Jakie społeczne oczekiwania wobec kobiet wciąż kształtują naszą seksualność? Czy wstyd, którego doświadczamy, jest faktycznie „nasz”, czy raczej wynika z kulturowych norm? Jak presja związana z wyglądem wpływa na intymność?
W rozmowie z Magdaleną Kowalską, seksuolożką, przyglądamy się temu, skąd bierze się wstyd związany z seksualnością kobiet i jak wpływa na nasze relacje, intymność i samoakceptację.
Magdalena Szyjka: Magdalena, chciałabym dziś porozmawiać z Tobą jako seksuolożką o presji i oczekiwaniach wobec kobiet. Zanim jednak przejdziemy do konkretów, opowiedz, jak zaczęła się Twoja droga zawodowa? Co skłoniło Cię do pracy w obszarze seksualności?
Magdalena Kowalska: To była dość długa droga, a początkowo choćby nie brałam pod uwagę edukacji w tym zakresie. Studiowałam psychodietetykę i pracowałam z osobami z zaburzeniami odżywiania. Wtedy zaczęłam dostrzegać, jak bardzo ciało i to, jak je postrzegamy, wpływa na naszą tożsamość i relację ze sobą. Pomyślałam: „Ciało to my. Co zrobić, żeby lepiej je rozumieć?”. Tak pojawiła się seksuologia.
Seksualność to ogromna część naszego dobrostanu psychicznego i fizycznego, ale jednocześnie wciąż temat tabu. Trudno mówić o pełnej akceptacji siebie, jeżeli coś tak fundamentalnego jest spychane na margines, pomijane, niewymówione. To stało się dla mnie misją – edukować, otwierać przestrzeń do rozmowy.
M.Sz.: Myślę, iż wiele osób choćby nie uświadamia sobie, iż można zadawać pytania na ten temat, iż można mieć wątpliwości, iż można szukać odpowiedzi…
M.K.: Dokładnie. Ale tu pojawia się pytanie – wątpliwości wobec czego? Wobec czegoś, co jest nam dane od zawsze, co towarzyszy nam jako gatunkowi od pokoleń? To paradoks, iż coś tak naturalnego wymaga tłumaczenia i oswajania.
M.Sz.: Tak. Wątpliwości często wiążą się z poszukiwaniem siebie w obszarze seksualności. A kultura podpowiada nam jednoznacznie, jak „powinno być”.
M.K.: Kultura mówi bardzo wiele. I często w sprzeczny sposób.
M.Sz.: No właśnie. Jakie społeczne oczekiwania wobec kobiet w obszarze seksualności są Twoim zdaniem najbardziej szkodliwe?
M.K.: Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to podwójne standardy. Oczekuje się, iż kobieta ma być atrakcyjna, otwarta na intymność… ale jednocześnie nie może być „zbyt wyzywająca”, bo spotka się z oceną.
Inna kwestia to normy związane ze wstydem. To, jak kobieca przyjemność jest wciąż sprowadzana do roli „dawania” partnerowi czy partnerce, zamiast być traktowana jako równorzędna i równie ważna. To przekazy pokoleniowe – te wszystkie komunikaty, które uczą nas, iż ciało kobiety powinno podlegać ocenie, iż jej potrzeby są mniej istotne.
M.Sz.: Zawstydzanie… Wiele norm społecznych działa w taki sposób – „masz być taka, ale nie za bardzo”.
M.K.: Tak. I ono zaczyna się bardzo wcześnie, już w dzieciństwie. Wystarczy pomyśleć o prostych sytuacjach: dziecko uczy się korzystania z toalety i słyszy „fe, ale kupa”, „ale śmierdzi!”. Dziecko, które jest cudowne i naturalne, odbiera przekaz: „coś, co dzieje się z moim ciałem, jest nieprzyjemne, złe, wstydliwe”. I to zostaje.
M.Sz.: A presja związana z wyglądem? Mam na myśli to, jak kobiety są oceniane w związkach, w relacjach – nie tylko romantycznych. Słyszymy czasem: „Ubierz się ładnie dla mnie”. Ja osobiście nie mam takich doświadczeń, ale myślę, iż to powszechne zjawisko. choćby w relacji rodzic–dziecko. Jak taka presja może wpływać na intymność kobiet?
M.K.: Wpływa. Bardzo mocno. To, o czym mówisz, zaczyna się już w dzieciństwie. Dziewczynki powinny być grzeczne, czyste, uśmiechnięte. Nie powinny się brudzić. Dostajemy te przekazy, choćby jeżeli nie są wypowiedziane wprost.
