W komentarzach pod notką o kandydaturze Śpiewaka pojawiła się interesująca dygresja, która jednak zamarła razem z całą dyskusją. Kilku komentatorów, zwłaszcza niejaki Różowyguzik, domagało się uruchomienia lewicowego kanału na jutubie, atoli bowiem – jak twierdził – „wyjście z bańki na jutubie jest bardzo proste”.
Otóż nie jest nie tyle proste, co wręcz niemożliwe. Wyjaśnienie nieporozumienia wymaga ode mnie przybliżenia pewnego pojęcia z medialnego żargonu: tym pojęciem jest „ruch natywny”.
Pojęcie pojawiło się razem z internetem, bo w klasycznych mediach nie miałoby sensu. W klasycznych mediach był niemal wyłącznie taki.
Blog pod tym względem przypomina klasyczne media. Niemal wszyscy, moi drodzy komcionauci, jesteście mym ruchem natywnym. Jesteście tu, bo chcieliście tu zajrzeć.
Ale wszyscy z pewnością choć raz dla kogoś byliście ruchem nie-natywnym. To było wtedy, kiedy mieliście otwartą jakąś stronę w przeglądarce, i nie mogliście sobie przypomnieć, skąd się na tej stronie wzięliście, przecież dobrowolnie tak sami z siebie w życiu byście w taki badziew nie kliknęli.
W ten badziew wciągnął was system rekomendacji, przekierowań, clickbaitów, mający napędzać komuś odsłony. Otóż wracając do youtube’a: bez tego systemu nie zrobi się tam kariery. Ruch natywny tam z kolei jest mniejszością.
Legendarny sukces filmu z psem przebierającym S.A. Wardęgę za pająka nie wziął się przecież z ruchu natywnego, tj. z tego, iż akurat nagle internauci masowo wpisali do wyszukiwarki „filmy o przebranych pająkach”. Wziął się z tego, iż Youtube masowo polecił ten film w swoich rekomendacjach. Więc ludzie bezmyślnie kliknęli, bo przecież na tym polega tak zwana wolność w internecie, iż internauci posłusznie klikają na rozkaz cyberkorpów.
Żeby zrobić jutubową karierę, trzeba być lubianym przez algorytm rekomendacji. Ale kogo on lubi?
Serwis żyjący z reklam chce jak najdłużej przytrzymać przy sobie odbiorców, bo wtedy najwięcej zarobi na sprzedawaniu ich uwagi. W medialnym żargonie wyrażamy to parametrem „bounce rate” (szybkość odchodzenia odbiorców).
Jeśli w Youtubie odkryjesz teorię spiskową, zgodnie z którą „oni” ukrywają „prawdę” na temat płaskiej ziemi, imperium lechickiego, chemtrailsów, kontrolowanego wyburzenia WTC, szczepionek wywołujacych autyzm, trotylu na tupolewie – zarwiesz całą noc. Dlatego rekomendacje promują treści tego typu.
Guillaume Chaslot, informatyk, który sam pracował nad tym algorytmem, przeprowadził serię eksperymentów, mających ujawnić opinii publicznej, jak działa Youtube. Zadawał serwisowi pytania typu „czy ziemia jest płaska”, „czy papież jest antychrystem” albo „czy pizzagate to prawda”. Youtube w odpowiedzi rekomenduje filmy promujące odpowiedź twierdzącą.
Youtube ma w tej chwili potężny bias „prospiskowy”. Szanse ma tam tylko lewica równie pieprznięta, jak nasza prawica smoleńska – w dużym stopniu za sprawą YT, w USA spora część lewicy wierzy w „kontrolowane wyburzenie WTC”.
To działa tak: jeżeli ten serwis wie, iż nie lubisz Busha (Komorowskiego), zakłada, iż dasz się nabrać na dowolną bzdurę przedstawiającą Busha (Komorowskiego) w złym świetle. A choćby i w fantasmagorie o kontrolowanym wyburzeniu (niebezpiecznych związkach z WSI).
Znając historię wyszukiwań czy treść poczty z Gmaila (Google twierdzi, iż tego nie łączy – nie wierzę im, bo wierzę tylko w to, co można zweryfikować), zna też słabe punkty. Każdemu z nas potrafi wcisnąć jakąś bzdurę.
Oni sami są przerażeni mechanizmem, który wykreowali. Większość Krzemowej Doliny była za Clinton, widać to choćby po ich datkach. Ale w pogoni za optymalizacją „bounce rate”, zbudowali machinę, która zapewniła zwycięstwo Trumpowi (a także Brexitowi i Dudzie).
Cały czas zmieniają te algorytmy, by eliminować chłam z polecanek. W lutym 2018 S. A. Wardęga płakał, iż padł ofiarą zmian, już go Youtube nie rekomenduje. Groził zakończeniem kariery (obiecanki cacanki).
Może kiedyś zmienią je tak, iż teza „ziemia jest płaska” przegra z tezą „ziemia jest okrągła”. Wtedy, owszem, będzie można promować lewicowy zdrowy rozsądek na Youtube.
Dziś jednak człowiek ma taki wybór. Albo napisze, czym naprawdę jest tak zwana „ustawa 447”, którą straszą promowani przez YT zawodowi kłamcy – a wtedy będzie to samotny głos na niszowym blogasku. Albo dołączy do Towarzystwa Płaskiej Ziemi.