Przerzynałem pniak na zrębie.
…piła zawadziła zębem,
w rzazie się zaklinowała.
Odrzut uniósł masę ciała
i wyrzucił aż na rżysko,
na bolesne dość ściernisko –
gdyż po żyta rżnięciu stały
ostre źdźbła. Na mnie czekały.
(Wszystko przez to przeżynanie,
znaczy żyta polewanie
czymś chemicznym, jeszcze wiosną.
Krótsze źdźbła twardsze urosną).
Nie dość, iż w mą wbiły się rzyć
(gdy kłuje w rzyć, nie chce się żyć),
wyrżnąłem karczychem w karcz tak,
że rżnięcie skończyłem na wznak.
Ulżyć więc chciałem w pokera…
gdyż ból wciąż głowę rozdzierał:
„Wygram i boleć przestanie”!
…przerżnąłem duże rozdanie.
Zwycięzca radośnie zarżał,
w me oczy głęboko zajrzał:
„Widzę, żeś już nie pisklęciem.
Czas zająć się innym rżnięciem.
Chodź na dożynki. Dzierż w łapie.
Może okazję tam złapiesz”.
…choć w krąg świeciłem klejnotem,
pech trwał. Zachowałem cnotę.
Statystyki: autor: Hardy — 08 wrz 2025, 22:44