Strefa Młodych Festiwal 2024

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 miesiąc temu
Głośnym wydarzeniem, o którym mówiło się już od pewnego czasu, było Strefa Młodych Festiwal. Była to odpowiedź młodych ludzi na różne dziwne rzeczy dziejące się w naszej diecezji i zarzuty stawiane przez różnych ludzi, iż na pewno oddalą one ich od uczestnictwa w żywym Kościele. Tymczasem to sami młodzi ludzie z mojej diecezji wyszli z inicjatywą stworzenia wydarzenia, w którym pierwiastki wiary i rozrywki nie będą z sobą konkurować, ale współpracować, przeplatać się, iść ze sobą w parze. Bardzo mi się podobała ta idea i powiem Wam szczerze, iż od momentu, kiedy dowiedziałam się czegoś więcej o tym wydarzeniu, czyli gdzieś w okolicach tegorocznego spotkania na Lednicy, zaczęłam uważniej śledzić przygotowania do niego.
Współpracując czynnie z Krajowym Biurem Organizacji Światowych Dni Młodzieży mam możliwość uczestnictwa w różnych inicjatywach, które promowałyby je. Jednym z nich był Strefa Młodych Festiwal. Nie będę ukrywała, iż bardzo mi zależało, aby załapać się na to wydarzenie, także dlatego, iż odbywało się ono w Sosnowcu, i to w takim miejscu, do którego mogłam dojść na nogach. No dobra, podjechałam autobusem, ale chcę przez to powiedzieć, iż do owej Areny Sosnowiec miałam dosłownie rzut beretem (chociaż wcześniej choćby tam nie byłam). Wylądowałam jednak na liście rezerwowej, co napełniało mnie nadzieją, ale i niepokojem. Myślę, iż każdy z Was wie o co mi chodzi. Awaryjnie więc zapisałam się na ogólny wolontariat. Dostałam się na niego, ale kontakt z koordynatorką bez bycia 24 godzin na dobę na messengerze był zerowy. Pozostawię to bez komentarza. Nie ma obowiązku posiadania messengera. Wiem, iż młodym trudno to zrozumieć, ale... Na szczęście w poniedziałek napisała do mnie koordynatorka z ramienia ŚDM z pytaniem, czy mogę być. Oczywiście, iż mogłam, chciałam być na wydarzeniu choćby w przypadku, gdybym nie była tym całym wolo (nawet wykupiłam bilet, jak się okazało, był on bezużyteczny). A iż mi się udało załapać na wolontariat, to tylko jeszcze bardziej mnie ucieszyło.
Pierwotnie mieliśmy zacząć działać o godzinie 10, ale z rana dostałam wiadomość, iż gdyby się dało, to dobrze by było, abyśmy byli już o 9:00. Noszszsz... Gdyby mi wysłali tą informację 10 minut wcześniej, to dałabym radę dotrzeć na miejsce jakieś 30 minut wcześniej. Niestety, rozkład jazdy autobusów nie jest tym, na co mam większy wpływ. Ale dojechałam już następnym autobusem, który był 20 minut później.
Tak jak pisałam, wcześniej nie byłam w tamtym miejscu. Ba, choćby ostatnio nie przejeżdżałam tamtą trasą, bo jest po prostu dłuższa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż dokładnie w tamtych okolicach prowadzony jest remont drogi. o ile kiedyś wybuchnie bomba atomowa, to podejrzewam, iż krajobraz będzie właśnie taki - pełen wyrw i dziur. Myślę, iż dla wielu osób pełnosprawnych byłoby wyzwaniem pokonanie tego wszystkiego. Ale nie zaliczyłam ani jednej wywrotki, więc było dobrze.
Przy wejściu na obiekt minęłam grupę która przybyła z salezjanami z Sosnowca. 50 osób! Serce mi ścisnęło i pomyślałam sobie, czy u nas ktoś chociaż pomyślał o tym, aby przyjechać na wydarzenie z naszą młodzieżą. Pytanie retoryczne... Dla wiadomości tych co nie wiedzą - charyzmat salezjański opiera się na pracy z młodzieżą, a takie wydarzenie mogło by być doskonałym jej uzupełnieniem. Wypatrywałam księdza Jacka z Oratorium, zamiast niego był drugi ksiądz. Ale za to spotkałam kilka osób z naszej parafii, co bardzo mnie ucieszyło.
Po wejściu na hale sportową zostałam skierowana do rejestracji, gdzie, jak pisałam, byłam teoretycznie przypisana. Jednak w oczy rzucił mi się nasz namiot Światowych Dni Młodzieży.
Postanowiłam to do niego najpierw się udać, chociażby po to, aby zameldować, iż jestem już. W namiocie był już główny dyrektor organizacji, który serdecznie mnie przywitał, oraz dwie dziewczyny, z którymi poznałyśmy się w Lizbonie na wolontariacie podczas ŚDMu. One także ucieszyły się na mój widok, a przynajmniej dobrze to udawały. To od nich dowiedziałam się, iż jesteśmy już zarejestrowane w systemie przez księdza. Na dowód tego dostałam zieloną opaskę, która uprawniała mnie do wejścia i na główne wydarzenia, i do strefy dla wolontariuszy. Do Mszy świętej, która odbyła się o godzinie 11:00 i inaugurowała całe wydarzenie, adekwatnie rozkręcaliśmy się. Trzeba było rozłożyć rzeczy i gadżety, poukładać książki. Przychodziły osoby zainteresowane wylotem na ŚDM, ale nie było ich jakoś specjalnie dużo.
