Granice służą zarówno do łączenia nas z otoczeniem, jak i ochrony przed nim
Noémi Orvos-Tóth „Los, który dziedziczysz”
Traumy w pewnym sensie hipnotyzują. Zdarza się, iż trudne, traumatyczne historie pobudzają do milczenia. Milczą ofiary, milczą świadkowie. Milczenie może objąć również świat wewnętrzny: zakazujemy sobie wówczas myślenia o trudnych zdarzeniach, unikamy sytuacji, które pobudzają odczucia związane z traumą. Milczymy zwykle z ważnych, chroniących siebie lub innych powodów i milczenie z pewnością stanowi próbę poradzenia sobie z bólem. Taki trans milczenia niesie jednak ze sobą szereg kłopotów: nie pomaga sięgać po pomoc, integrować traum i, długofalowo, radzić sobie z nimi. Sprzyja natomiast samotności, unikaniu doświadczeń, a w efekcie zubożaniu własnego życia i cierpieniu. Milczenie kojarzy się z jedną z dostępnych naszym ciałom reakcji obronnych – zastyganiem (choć zagrożenie już minęło i swobodny ruch, w tym rozmowa, nie sprowadzi na nas krzywdy). Milczeć możemy indywidualnie, albo kolektywnie. Drogą wyjścia z milczenia jest ostrożne dotykanie tego, co trudne.
Przykładem milczenia mogą być przemilczane trudne porody. W swojej książce „Przeprowadzę Cię na drugi brzeg” Justyna Dąbrowska pisze o uciszaniu rodzących (przemocą, ale też słowami pozornego wsparcia „To się zapomina”) i o tym, jak jest to niedobre dla młodej matki i dla jej relacji z dzieckiem. Justyna Dąbrowska swoją książką, w której oddaje głos kobietom i nazywa to, czego zdarza im się w porodach doświadczać, przerywa to nieużyteczne milczenie.
Zdarza się jednak, iż traumy popychają do transu opowiadania. Wtedy możemy o traumach swoich własnych, ale i o traumach innych ludzi rozmawiać, opowiadać, słuchać, rozmyślać, czytać lub pisać bez końca. Z łatwością powracają do nas również odczucia związane z trudnymi zdarzeniami. „Opowiadać” możemy również poprzez swoje działanie pod wpływem tych odczuć. Pete Walker w swojej książce „Złożone PTSD. Od przetrwania do pełni życia” określa to jako emocjonalny flashback; w tym kontekście mówi się też o odgrywaniu czy powtarzaniu traumy. Tkwimy wówczas w wirze traumy. Kojarzy się to z inną reakcją obronną naszego układu nerwowego: pobudzeniem, które ma nam umożliwiać walkę lub ucieczkę (choć realne zagrożenie już dawno się skończyło). Opowiadane (ale też odgrywanie) jest próbą poradzenia sobie, „przetworzenia” trudnych doświadczeń przez układ nerwowy i domknięcia reakcji pobudzenia. Opowiadać możemy w naszych bliskich relacjach, ale także na poziomie całych grup. jeżeli jednak te opowieści pozostają niezmienione: za każdym razem opowieść jest jak gdyby odtworzona z taśmy i pod względem treści, i towarzyszących jej emocji, jeżeli w wyniku opowiadania nie pojawia się nowa perspektywa patrzenia na własne doświadczenia, a emocje nie słabną (lub słabną tylko na chwilę), to jest to sygnał, iż ponowne opowiadanie nie sprzyja integrowaniu traumy. Opowieści o traumie są wówczas jak krwotok, który, nie zatamowany, staje się źródłem stresu i obciążenia, a zdarza się, iż i kolejnych traum, zarówno dla osoby go doświadczającej, jak i dla ludzi wokół. I właśnie przy tej reakcji na traumę i przy wychodzeniu z niej zatrzymam się w niniejszym tekście. Jednocześnie chcę podkreślić, iż nie jest moim celem pisanie pieśni pochwalnej milczeniu i odcinaniu się od trudnych historii. Milczenie o traumach może tak samo nie sprzyjać zdrowieniu, jak tkwienie w ich zalewie, jest to jednak temat na oddzielny tekst.
