Wystarczyło zaledwie pół godziny, aby ulice miasta w którym mieszkam zamieniły się w koryta rwących potoków. choćby za bardzo nie jestem w stanie określić momentu, w którym błękitne niebo zostało przykryte ołowianymi chmurami, z których niedługo lunął prawdziwy wodospad wody. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Oto i one:
Akurat byłam w terenie i doświadczyłam tego na własnej skórze. I to dosłownie. Bluzę miałam przemoczoną do cna, w butach chlupała mi woda. Ale to nic. W zasadzie to nie pierwszy raz, kiedy zdarza mi się taka sytuacja. Ile razy w życiu lunęło na mnie podczas treningu, zawodów sportowych, albo po prostu przebywania na zewnątrz? Nie da się tego zliczyć.
Tak się złożyło, iż po tym przemoknięciu jeszcze spotkałam się z Księdzem Niosącym Światło. Po moim zeszłorocznym (mini) sukcesie z wycieczką do Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej planujemy kolejną jesienną wycieczkę. "Na oku" mamy dwudniowy Niepokalanów, ale jeszcze muszę zrobić wstępny kosztorys, i po nim będziemy się zastanawiać co dalej. Trochę marudził, iż mam wszystko mokre, potem chciał mnie odwieźć do domu samochodem. Przypomniała mi się taka sytuacja z czasów, kiedy studiowałam turystykę religijną w Krakowie i w niektóre dni zjeżdżałam na nocleg do Wadowic. Tego dnia, a raczej wieczoru, też lało jak z cebra. Postanowiłam przeczekać na przystanku, gdzie miałam jakąś ochronę. Ale i nie zapowiadało się na poprawę pogody, i jakieś podejrzane typy zaczęły się do mnie przystawiać. Zauważył to kierowca busa, którym przyjechałam i też zaproponował, iż mnie podwiezie. Wtedy się zgodziłam, bo naprawdę bałam się tych ludzi.
Teraz jednak sytuacja była inna - jak wychodziłam z zakrystii już nie padało, a tak naprawdę na moje osiedle można dojść różnymi drogami, także takimi, po których nie płynęła już woda. Co prawda dalej chlupało mi w butach, co wywoływało pewien dyskomfort, ale nie było nie wiadomo jakiej tragedii pod tym względem. W dodatku nie szłam prosto do domu, a jeszcze miałam odebrać znajomym paczkę z paczkomatu, ale tego akurat nie mówiłam księdzu.
W rzeczywistości obsługa tego paczkomatu (z DPD) mnie przerosła i nie odebrałam tej przesyłki, na szczęście oni wracali na drugi dzień, więc kazali mi się tym nie przejmować. Trochę mi było głupio, ale też nie muszę wszystkiego umieć.