Tuż przed godziną 11:00 udaliśmy się na halę główną, gdzie odbywała się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem nowego biskupa naszej diecezji - Artura Ważnego. Wraz z nim Eucharystię koncelebrowali księża, którzy przybyli ze swoją młodzieżą z różnych części naszego kraju. Ci, których nie było z nami posługiwali w strefie spowiedzi usytuowanej na najwyższym poziomie hali.
Homilię wygłosił ksiądz Grzegorz Suchodolski, biskup pomocniczy diecezji siedlecki. Człowiek niezwykle zaangażowany w sprawy młodzieży. Wskazywał w niej do oznaków Bożego Miłosierdzia w naszym codziennym, ludzkim życiu. To trochę nawiązanie do patronki wczorajszego dnia, św. Faustyny Kowalskiej, nazywanej też apostołką Bożego Miłosierdzia.
Ciekawą sytuację miałam podczas Komunii świętej - początkowo niemal wszyscy poszli do księdza komunikującego na środku hali. Postanowiłam poczekać, aż ten największy tłum się przerzedzi. W międzyczasie kątem oka zauważyłam, iż w bok, w którym byliśmy razem z innymi z KBO ŚDM zmierza inny ksiądz. Ucieszyłam się, bo to by oznaczało, iż nie musiałabym zbyt długo czekać. Jakież było moje zaskoczenie, iż był to nasz biskup, Artur Ważny. Tego bym się nie spodziewała. Nie miał problemów z wykomunikowaniem mnie, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, iż to nie jest mój problem, ale niektórych kapłanów.
Wraz z zakończeniem się Mszy świętej nasza ekipa z KBO ŚDM udała się do namiotu. Bardzo ucieszyło mnie to, iż dotarł do nas jeszcze jeden wolontariusz. A także to, iż nasze stoisko było vis a vis stolika, przy którym swoje stanowisko mieli ojciec Tomasz oraz siostra Łucja, czyli ludzie, którzy współtworzą wspólnotę Lednica2000. Aż zrobiliśmy sobie z nimi pamiątkowe zdjęcie.
Większość czasu spędziliśmy na naszym stanowisku, dzieląc się z zainteresowanymi naszymi wrażeniami po Lizbonie, przybliżając im ideę ŚDMów, akcji, dzięki której mogą wyjechać na ŚDM w Seulu zupełnie za darmo (statystycznie 1 los na 400 może wygrać, więc szansa jest spora), a także informowaliśmy, w jaki sposób można dołączyć do wolontariatu. Zainteresowanie było dosyć spore (sprzedaliśmy ok. 160 kuponów biorących udział w losowaniu, co jest dobrym wynikiem), czasami nie nadążaliśmy z tłumaczeniem co i jak. Ale były też chwile wytchnienia, podczas których spotykaliśmy się z zaproszonymi gośćmi, odpoczywaliśmy, albo przechadzaliśmy się po obiekcie biorąc udział w zaplanowanych wydarzeniach.
Zachęcamy do udziału w ŚDM w Seulu w 2027 rokku
Z biskupem Grzegorzem Suchodolskim
Jacyś bardzo popularni tik-tokerzy, nie mam tik-toka, więc ich nie znam
Koncert
Panel dyskusyjny
Adoracja przed koncertem uwielbienia
Nasza działalność, jako sztabu z ramienia KBO ŚDM zakończyła się przed godziną 20, kiedy trwał finałowy koncert uwielbienia. Pomogłam trochę uporządkować stanowisko, po czym pożegnałam się z resztą moich współtowarzyszy broni i poszłam na chwilę popatrzeć na koncert. Ogólnie było dużo koncertów podczas całego dnia, ale o ile mogę być szczera, to nie były moje klimaty. Ale taki wieczór uwielbienia, spokojny i stonowany, był jak najbardziej przyjazny dla mojego ucha. Nie wytrwałam jednak do jego końca, nad czym bardzo boleję, ale pierwszy tydzień października nieco mnie wypompował z sił. Jednak spokojnie, to nic nowego. Zwłaszcza, iż dostałam nowe leki, które mogą mieć takie skutki uboczne.
Ponieważ Strefa Młodych Festiwal odbywał się na terenie mojej diecezji, to pojawiło się na nim sporo osób, które po prostu znam, zarówno duchownych, jak i świeckich. I to nie tylko z naszego terytorium, ale też np. archidiecezji katowickiej. Nie wiem dlaczego, ale pozwoliło mi to nabrać pewności siebie oraz śmiałości. Poza tym po prostu cieszyłam się z tego, iż tak wiele twarzy nie jest dla mnie anonimowych. Spotkany wykładowca z uczelni kazał mi przypomnieć grupie, iż w czwartek nie mamy zajęć. Inni księża z diecezji, czy to poznani na pielgrzymkach, czy też na jakiś wydarzeniach, też podchodzili, zagadywali, z daleka machali na powitanie. Podobnie moi świeccy znajomi z kościoła, duszpasterstwa, po prostu z codzienności. Jak tylko ktoś kogoś zauważył, to po prostu do niego podchodził. Jedna dziewczyna z zapałem i zainteresowaniem pytała mnie, czy zamierzam jechać do Korei, a jak jej powiedziałam, iż to za odległe plany to przyznała, iż któż, jak nie ja. Zaskoczyli mnie też chłopcy z Oratorium w Sosnowcu, którzy otoczyli mnie i wypytywali, kiedy przyjdę, bo podobało im się, kiedy z nimi byłam. Szok, niedowierzanie, ale też szczęście, iż ktoś, po kim zupełnie bym się nie spodziewała, docenił moją pracę. Trzeba będzie do nich zajść, znaleźć czas i podjechać. Może w przyszłym tygodniu. Niby miałam jechać z DA w góry, ale może to przełożę. Skoro dzieciaki same się o mnie dopominają, to chyba nie jestem tak beznadziejna w tym co robię.
Idź do oryginalnego materiału