– W kalendarzową jesień w tym roku weszliśmy – a jakże by inaczej – z kolejnymi perturbacjami w systemie ochrony zdrowia. O ile do różnych, mniejszych bądź większych, kryzysów codziennych się niestety przyzwyczailiśmy, o tyle zamykanie oddziałów czy zawieszanie pracy całych szpitali to jednak pewne novum. Nagle okazało się, iż to, o czym mówiliśmy od lat, czyli iż nakłady na system ochrony zdrowia są niewystarczające, jest prawdą – komentuje Mateusz Kowalczyk z NRL.
Co więcej, rację mieliśmy także wtedy, gdy przewidywaliśmy, iż taki moment nadejdzie, gdy poprzednia władza przesuwała do budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia finansowanie kilku aspektów systemu wcześniej finansowanych z budżetu ogólnego. Krótko mówiąc, bez zwiększenia budżetu samego NFZ wiadomo było, iż kiedyś dojdzie on do ściany. Tylko co nam po tym, iż możemy sobie na smutno westchnąć i powiedzieć: „a nie mówiliśmy”, skoro ostatecznie to najbardziej uderza i szkodzi pacjentom? Nie mamy z tego ani krzty satysfakcji.
Rządzący od dawna traktują ochronę zdrowia jako idealne pole politycznej bitwy. Już przecież teraz słyszymy, iż to poprzednicy zastawili pułapkę finansową. Poprzednicy z kolei mówią: „my płaciliśmy za wszystko”. I tak dzień za dniem nam mija w stagnacji. Oczywiście należy także wspomnieć o wirtuozerii księgowej liczenia nakładów na nasz system, mityczne n–2, czyli w odniesieniu do dwóch lat wstecz, a nie sytuacji na tu i teraz. Dzięki temu przez cały czas twardo rozpychamy się w ogonie państw europejskich. Tylko oczekiwania od systemu mamy niewspółmierne do jego finansowania i wydolności, a to pogłębia tylko frustrację zarówno pracownika, jak i uczestnika ochrony zdrowia. Mam jednak minimalną nadzieję, iż mimo wszystko ta trudna sytuacja nie spowoduje, iż pewne najważniejsze projekty zostaną wypaczone, wstrzymane czy zastąpione pod jej przykrywką, a takie sygnały do nas docierają.
Ot, na przykład program pilotażowy centrów zdrowia psychicznego. Temat jest mi bliski i przyglądam mu się z uwagą nie tylko ze względów zawodowych. Także z powodu zasłyszanego kiedyś zdania, z którym w pełni się zgadzam, iż miarą jakości całego systemu ochrony zdrowia jest to, jak traktuje i dba o najsłabszych, w tym pacjentów psychiatrycznych. Wspomniany program trwa już od około sześciu lat, znamy jego plusy i minusy. Wiemy, iż udało się dzięki niemu skrócić czas hospitalizacji, zmniejszyć liczbę i długość pobytu na zwolnieniach lekarskich z powodów kryzysów psychicznych, poprawić compliance pacjentów w miejscach, gdzie takie centra funkcjonują. Z pewnością wyzwaniem jest, aby rozwijać je dalej, tak aby pokryły swoim zasięgiem większy obszar kraju. To jest trudne z kilku powodów, w tym finansowych. o ile brak finansowania ma być jedyną barierą w dalszej reformie opieki psychiatrycznej, to będzie to porażka rządzących, ale też i całego systemu. Podaję jedynie przykład dziedziny, która zamiast dalszego rozwoju może gwałtownie wyhamować na lata.
Takich dziedzin medycyny, programów w naszym kraju jest więcej. Pytanie, czy zawsze będziemy działać ad hoc, łatać coś doraźnie, pudrować rzeczywistość, czy w końcu znajdzie się ktoś, kto zaproponuje realne zmiany, nie będzie się bał powiedzieć, iż czarne jest czarne, a przede wszystkim czy znajdzie się Prezes Rady Ministrów, który dostrzeże zdrowie rodaków jako priorytet i długofalową inwestycję, nie koszt? Mając to na uwadze, proponujemy, aby rok 2025 został rokiem uczciwości w systemie ochrony zdrowia. Przede wszystkim w stosunku do pacjentów, żeby od decydentów słyszeli prawdę. jeżeli nie możemy zbilansować budżetu z aktualnymi środkami, zrezygnujmy z fikcji przelicznika n–2 i oprzyjmy go na bieżącym roku. Biorąc pod uwagę, iż rządzący coraz częściej wskazują na lekarzy jako tych, którzy „zarabiają za dużo i nadmiernie obciążają system”, trzy średnie krajowe dla specjalisty na umowie o pracę wydają się sprawiedliwym rozwiązaniem. Zniesienie obowiązku ustalania refundacji przez lekarza i wprowadzenie automatycznego, sprawiedliwego systemu, który uwzględnia chorobę pacjenta, również wydaje się rozsądnym rozwiązaniem.
Na koniec warto dodać, iż sprawiedliwy system kształcenia przyszłych lekarzy to oczekiwanie zarówno studentów, jak i pacjentów. Studenci powinni mieć pewność, iż ich uczelnia solidnie przygotuje ich do zawodu i spełnia wszystkie wymagania. Nie powinni się martwić, czy wybrana szkoła jest odpowiednia i zapewni im niezbędną wiedzę – to powinno być oczywiste. Pacjenci natomiast muszą mieć pewność, iż lekarz, do którego idą, ma adekwatne kwalifikacje i zdobył je w rzetelny sposób. Taka uczciwość to coś, czego system dziś najbardziej potrzebuje.
Komentarz wiceprezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi i wiceprezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Mateusza Kowalczyka opublikowano w Piśmie Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi „Panaceum” 11/2024.
Przeczytaj także: „Co ma płynność, a co utonie?”.