— Znajdujemy się przed wejściem do sztolni numer 9. w Kopalni Liczyrzepa. Nad nami jest stok góry Sulica, a turyści zwiedzający naszą sztolnię wchodzą do wnętrza tej góry. W połowie trasy nad naszymi głowami znajduje się dobre 100 metrów skały, co robi wrażenie — mówi Adam Bierowski, przewodnik w kopalni „Liczyrzepa”.
Kopalnia „Liczyrzepa” to podziemna trasa turystyczna, która przedstawia tajemniczą historię wydobycia uranu-238. Jest to jedna z ponad 20 sztolni należących do zakładów przemysłowych R-1, zajmujących się poszukiwaniem, pozyskiwaniem i wysyłaniem rudy uranowej do ZSRR.
— Można tu zobaczyć, jak pracowano w tamtych czasach pod ziemią. Wystawy z minerałami, widowisko laserowe, koła uranowe oraz możliwość oddychania świeżym powietrzem bogatym w radon, co może mieć korzystny wpływ na schorzenia dróg oddechowych — mówi Kamil Gębalski, manager podziemnej trasy turystycznej w sztolni Kowary.
Kopalnia powstała w latach 1850-1858 jako miejsce wydobycia fluorytu. Dopiero później zaczęto wydobywać stąd uran.
— Mój ojciec pracował tu od 1952 roku na różnych stanowiskach, ale ja dowiedziałem się o tym, dopiero gdy zacząłem tu pracować siedem lat temu. Górnicy pracujący w tych kopalniach, choćby długo po ich zamknięciu, nie chcieli opowiadać, co się tam działo. To było związane z działalnością Urzędu Bezpieczeństwa, który miał tu silną obecność. W Kowarach, małym dziesięciotysięcznym miasteczku, pracowało 50 agentów Urzędu Bezpieczeństwa. Górnicy mieli poczucie, iż są stale obserwowani i musieli uważać na każde słowo. Pamiętam, iż ojciec mówił, byśmy nie wiedzieli zbyt wiele, bo to będzie bezpieczniejsze dla nas wszystkich w domu — podkreśla Adam Bierowski.
— Mamy w podziemiach miejsce, które jest składem materiałów wybuchowych. Pracowały tam jedynie kobiety, które zajmowały się wydawaniem tych materiałów, ponieważ wymagana była ich dokładność i precyzyjność — dodaje Kamil Gębalski.
Wydobywany uran był przeznaczony przede wszystkim na budowę broni atomowej.
— Mówi się, iż pierwsza radziecka głowica nuklearna RDS-1 została zbudowana na uranie pochodzącym z Polski, w tym z Kowar — podkreśla Kamil Gębalski.
Odwiedzający mogą również zobaczyć wystawę miniatur bomb z okresu atomowego wyścigu zbrojeń oraz replikę uranowej bomby „Little Boy”. To wszystko sprawia, iż zwiedzanie kopalni „Liczyrzepa” jest nie tylko lekcją historii, ale także niezwykłym doświadczeniem, pełnym emocji i niezapomnianych wrażeń.
— Wierna replika „Little Boya”, odtworzona w skali 1:1, pozwala zobaczyć, jak naprawdę wyglądała ta bomba. Zawierała ona około 64 kg wzbogaconego uranu-235, z czego rozszczepieniu uległ niecały kilogram. Bomba ta miała być znacznie mocniejsza i zabić oraz zniszczyć znacznie więcej — mówi Kamil Gębalski.
W kopalni możemy zobaczyć podziemny spektakl laserowo-multimedialny pod tytułem „Nalot na Hiroszimę”.
— Uran to dobro i zło zarazem. Broń atomowa, bomby — to ta mniej przyjemna strona, czarna strona medalu. Druga strona to przecież medycyna. To także dobre rzeczy, do których uran jest dodawany i używany aż do dzisiaj — podzielił się Kamil Gębalski.