Rekordowe połowy ryb w Bałtyku – sukces czy zapowiedź katastrofy?
Wiosna i początek lata 2025 roku zapiszą się złotymi literami w kronikach polskiego rybołówstwa. Rybacy z portów w Świnoujściu, Kołobrzegu, Darłowie i Helu przeżywają prawdziwy renesans – sieci są pełne, ceny satysfakcjonujące, a hurtownie pracują niemal przez całą dobę. „Ryby z Bałtyku jak z horroru”, mówią niektórzy, ale po latach stagnacji i zakazów połowowych wreszcie nadszedł moment, który wielu z nich traktuje jako długo wyczekiwany przełom. Ale czy na pewno jest się z czego cieszyć?
Pod powierzchnią morza kryją się bowiem nie tylko ryby, ale i rosnące obawy ekspertów. W najnowszych badaniach przeprowadzonych przez Główny Inspektorat Sanitarny i instytuty oceanograficzne pojawiły się niepokojące dane. W wielu próbkach mięsa ryb złowionych w Bałtyku stwierdzono obecność metali ciężkich, dioksyn oraz mikroplastiku. Czy rekordowe połowy mogą się okazać początkiem zdrowotnego kryzysu?
Bałtyk znów pełen ryb – dlaczego teraz?
Przez ostatnie lata sytuacja rybołówstwa na Morzu Bałtyckim była dramatyczna. Z powodu przełowienia i spadku populacji wielu gatunków, Unia Europejska wprowadzała surowe limity połowowe, sezonowe zakazy oraz kary finansowe dla naruszających przepisy statków rybackich. Dorsz bałtycki, który kiedyś stanowił podstawę lokalnej gospodarki morskiej, został uznany za gatunek zagrożony.
Ale w 2024 roku wprowadzone zostały nowe mechanizmy zarządzania populacjami ryb, a pogoda i procesy klimatyczne stworzyły idealne warunki do odbudowy stad. Zwiększona produkcja planktonu i korzystna temperatura wody spowodowały eksplozję życia w Bałtyku. Efekt? W 2025 roku połowy śledzia, dorsza, flądry i szprota osiągnęły poziomy niewidziane od dekady.
Rybacy biją rekordy, a media lokalne i ogólnopolskie donoszą o „złotej erze Bałtyku”. Jednakże im więcej ryb trafia na talerze, tym więcej pojawia się pytań: co tak naprawdę jemy?
Niewidoczne zagrożenia: Co naprawdę zawierają ryby z Bałtyku?
Eksperci biją na alarm. Badania przeprowadzone przez Główny Inspektorat Sanitarny w pierwszym kwartale 2025 roku wykazały, iż znaczna część próbek mięsa ryb z Bałtyku zawierała podwyższone poziomy rtęci, kadmu i ołowiu. Najwyższe stężenia wykryto u dorszy i fląder – ryb drapieżnych i długo żyjących, które mają tendencję do kumulowania toksyn w swoim organizmie.
Rtęć, szczególnie w formie metylortęci, może prowadzić do uszkodzenia układu nerwowego, zaburzeń koncentracji, a u kobiet w ciąży – do uszkodzeń płodu. Kadm z kolei wpływa negatywnie na nerki, a długotrwała ekspozycja może powodować raka. Ołów w wysokich stężeniach uszkadza mózg, wątrobę i szpik kostny.
Jeszcze groźniejsze są jednak dioksyny – produkty uboczne spalania tworzyw sztucznych, które dostają się do wód poprzez ścieki przemysłowe i komunalne. Dioksyny nie rozkładają się w środowisku naturalnym, a w organizmach żywych gromadzą się w tłuszczu. Ich działanie toksyczne potwierdzono w licznych badaniach: powodują uszkodzenia DNA, wpływają na płodność, zakłócają gospodarkę hormonalną i zwiększają ryzyko nowotworów.
Mikroplastik na talerzu? Niestety tak
Zespół badawczy z Instytutu Morskiego w Gdyni w marcu 2025 roku przeprowadził analizę 300 ryb złowionych w różnych częściach Bałtyku. W 100% próbek stwierdzono obecność mikroplastiku – od drobinek polietylenu po włókna syntetyczne z ubrań. Choć wpływ mikroplastiku na zdrowie człowieka nie pozostało w pełni poznany, naukowcy podejrzewają, iż może on wywoływać reakcje zapalne w organizmie oraz sprzyjać rozwojowi chorób autoimmunologicznych.