W książce „Traumaland” przeczytałam o kilku badaniach dotyczących wpływu przekazów medialnych na temat tragicznych wydarzeń na doświadczanie stresu i zespołu stresu pourazowego u odbiorców tych przekazów. Jedno z badań dotyczyło reakcji ludzi na informacje o dwóch zamachach terrorystycznych: w Bostonie i w Orlando. Okazało się, iż „Im więcej czasu ktoś spędził, oglądając wiadomości dotyczące zamachu w Bostonie, tym częściej później doświadczał symptomów stresu pourazowego. To zaś powodowało lęk przed kolejnymi zamachami i w rezultacie jeszcze więcej czasu spędzonego w mediach. Gdy zaś nastąpił zamach w Orlando, właśnie te osoby, które wcześniej doświadczyły PTSD w związku z dramatycznymi wydarzeniami w Bostonie, zareagowały najsilniejszym stresem, oglądając w mediach wiadomości o kolejnym ataku” (str. 50). Wnioski z tego i innych przytaczanych przez autora, Michała Bilewicza, badań, jasno wskazują, iż „Psychologiczny wpływ traumy w rzeczywistości nie dotyczy tylko osób straumatyzowanych – jest on doświadczeniem wielu ludzi, którzy z tragicznymi wydarzeniami mieli kontakt poprzez opowieści, przekazy medialne. (…) źródłem stresu pourazowego mogą być nie tylko własne doświadczenia bądź przekaz rodzinny, ale też kultura w której funkcjonujemy”. Wobec tego chronienie się przed zalewem informacyjnym na temat tragicznych wydarzeń można potraktować jak profilaktykę doświadczania silnego stresu lub stresu pourazowego. Wiele o tym rozmawiałam z moimi klientami terapii, ale też ze sobą samą w kontekście chronienia się przed nieustannym śledzeniem informacji o pandemii, wojnie czy powodzi. Bycie w kontakcie z faktami jest bardzo ważne: pozwala działać w oparciu o rzeczywistość (a nie fantazje) i tym samym sprzyja własnemu bezpieczeństwu. Jednocześnie, istnieje próg tej użyteczności. W pewnym momencie zdobywanie większej i większej ilości informacji już nic korzystnego nie wnosi. Wówczas kontakt z tragicznymi wiadomościami sprzyja jedynie intensyfikacji lęku, złości, bezsilności i odłączeniu od życia, które dzieje się tu i teraz. A wtedy potrzeba granic.
Dlatego dobrze jest sprawdzać, jak to wygląda u Ciebie: ile potrzebujesz wiedzieć o trudnych sytuacjach? Jak często potrzebujesz aktualizować swoją wiedzę o zdarzeniach? Być może przeczytanie wiadomości raz dziennie będzie wystarczające? Od jakich informacji bezpieczniej będzie się dystansować?
Sądzę jednak, iż są to pytania, które warto sobie zadawać nie tylko w sytuacjach kolektywnych kryzysów i nie tylko a propos informacji płynących z mediów, ale również na co dzień, w kontekście trudów bliskich nam ludzi i naszych własnych.
Warto pytać siebie: na ile mam gotowość/siły/możliwości, by zaangażować się w trudne zdarzenia, które dzieją się wokół? W jakim zakresie jestem w stanie asystować cierpieniu drugiej osoby? A w jakim nie? To również ważne pytanie, na które odpowiadam sobie przed rozpoczęciem każdego procesu terapeutycznego.
Idąc dalej, dobrze jest zastanawiać się również nad tym, na ile bezpieczne będzie angażowanie innych w moje własne trudy? Czy moje oczekiwanie, iż ta osoba się w moje sprawy zaangażuje, jest adekwatne, biorąc pod uwagę to, z czym sama się zmaga? Czy sprawdzam to, pytam? Czy daję jej prawo zdecydowania o tym, czy jest gotowa mnie wysłuchać i być z moimi trudami? Czy słyszę i jestem w stanie przyjąć odmowę?
