Pod koniec 2023 r. u X, mieszkańca województwa, zdiagnozowano niezaawansowany złośliwy nowotwór dolnego odcinka jelita grubego. W szpitalu przeprowadzono zabieg polegający na resekcji części jelita. Po operacji pacjent przeszedł szereg sesji radioterapii i został uznany przez lekarzy za osobę wyleczoną.
Po zabiegu X przez dłuższy czas po zakończeniu leczenia wykazywał cechy ogólnego osłabienia, a lekarz rodzinny, który przejął opiekę nad pacjentem po zakończeniu leczenia szpitalnego, systematycznie dokonywał oceny CRP (bardzo czułe badanie, którego poziom określa pojawienie się w organizmie czynnika zapalnego). Z badania na badanie, mimo stosowania środków farmakologicznych, jego poziom wzrastał, osiągając ponad 80 mg/l, przy normie wynoszącego do 5 mg/l.
Lekarz skierował pacjenta do szpitala. Mimo bardzo niepokojących wyników badań laboratoryjnych X nie uzyskał wystarczającej pomocy i gwałtownie został wypisany do domu. Rozwijające się zapalenie spowodowało oderwanie się skrzepliny od ściany naczyniowej, a to wywołało zawał mięśnia sercowego. Pacjent zmarł z powodu niewydolności sercowo-naczyniowej. Rodzina przygotowuje się do złożenia pozwu przeciwko szpitalowi.
Nie wyręczajmy państwa
– Sprawa pana X pokazuje, iż choćby o ile lekarz rodzinny dochowuje należytej staranności, kieruje pacjenta na badania i monitoruje ich wynik, to szpitale, także te wysokiego stopnia referencyjności, mogą te wysiłki zniweczyć – mówi dr Ryszard Frankowicz. – Nie tak dawno z mediów mogliśmy się dowiedzieć o przypadku pewnej kobiety, u której wykryto niezłośliwy guz tak znacznych rozmiarów, iż po operacji brzusznej trzeba było wyciętą masę tkankową zabezpieczyć do badań histopatologicznych i przewieźć wózkiem transportowym. W tym drugim przypadku widać, iż kobieta nigdy nie korzystała z kontrolnych badań profilaktycznych. Można oczywiście, tak jak były poseł Janusz Korwin-Mikke, uważać, iż pacjent powinien sam zadbać o swoje zdrowie. Trzeba jednak pamiętać, iż gdy tego nie zrobi, to koszty jego leczenia będą niezwykle wysokie, za co zapłacimy z naszych podatków.
To samo dotyczy szeroko propagowanych badań cytologicznych u kobiet, gdyż polskie statystyki przekonują, iż rak szyjki macicy zajmuje poczesne miejsce wśród przyczyn zgonów, podczas gdy od wielu dziesięcioleci statystyki Szwecji, USA, Francji, Japonii wskazują niemal zerową liczbę zgonów kobiet z tej przyczyny. Nieco lepiej jest w przypadku raka prostaty u mężczyzn, przy czym statystyki także wykazują znacząco niezadowalający wynik wczesnego wykrycia zmian, co prowadzi do wniosku, iż także i mężczyźni zgłaszają się do urologa, gdy już dojdzie do niepokojących objawów. Przykład nowotworów złośliwych płuc i oskrzeli pokazuje, iż gdzieś w procedurach rutynowego przyjęcia do leczenia szpitalnego zaniechano obligatoryjnego dokonywania badań RTG płuc, co w okresie PRL-u było szczególnie przestrzegane. To właśnie odróżnia zasadę profilaktyki od zasady terapii ujawnionych już zmian nowotworowych, ponieważ profilaktyka jest przeprowadzana w grupie populacyjnej, u której nie występują żadne niepokojące objawy. Po 1989 r. wszystkie kolejne rządy zaniechały skutecznego stworzenia obowiązkowej procedury profilaktycznej, która powinna dotyczyć wszystkich obywateli, bo umożliwia wczesne wykrycie nowotworów złośliwych. W Kanadzie pacjenci zgłaszający się do lekarza w ramach ubezpieczenia nie zostaną przyjęci, o ile nie mają aktualnych badań profilaktyki stomatologicznej. W przypadku raka jajnika poza tzw. markerami raka nie ma oręża diagnostycznego, które mogłoby wykrywać wczesne stadia jego rozwoju, ale przypomnieć należy, iż specjaliści z różnych dziedzin posiadają przeszkolenie w zakresie przeprowadzania badań obrazowych USG i dlatego należy to wykorzystać, gdy np. pacjentka uskarża się na niecharakterystyczne dolegliwości brzuszne, uciski, nudności, a choćby wymioty, bo te pozornie drobne objawy powinny wywoływać u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej uzasadnione podejrzenia rozwoju raka jajnika, który wzrastając w postaci guza, drażni otrzewną i wywołuje tego rodzaju niecharakterystyczne dolegliwości.
