Wesołe przemiany
Halina Nowak wyszła z klatki i zatrzymała się. Przymrużyła oczy, oceniając, czy nie zbierze się na deszcz, dopiero potem skinęła głową siedzącym na ławce sąsiadkom i ruszyła dalej, dumnie unosząc podbródek. Kobiety, które umilkły na jej widok, znów zaczęły szeptać, rzucając za nią nieprzychylne spojrzenia.
Nikt nie wiedział, ile lat ma Halina. Niby starsza pani, ale od lat na emeryturze. Siwe włosy zawsze modnie przycięte. Makijaż dyskretny, odpowiedni do wieku. Postać prosta, bez zbędnych kilogramów, choć nie powiedziałabyś, iż chuda.
Jedni mówili, iż ma koło sześćdziesiątki, inni – iż ledwo pięćdziesiątkę. Najzawistniejsze twierdziły, iż przekroczyła siedemdziesiątkę, a młodość zawdzięcza tylko chirurgii plastycznej.
– A czemu miałaby źle wyglądać? Facet porządny był, nie pił, nie znęcał się. Cicho, bez awantur, odszedł do młodszej. Syn jedyny, kłopotów nie sprawia. Żadnych wnuków, kota, psa. Zero obowiązków. Gdyby nie mój pijak, może też bym tak królową chodziła.
– Ty? Królową? Rozśmieszyłaś mnie, Wandziu – szturchnęła mówiącą kobietę sąsiadka.
– A co? Jak się mój Stefan, nie daj Boże, zapije na amen, to też zacznę żyć. Jak ona. Wyjdę z domu, spojrzę na was z góry i pójdę sobie w swoją stronę.
Sąsiadki wybuchnęły śmiechem.
– Patrzcie, Wojtek gapi się na Halinę, choćby pracy nie pilnuje – szepnęła jedna.
– Niech nie ma złudzeń. Powinien szukać kogoś prostszego – westchnęła druga.
– A co w nim złego? Nie pije, nie pali, złote ręce – broniła go trzecia.
– Czego się tak czepiacie, baby? Dajcie Halinie żyć. Zazdrość was zżera – rzucił Wojtek i wrócił do przycinania krzewów.
Halina wiedziała, iż o niej plotkują. Słyszała urywki zdań, widziała te spojrzenia. Dawno przestała się tym przejmować.
Życie miała jak większość kobiet. Mąż przystojny, elegancki, w sam raz do niej. Kobiety mu się rzucały na szyję. Ile przez to wycierpiała. A gdy w końcu odszedł, myślała, iż się załamię. Wzięła się w garść przez syna. Od tamtej pory trzymała mężczyzn na dystans.
Syn Marek zbliżał się do trzydziestki, a wciąż się nie ożenił. Halinę to martwiło. Czy to normalne, żeby dorosły syn mieszkał z matką? Dziewczyny miał, ale do ślubu nie dochodziło.
Nie wszystkie mu się podobały. Prawda, żadna nie była dość dobra. Ale nie ingerowała. Wiedziała, iż zakazami tylko zaszkodzi, a i syna straci. Czekała. Czas mijał, miłość przemijała. Jedne porzucał sam, inne go zostawiały.
Niemal ożenił się z jedną. Miła dziewczyna, sympatyczna. Ślub to ślub, czas najwyższy. Halina nie protestowała. Marek, jak należało, poszedł poznać jej rodziców, ale wrócił zasmucony. Ojciec okazał się pijakiem, matka schorowana od jego przemocy. Wypili za znajomość, a ojciec zaczął pouczać przyszłego zięcia, grozić, omal nie doszło do bijatyki.
– Mamo, co robić? Kocham ją, ale jak żyć z takimi teściami? – spytał.
– Nic nie poradzisz. Rodziców się nie wybiera. Będą zawsze częścią jej życia, a więc i twojego. jeżeli jesteś gotowy, żeń się – odparła Halina.
Ku jej uldze, związek się rozpadł.
Po spacerze Halina poczytała książkę, zdrzemnęła się i zabrała do gotowania kolacji, zerKiedy w końcu Marek ożenił się z Miłosławą i zamieszkali razem, Halina zrozumiała, iż największe szczęście kryje się nie w samotnej doskonałości, ale w rodzinnych niedoskonałościach, które uczą nas kochać mocniej.