Mikroplastik przenika przez barierę jelitową i może gromadzić się w narządach wewnętrznych. Obawy dotyczą również tego, iż cząsteczki te mogą działać jak nośniki dla innych toksyn – metali ciężkich czy pestycydów – które „przyklejają się” do ich powierzchni i dostają się do organizmu razem z nimi.
Kto jest najbardziej narażony?
Choć wiele osób może zjeść porcję bałtyckiej ryby i nie odczuć żadnych dolegliwości, są grupy szczególnie wrażliwe:
-
kobiety w ciąży i karmiące matki,
-
małe dzieci,
-
osoby starsze i schorowane,
-
osoby z osłabionym układem odpornościowym.
U tych osób choćby niewielkie dawki metali ciężkich i toksyn mogą powodować trwałe skutki zdrowotne. Dlatego też GIS i Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego rekomendują ograniczenie spożycia tłustych ryb z Bałtyku (dorsz, łosoś, flądra) do maksimum jednej porcji tygodniowo – szczególnie w przypadku dzieci i kobiet w ciąży.
Głos rybaków: „My też jemy te ryby i żyjemy”
Środowisko rybackie broni swojego dorobku. Wielu rybaków z Pomorza uważa, iż medialna nagonka na jakość ryb bałtyckich jest przesadzona i oparta na wyrwanych z kontekstu badaniach.
– „To są lokalne przypadki, a nie reguła. Przecież kontrola jakości jest na bieżąco prowadzona, nikt nie wprowadza do obrotu trującej ryby” – mówi Jarosław P., rybak z Kołobrzegu.
Faktycznie – ryby przeznaczone do sprzedaży muszą przechodzić kontrole sanitarne, a każde laboratorium musi zgłaszać przekroczenia norm. Problem w tym, iż normy te bywają bardzo rozciągnięte, a kontrola obejmuje tylko wybrane próbki z całej partii.
Co możesz zrobić jako konsument?
1. Wybieraj ryby z certyfikatem MSC
To znak, iż połów był zrównoważony, a ryba pochodzi z obszaru o monitorowanej jakości środowiska.
2. Ogranicz spożycie dużych i tłustych ryb z Bałtyku
W nich kumuluje się najwięcej zanieczyszczeń – warto postawić na mniejsze gatunki, jak szprot czy śledź.
3. Sprawdzaj komunikaty GIS i lokalnych sanepidów
Regularnie publikowane raporty pomogą Ci podjąć świadomą decyzję zakupową.
4. Zmieniaj sposób przyrządzania ryb
Unikaj smażenia na głębokim tłuszczu – lepiej gotować na parze lub piec, co zmniejsza ilość tłuszczu i ewentualnych toksyn w potrawie.
Czy Bałtyk da się jeszcze uratować?
Nadzieja nie umiera. Bałtyk to płytkie, zamknięte morze, przez co jego regeneracja jest trudniejsza, ale nie niemożliwa. Wymaga jednak wspólnego wysiłku państw nadbałtyckich – zarówno na poziomie przemysłowym, jak i społecznym. Potrzebne są:
-
modernizacja oczyszczalni ścieków,
-
ograniczenie spływu nawozów rolniczych,
-
redukcja odpadów plastikowych trafiających do morza,
-
rozwój „zielonego rybołówstwa”.
Tylko kooperacja państw UE, wspierana przez organizacje ekologiczne i naciski społeczne, może uratować Bałtyk przed dalszą degradacją.
Podsumowanie
Rekordowe połowy ryb w Bałtyku w 2025 roku to wydarzenie bez precedensu. Rybacy wreszcie mają powody do radości, a konsumenci mogą cieszyć się dostępnością świeżych ryb. Jednak pod powierzchnią sukcesu czai się problem, którego nie da się zignorować. Bałtyckie ryby, choć smaczne i bogate w wartości odżywcze, mogą również nieść zagrożenia zdrowotne, zwłaszcza dla najbardziej wrażliwych grup.
Nie chodzi o to, by zrezygnować całkowicie z ryb z Bałtyku, ale o to, by podejmować świadome wybory. Jako konsumenci mamy wpływ na rynek – wspierając odpowiedzialne rybołówstwo, domagając się transparentności i działając na rzecz ochrony środowiska, chronimy nie tylko swoje zdrowie, ale i przyszłość tego wyjątkowego morza.
Kompletna zapaść systemu. Na gastroskopię w szpitalu w Świnoujściu trzeba czekać aż do stycznia 2026!