Urlop regeneracyjny miałby być czymś w rodzaju „przerwy od pracy” — w pełni płatnym, trwającym 3 miesiące, przysługującym po siedmiu latach nieprzerwanego zatrudnienia w danym zakładzie pracy. Po kolejnych siedmiu latach pracownik mógłby ponownie z niego skorzystać.
Ważne – pracodawca nie miałby prawa odmówić udzielenia takiego urlopu. Byłby to więc przywilej powszechny i gwarantowany, podobny do corocznego urlopu wypoczynkowego, ale znacznie dłuższy i mający służyć głębszej regeneracji psychicznej i fizycznej.
Wzorowany na urlopie zdrowotnym
Nowe rozwiązanie inspirowane jest tzw. urlopem dla poratowania zdrowia, z którego mogą korzystać nauczyciele, sędziowie, prokuratorzy, policjanci, strażacy czy inspektorzy pracy. W ich przypadku jednak urlop ten przysługuje wyłącznie w sytuacji, gdy istnieją wskazania medyczne – np. choroba zawodowa lub konieczność rehabilitacji.
W wersji zaproponowanej przez związkowców urlop regeneracyjny nie wymagałby zaświadczenia lekarskiego ani uzasadnienia zdrowotnego. Miałby charakter profilaktyczny – pracownik mógłby wykorzystać ten czas na odpoczynek, podróże, rozwój osobisty czy po prostu oderwanie się od codziennych obowiązków.
Dlaczego urlop regeneracyjny ma sens?
ostatnich latach coraz częściej mówi się o wypaleniu zawodowym, szczególnie w branżach wymagających intensywnej pracy umysłowej lub kontaktu z ludźmi. Długotrwały stres i brak równowagi między życiem zawodowym a prywatnym prowadzą do problemów zdrowotnych i spadku efektywności.
Urlop regeneracyjny mógłby więc działać prewencyjnie – zamiast czekać, aż pracownik wypali się i trafi na zwolnienie lekarskie, lepiej dać mu szansę na wcześniejszą odnowę sił. W efekcie mógłby wrócić do pracy z nową energią i motywacją.
Krytycy pomysłu zwracają uwagę na koszty dla pracodawców – trzy miesiące płatnego wolnego to duże obciążenie, zwłaszcza dla małych firm.
Wprowadzenie takiego rozwiązania w Polsce wymagałoby zmian w Kodeksie pracy, a także opracowania systemu finansowania i zabezpieczeń dla pracodawców.