Innymi słowy, warto poddawać refleksji to, do czego inni ludzie zapraszają mnie oraz do czego ja zapraszam innych. A także to, które z tych zaproszeń bezpiecznie jest przyjmować, a które wręcz przeciwnie.
Bliskość jako skarb
Nie jest to jednak proste, bo zwykle to bliskość, a nie granice, jest nam, ludziom, łatwo dostępna. Jesteśmy stworzeni do bliskości, a nasze układy nerwowe mają wbudowane mechanizmy podtrzymujące ją (jak choćby zdolność tworzenia więzi, empatii czy koregulacji). Zresztą bardzo potrzebujemy bliskości. Przyjmowanie trudnych opowieści od innych i dzielenie się swoimi trudami to również jedna z odsłon bycia blisko. Ból ma to do siebie, iż „roztapia się” w bliskości i zrozumieniu płynącym od drugiej osoby. Zatem mówienie o trudach jest potrzebne: pozwala łagodzić silne emocje, otrzymywać zrozumienie i wsparcie od innych, pozwala szukać nowych rozwiązań i sprzyja spoglądaniu inaczej na to, co się zdarzyło; zmniejsza też poczucie samotności i buduje więzi. Słuchanie o trudach również jest potrzebne: pielęgnuje więzi i sprawia, iż czujemy się wartościowi, godni zaufania, potrzebni. Wspieranie bliskiej osoby w cierpieniu sprawia, iż możemy doświadczać mniej stresu i lęku, a więcej nadziei i poczucia bliskości. Mówienie i słuchanie o bólu to również ważna część relacji terapeutycznej – taka forma bliskości ma w końcu funkcję leczącą.
„Jak blisko jest za blisko?*
Bliskość ma jednak również ciemną stronę. Gdy w bliskości mówimy o swoich traumach, ponownie eksponujemy się na nie i związane z nimi emocje. I jeżeli te emocje nie gasną wraz z kolejnymi rozmowami na ten temat, to możliwe, iż ponowne opowieści nie mają już funkcji kojącej i nie są sposobem na poradzenie sobie, a jedynie ponownie wystawiają nas na ból.
Z kolei będąc blisko czyichś trudów narażamy się na doświadczanie emocjonalnego obciążenia. To obciążenie może przybierać różne formy. Kilka z nich opisała Babette Rothschild w książce „Wsparcie dla wspierających”. Jedną z form obciążenia jest zmęczenie współczuciem, które wiąże się doświadczaniem cierpienia w efekcie niesienia pomocy innym ludziom (profesjonalnie lub nie). Innym rodzajem obciążenia jest trauma wtórna, która polega na doświadczaniu cierpienia w związku z tym, iż bliska nam osoba cierpi w wyniku traumy. Istnieje również zjawisko traumy zastępczej, które dotyczy psychoterapeutów cierpiących w wyniku pracy z osobami straumatyzowanymi; wówczas psychoterapeuta może pośrednio doświadczać traumy pacjenta we własnym układzie nerwowym.
Bliskość w relacji nie może więc być równoznaczna z brakiem granic. Istnienie granic chroniących wszystkie strony relacji jest wręcz niezbędne, by można było czerpać z bliskości, a nie doświadczać w niej kolejnych zranień, przeciążeń czy traum. Dzieje się tak zwłaszcza w kontekście traum, których istotą jest przecież naruszenie granic. Opiekowanie się traumami i zdrowienie z nich tym bardziej wymaga bezpiecznego otoczenia fizycznego i relacyjnego, z jasno zarysowanymi granicami.
Przyjrzyjmy się więc dbaniu o granice.