A potem, w dorosłości, to przekłada się na relacje – romantyczne, zawodowe, wszelkie. jeżeli nie spełniamy czyichś oczekiwań, pojawia się poczucie winy, niska samoocena, mniejsza akceptacja własnego ciała.
Co ciekawe, to nie jest tak, iż presja kończy się, gdy spełnimy określone standardy. Standardy się zmieniają, ideał kobiecego ciała przesuwa się w zależności od epoki, ale nigdy nie jesteśmy „wystarczające”. To buduje permanentne poczucie niewystarczalności.
Dla niektórych kobiet oznacza to unikanie bliskości – „moje ciało nie jest takie, jakie powinno być, więc nie chcę go pokazywać”. Dla innych – wręcz przeciwnie: szukanie bliskości w nadmiarowy sposób, by poczuć akceptację i upewnić się, iż są chciane.
M.Sz.: Czyli to takie bycie w relacji bez prawdziwego kontaktu ze sobą?
M.K.: Tak, dokładnie. Bo jeżeli kobieta skupia się na tym, czy dobrze wygląda w trakcie intymności, czy robi odpowiednią minę, czy ma odpowiednie ciało, to trudno jej być naprawdę obecną.
M.Sz.: Pomyślałam o „mitycznym” gaszeniu światła…
M.K.: I wyłączaniu telewizora!
M.Sz.: Jak jest obecnie? Czy kobiety mają większą swobodę w mówieniu o swoich potrzebach?
M.K.: Sytuacja się poprawia, ale przez cały czas wiele kobiet boi się mówić o swoich pragnieniach. Nie uczono nas tego. Czasem problemem są normy społeczne, czasem reakcje partnerów. Są też kręgi, gdzie seksualność kobiet wciąż jest tematem tabu.
Ale widać zmiany. Rośnie dostęp do edukacji seksualnej, powstają inicjatywy promujące świadomą seksualność. W mediach społecznościowych pojawiają się wartościowe treści. Powoli uczymy się mówić o swoich potrzebach – i to jest dobra droga.
M.Sz.: Warto też podkreślić, iż to dotyczy wszystkich potrzeb – nie tylko seksualnych.
M.K.: Tak. Im bardziej otwieramy się na swoje potrzeby w ogóle, tym łatwiej mówić o tych związanych z seksualnością.
M.Sz.: Co powiedziałabyś kobiecie, która czuje wstyd związany ze swoją seksualnością?
M.K.: Wstyd zawsze jest o czymś. Warto zapytać siebie: „skąd on się bierze?”. Bo to, iż się wstydzimy, nie znaczy, iż mamy ku temu powód.
Seksualność jest naturalną częścią człowieka. Każda kobieta ma swoją unikalną, niepowtarzalną seksualność – i nie ma w niej nic wstydliwego. Czasem warto poszukać odpowiedzi w sobie, czasem z pomocą terapeuty. Wstyd lubi się ukrywać – ale kiedy zostaje nazwany, często traci swoją moc.
M.Sz.: Czasem pytania, które siedzą w głowie, tylko „brużdżą” i nie dają spokoju. Ale kiedy zostaną wypowiedziane, coś się zmienia.
M.K.: Dokładnie. Pytania trzeba wyrzucać z siebie – słowem, pisaniem, czymkolwiek.
M.Sz.: Tak. A jeżeli zostają w środku, to tylko obrastają w kolejne wątpliwości.
M.K.: I w porównania. „Inni mają lepiej, inni wiedzą więcej, inni nie mają takich wątpliwości…”. A przecież seksualność to coś, co jest w nas od zawsze.
Magda Kowalska – pomocowiec, od ponad dwóch dekad z pasją wspieram ludzi w ich codziennych trudnościach. Uczę się nieustannie – odkąd pamiętam i nie zamierzam przestać. Mam w sobie ciekawość, która prowadzi mnie do coraz głębszego zrozumienia drugiego człowieka.
Zajmuję się obrazem ciała, z wykształcenia specjalizuję się w psychodietetyce i seksuologii. Łączę naukową wiedzę z intuicją, empatią i uważnością. Pomagam odnaleźć rozwiązania w trudnych sytuacjach, wierząc, iż to klienci noszą w sobie odpowiedzi – czasem jeszcze nieodkryte i nieuświadomione. Pracuję w nurcie terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach, wspierając innych w odkrywaniu ich własnej siły.
Poza pracą czerpię euforia z życia. Kocham psy i tworzę glinoludki – to dla mnie źródło spokoju i kreatywności.