Najpierw byli u niej raz na tydzień. Później on jeździł częściej, aż w końcu przyszedł taki moment, iż niezbyt czystą, niedojedzoną i bez kontaktu znieśli z drugiego piętra do samochodu i zawieźli 70 km do siebie. — Nie było wyjścia — tłumaczy Marzena. — Wiedziałam po swojej mamie, którą się wcześniej opiekowałam, iż ta choroba się nie zatrzyma i będzie tylko gorzej — dodaje. Gdy na wizytę domową przyszedł znany im już psychiatra i zobaczył, co się dzieje, rzucił tylko: "Widzę, iż druga was zarzyna".