Jeśli doświadczyłeś/aś czegoś trudnego
Jeśli doświadczyłeś/aś traumy, to możliwe, iż będziesz o tym doświadczeniu chciał/a mówić. Ale jeżeli będziesz opowiadać, opowiadać, opowiadać:
– zawsze i przy każdej okazji;
– jak gdyby opowieść „sama z Ciebie wychodziła”, bez Twojej decyzji i bez zastanowienia nad tym, czy w tej chwili chcesz do tego wracać;
– bez pytania siebie, czy to dobry, bezpieczny moment na powrót do tej historii i związanych z nią odczuć;
– każdemu, niezależnie od stopnia zażyłości;
– w niezmieniony sposób, jakbyś odtwarzał/a taśmę;
– ze wszystkimi szczegółami, również drastycznymi;
– w silnym pobudzeniu lub odrętwieniu;
– bez pytania osoby słuchającej, czy jest gotowa wysłuchać Twojej historii;
– bez kontaktu z tym, jak osoba słuchająca reaguje
to prawdopodobne jest, iż zostałeś/aś porwany/a przez wir traumy.
Takie powroty do trudnych zdarzeń są bardzo kosztowne. Jednym z kosztów jest silne pobudzenie, które sprawi, iż np. będziesz czuł/a silne emocje, rozmyślał/a, trudno będzie Ci się uspokoić czy zasnąć. Możliwe również, iż po takim dzieleniu się swoją historią doświadczysz „wyłączenia”, spowolnienia i będziesz miał/a kłopot z zaangażowaniem się w ważne dla Ciebie aktualnie sprawy. Możesz też doświadczyć zmęczenia i jakiegoś rodzaju ulgi, jednak najczęściej jest ona chwilowa, a trudne historie domagają się odtwarzania znów i znów. jeżeli każdorazowemu opowiadaniu towarzyszą takie, niezmienne w czasie, reakcje, to jest to znak, iż kontakt z własną traumą, polegający na szczegółowym opowiadaniu o niej, nie ma funkcji leczącej, ale stanowi odtwarzanie traumy i oddziela od życia, które dzieje się teraz. Bezwiedne opowiadanie o swojej traumie wymaga tamowania. Jest jak krwotok, który musi zostać zatrzymany, aby mogły rozpocząć się procesy gojenia.
Jak zacząć stawiać granice traumatycznym opowieściom? Na początek spróbuj zauważyć, iż granic im brakuje. Zauważ więc, iż bezwiednie opowiadasz. Postaraj się odkryć, w jakich momentach to się dzieje. Może w rozmowach z niektórymi osobami? Albo wtedy, gdy jesteś w konkretnym nastroju lub emocjach? Lub w kontekście pewnych zdarzeń lub miejsc?
Postaraj się rozpoznać impuls do opowiadania swojej historii. Być może tym impulsem jest emocja, myśl, albo sytuacja. Sprawdź, co się stanie, jeżeli jeden raz nie podążysz za tym impulsem i swojej historii nie opowiesz.
Zapytaj swoich bliskich, czy czasem czują się przytłoczeni Twoją historią i proś ich, by dali Ci znać, gdy po raz kolejny tego doświadczą (to sposób, w jaki inni mogą Ci pomagać zauważać, iż znów jesteś w wirze traumy).
Porusz ten temat na swojej terapii. Wspólnie z terapeutą/tką lub zastanów się, jak inaczej, bezpieczniej dla Ciebie i innych, możesz się opiekować swoją trudną historią i pobudzeniem, które popycha Cię do ciągłego opowiadania o tym, co się zdarzyło.
Szukaj stabilizacji w swoim życiu i dbaj o dobre proporcje między kontaktem z trudnym i odpoczywaniem od trudnego. Dobrym punktem wyjścia może być pytanie, które pochodzi od mojej nauczycielki terapii traumy, Cornelii Götz-Kühne: „Na co mogę się zdać, gdy w moim życiu jest ciężko?”. Szukaj więc w swojej teraźniejszości tego, co daje Ci ukojenie, spokój, ale też euforia i przyjemność. Nie dociążaj się kolejnymi traumatycznymi historiami (z książek, filmów, czy serwisów informacyjnych).
