"Takich rzeczy w walizce to się nie spodziewałam. Co się wyprawia na tych koloniach?"

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Wyjazdy kolonijne są dla dzieci ogromnym przeżyciem. fot. Marek BAZAK/East News


Wydawać by się mogło, iż na kolonii nic szczególnego nie może się wydarzyć. Wycieczki, spotkania integracyjne, gry, konkursy i zabawy. No jeszcze kolonijny chrzest i może jakieś nieprzewidziane sprzeczki z kolegami. Kilka dni temu z obozu nad Bałtykiem wrócił Kamil, syn naszej czytelniczki. Kiedy Marta otworzyła jego walizkę, nie mogła uwierzyć własnym oczom.


Dzieciaki wracają z kolonii, a rodzice zasypują je pytaniami. Próbują dowiedzieć się jak najwięcej, a niekiedy starają się rozwikłać niewyjaśnione zagadki. Zdarza się, iż nie dowiadują się niczego, a jedynie słyszą: "Było w porządku", nic więcej. Jednak kiedy pojawia się coraz więcej niewiadomych, rozpoczynają dochodzenie.

To inny chłopak


"Na początku lipca mój 9-letni syn wyjechał na swój pierwszy w życiu obóz. Planowaliśmy wysłać go już w ubiegłym roku, ale ostatecznie stwierdziliśmy, iż chyba jeszcze nie jest ten czas. Nie chciałam powtórzyć błędu moich rodziców. Nie wypychałam na siłę, a rozmawiałam, poznawałam za i przeciw. Słuchałam jego potrzeb, obaw i wątpliwości.

Przez ten rok Kamil przeszedł dużą metamorfozę. Jakby 'wydoroślał', stał się bardziej otwarty, zaradny i samodzielny. To po części zasługa kolegów 'rozrabiaków', którzy wyciągnęli go spod mojej spódnicy. Pomogli mu odciąć pępowinę i zacząć stawiać samodzielne kroki. W głębi serca jestem im za to wdzięczna. Ja nie miałam w sobie tyle odwagi. Ale powróćmy do tej kolonii.

To twoja walizka?


Kamil wrócił kilka dni temu. Po obiedzie i chwili rozmowy zabrałam się za rozpakowywanie jego walizki. Otworzyłam i już chciałam zacząć segregować ubrania. Ale coś mi nie pasowało. Zaczęłam przerzucać ubrania, przyglądać się zawartości torby i nie mogłam zrozumieć, o co tam chodzi. Mniej więcej połowa ubrań nie należała do niego. Oczywiście wszystkich tych, co zabrał, nie przywiózł z powrotem. 'Gdzie są twoje ubrania? Co to za rzeczy?' – zapytałam z wyczuwalną pretensją w głosie.

'O co ci chodzi? Powymieniałem się z kolegami' – powiedział z oburzeniem. Otworzyłam usta ze zdziwienia i w pierwszej chwili nie mogłam przetworzyć tego, co ten dzieciak do mnie mówi.

Specjalnie na wyjazd pokupowałam mu nowe, fajne, markowe ciuchy. Dobre jakościowo, tanie nie były. A on mi tu przywozi połowę ubrań z jakiegoś podmiejskiego bazaru. Niektóre już pospierane, powyciągane, coś z dziurą na kolanach.


Zagotowało się we mnie w środku. Myślałam, iż wybuchnę. Dobrze, iż mąż przyszedł i zainteresował się tematem, bo sama psychicznie bym tego nie dźwignęła. Próbowałam zrozumieć, czym kierował się mój syn. Co miał w głowie, kiedy oddawał kolegom swoje nowe ciuchy, a brał w zamian te powyciągane szmaty?

Zaczęłam się też zastanawiać, czy wychowawczynie kolonijne niczego nie zauważyły, na nic nie zwróciły uwagi? Kiedy negatywne emocje opadły i złapałam głębszy oddech, sama odpowiedziałam sobie na to pytanie. To chyba nie jest do ogarnięcia. Przecież te opiekunki nie wiedzą, które ubrania są czyje. Kto co przywiózł, kto z kim się czym zamienił.

Próbowałam odnaleźć zagubione ubrania syna, ale nagle nikt do niczego się nie przyznaje. Nikt nic nie wie, nikt niczego nie widział. Mniejsza o większość. Mam nauczkę. Na następny obóz spakuje synowi do walizki tylko to, co nadaje się już prawie do wyrzucenia. Sprane, porozciągane, a nie nowe i markowe. By nie kusić losu".

Idź do oryginalnego materiału