzięki temu były w stanie wesprzeć panią Ewę, chociażby przez wynajęcie opiekunki, która zajmowała się jej codziennymi sprawunkami i potrzebami, a także poprzez sfinansowanie drobnych napraw w mieszkaniu, to jednak rozmowy telefoniczne toczone pomiędzy różnymi krańcami Europy nie są w stanie zaspokoić potrzeby emocjonalnej bliskości, podobnie jak osobiste odwiedziny dwa razy do roku.
Całkiem podobna jest sytuacja ludzi, którzy mają swoje dzieci czasami na przysłowiowe wyciągnięcie ręki, ale już od lat nie utrzymują z nimi kontaktu, nie zamieniają słowa choćby z okazji Bożego Narodzenia. Ktoś znowu mógłby pomyśleć, iż piszę o jakiejś historii rodem z filmu, gdzie jednym z filarów akcji (i zwykle szczęśliwego zakończenia) jest pogodzenie się syna z niewidzianym od lat ojcem, w tej chwili już staruszkiem.
Lecz niestety, takie historie trafiają się też w prawdziwym świecie. A życie bywa brutalne i nie gwarantuje happy endu, chociaż nie czyni go też niemożliwym. Tak jak w przypadku pana Dawida, który przez kilkanaście lat nie utrzymywał kontaktu ze swoją córką, mieszkającą w sąsiedniej dzielnicy, zobaczył ją dopiero na kilka dni przed śmiercią, gdy w ciężkim stanie trafił do szpitala.
DPS dobry, ale nie dla wszystkich
Sposobem na rozwiązanie wielu zarysowanych powyżej problemów wydają się domy spokojnej starości, w praktyce będące najczęściej zwykłymi DPS-ami. Ich mieszkańcy na pewno nie mogą narzekać na brak ludzi dookoła, może co najwyżej kuchnia jest nie taka, jaką lubią najbardziej.
Jednak chyba łatwo się domyślić, iż codzienność wielu lokatorów tego typu placówek nie bywa tak różowa. Często tęsknią oni za dziećmi, które są gdzieś hen, daleko, aż wydawałoby się, iż w innym świecie. o ile kontakty z potomstwem nie układają się pomyślnie, to wynikający stąd brak kontaktu może być jeszcze bardziej bolesny.
Poza tym ludzie mają różne charaktery i co ma np. zrobić introwertyczka, przyzwyczajona od dziesięcioleci do mieszkania we własnym mieszkaniu, a teraz zamknięta w DPS-ie w jednym pokoju z kilkoma sąsiadkami, z którymi nie może znaleźć nici porozumienia?
Które być może są od niej znacznie młodsze, może mają własne choroby lub po prostu zupełnie różne doświadczenie życiowe. Nie są to chyba warunki, o których myślimy, gdy wyobrażamy sobie spokojną starość. I chociażby dlatego DPS-y też są miejscami, gdzie seniorzy muszą się mierzyć z samotnością.
Pośród najbliższych, ale jednak samotni
Jest jednak jeszcze jeden szczególny przypadek, być może najmniej oczywisty, o którym chciałbym tutaj opowiedzieć. Otóż już wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której choćby mieszkanie pod jednym dachem z własną rodziną nie chroniło seniorów przed doświadczeniem samotności. Zresztą, jeszcze raz przywołam porównanie do sytuacji, które dotyczą nie najstarszych, ale najmłodszych.
Każdy z nas chyba słyszał o dzieciach, które są otoczone dobrobytem materialnym przez swoich rodziców, tak jednak zaabsorbowanych pracą, iż nie są w stanie poświęcić swoim pociechom odpowiedniej ilości czasu i w rezultacie czynią z nich emocjonalne półsieroty.
Bardzo podobne mechanizmy mogą również dotknąć seniorów, z tym iż naturalnym biegiem rzeczy ludzie więcej uwagi poświęcają swoim dzieciom, więc nieraz dla pełnego zaspokojenia potrzeb swoich rodziców w wieku podeszłym nie są już w stanie znaleźć wystarczających sił fizycznych czy psychicznych.
Ciężko zresztą ich za to winić. Nie zmienia to jednak faktu, iż seniorzy mieszkający ze swoimi dziećmi wraz z wiekiem i postępującą utratą kontaktu z rówieśnikami coraz bardziej doświadczają ciężarów samotności i to samotności ukrytej.
Pamiętacie Bylicę z Chłopów Reymonta? Przygnieciony wiekiem ojciec Hanki Borynowej i Weroniki, bez majątku, pozostaje na utrzymaniu biedniejszej córki, walczącej o byt swój i swoich dzieci. W rezultacie doświadcza w domu wielu pretensji i przytyków, i zaczyna odczuwać swoją pozycję jako balast dla córki i wnuków, aż w końcu decyduje się zostać dziadem proszalnym. W akcji powieści pojawia się jeszcze tylko jeden raz, gdy Hanka zauważa go w tłumie żebraków zgromadzonych na odpuście w Lipcach. I chociaż ta historia rozgrywa się w zupełnie innych realiach społeczno-ekonomicznych niż współczesna Polska, to dobrze ilustruje, iż to nie tylko kształt współczesnego społeczeństwa i rozluźnienie więzi rodzinnych odpowiadają za samotność seniorów. W wielu aspektach jest wręcz przeciwnie, współczesne państwo opiekuńcze zaspokaja wiele potrzeb najstarszych i ich los często jest lepszy, niż bywał dawniej.
Jak wiadomo, społeczeństwo się starzeje, a liczba osób w wieku podeszłym wzrasta, a więc coraz więcej z nich będzie się borykało z przedstawianymi przeze mnie sytuacjami. Tymczasem tradycyjne struktury społeczne, takie jak rodziny wielopokoleniowe, coraz częściej są pieśnią przeszłości. Wobec tego myślę, iż stosunek do seniorów i zdolność do ich zauważenia i wsparcia będą coraz bardziej wyznaczać poziom empatii, na który potrafimy się zdobyć jako społeczeństwo.
Przypisy:
1. https://www.szlachetnapaczka.pl/raport-o-samotnosci/.
2. https://www.malibracia.org.pl/assets/RAPORT_2023/Samotnosc-wsrod-osob-80+-Raport-z-badania_zapis_2023.pdf.
Materiał w „Menedżerze Zdrowia” publikujemy za zgodą i dzięki uprzejmości Klubu Jagiellońskiego.