Gdy wspierasz osoby, które doświadczyły czegoś trudnego
Jeśli zawodowo lub prywatnie jesteś blisko ludzi, którzy doświadczyli traumy, dbanie o siebie i swoje granice uczyń swoim najpilniejszym obowiązkiem. To bardzo potrzebne i Tobie, i osobom, które wspierasz – brak zadbania o granice może sprawić, iż razem wpadniecie w wir traumy. Zatem, jak dbać o siebie? Nieustannie sprawdzaj, jak obecność przy czyichś trudach wpływa na Ciebie. Rozpoznaj Twoje indywidualne oznaki, iż doświadczasz przeciążenia. Szukaj ich m.in:
– przed spotkaniem (np. niechęć, unikanie kontaktu, lęk, dolegliwości fizyczne, np. ból głowy lub brzucha);
– w trakcie rozmowy (np. przytłoczenie, chęć ucieczki, dezorientacja, złość, odrętwienie, dolegliwości fizyczne);
– po jej zakończeniu (np. wyczerpanie, złość, potrzeba dojścia do siebie, pesymizm, poczucie bezsensu);
– w tym, jak doświadczasz tej/tych relacji (np. poczucie braku wzajemności, poczucie nieistnienia w tej relacji, poczucie wykorzystania);
– w tym, jak myślisz o sobie i swoim życiu w kontekście spotkania z daną osobą (np. pesymizm, poczucie bezsensu, poczucie braku wpływu, brak nadziei, brak energii).
Sprawdzaj, ile masz w swoim aktualnym życiu pojemności na trudne historie innych. Pytaj siebie, ile trudnych historii możesz teraz przyjąć? Czy są tematy, którym teraz nie możesz asystować, bo są dla Ciebie zbyt bolesne, zbyt obciążające?
Daj sobie prawo do odmowy i komunikuj to wprost. jeżeli nie powiesz na głos, jakie formy udzielania wsparcia nie są w tej chwili dla Ciebie możliwe, inni nie będą o tym wiedzieli i nie będą mieli szansy na uszanowanie Twoich granic. Informacja o Twoich granicach może być również istotną informacją dla osoby opowiadającej. Często osoby z doświadczeniem traumy zostają porwane przez jej wir i mają kłopot z zatrzymaniem się w tym, choćby jeżeli opowiadanie im samym przysparza obciążeń. „To dla mnie za trudne” może być ważnym sygnałem urealniającym, ale i uznającym trud, przez który przeszły. Niejednokrotnie jest to dla nich pierwszy impuls do uznania własnego bólu. Poza tym, gdy przerywasz opowiadanie, chronisz swojego rozmówcę przed ponownym porwaniem przez wir traumy. Zatem informowanie rozmówcy/czyni o Twoich granicach może się przysłużyć również i jemu/jej.
Szukaj stabilizacji i odbudowuj swoje zasoby. Dbaj o swój własny spokój, ukojenie, dostarczaj sobie przyjemności, zapraszaj do swojego życia lekkość i radość. Co już wiesz o sobie w tej kwestii? W jakich relacjach i aktywnościach odbudowujesz swoje zasoby? Co z całą pewnością wnosi w Twoje życie stabilność? A co potrzebujesz w tej sprawie odkryć?
Gdy opowieści o traumie nie mają granic, są jak rozlewający się krwotok, który, dla bezpieczeństwa wszystkich, trzeba zatamować. Każdy z nas może mieć w to swój, choćby minimalny wkład, np. wycofując się z kolejnego opowiadania o swojej trudnej historii, zatrzymując swojego przyjaciela w (powtórnym i powtórnym) przytaczaniu szczegółów jego traumy, robiąc wspólnie coś, co da radość, wyłączając „Wiadomości”. Trzymam za nas mocno kciuki!
Katarzyna Rawska
* z: „Wsparcie dla wspierających” Babette Rothschild
„Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości” Michał Bilewicz
„Wsparcie dla wspierających” Babette Rothschild
„Przeprowadzę Cię na drugi brzeg” Justyna Dąbrowska
„Siła stresu” Kelly McGonigal
„Złożone PTSD. Od przetrwania do pełni życia” Pete Walker