To samo w istocie dotyczy osób po 60. roku życia, które z racji zużycia biologicznego lub występowania chorób typowych dla tego wieku nierzadko są wielokrotnie hospitalizowane, ale w okresie poszpitalnym lekarze podejmujący dalsze leczenie ambulatoryjne często lekceważą potrzebę przeprowadzenia w ramach profilaktyki kontrolnych badań mikrobiologicznych, w tym wymazu krwi i wymazów zewnętrznych. Od lat w Polsce organizowane są akcje różowej, złotej i innej barwy wstążek. Tylko czy organizacje pozarządowe powinny wyręczać rząd, Ministerstwo Zdrowia, NFZ. Trzeba zmienić system opieki zdrowotnej, nastawić go na profilaktykę. W siermiężnym PRL-u udało się opanować dur brzuszny i gruźlicę, na którą dzięki profilaktyce na początku transformacji chorowało 30 razy mniej osób (na 100 tys. mieszkańców) w latach pięćdziesiątych. Minister zdrowia jest ekonomistką, więc powinna wiedzieć, iż taniej jest zapobiegać, niż leczyć.
* * *
Uczyć każdy może
W kraju mamy 156 tys. lekarzy (nie licząc dentystów). To nie tak mało, zważywszy, iż na początku tego wieku przez lata nie zwiększano liczby miejsc na uczelniach medycznych. Mamy 4 tys. kardiologów, gdzie wyceny świadczeń są wysokie, i mimo starzejącego się społeczeństwa zaledwie 500 geriatrów, przy czym średni wiek tych specjalistów zbliża się do wieku ich pacjentów.
Nic więc dziwnego, iż w ostatnim czasie jak grzyby po deszczu pojawiają się kierunki lekarskie na wielu uczelniach, które z tego typu działalności nie były znane. Jest Akademia Nauk Stosowanych im. Księcia Mieszka I w Poznaniu, Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Targu, Akademia Tarnowska, Akademia WSB w Dąbrowie Górniczej, filia Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Bielsku-Białej, Politechnika Bydgoska, Społeczna Akademia Nauk w Łodzi, Uniwersytet Kaliski, Uniwersytet w Siedlcach. Mimo uzyskania pozytywnej opinii z Ministerstwa Zdrowia uczelnie te nie dostały pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej, co dla ministra edukacji i nauki nie było wiążące. Nowy minister nauki Dariusz Wieczorek zapowiedział audyt nowych kierunków lekarskich.
– Żeby ocenić, czy nowe kierunki lekarskie są potrzebne, najpierw państwo musi mieć długofalowy plan wskazujący, ilu potrzebujemy lekarzy za 5, 10, 15 lat, a mam wątpliwości, czy taki plan istnieje – mówi Marek Balicki, minister zdrowia w latach 2003, 2004 – 2005, były dyrektor Szpitala Bielańskiego i Wolskiego w Warszawie. – Nie trzeba być wybitnym specjalistą, żeby mieć wątpliwości, zastanowić się, czy każda z tych uczelni jest w stanie zapewnić odpowiednią jakość nauczania. Oczywiście kształcić lekarzy powinny tylko te uczelnie, które spełniają wszystkie wymagania. Są wątpliwości, czy wszystkie uczelnie, które oceniała Polska Komisja Akredytacyjna, te wymagania spełniają. Na koniec studiów lekarskich jest jednolity dla wszystkich Lekarski Egzamin Końcowy i każda uczelnia powinna zapewnić studentom taki poziom wiedzy teoretycznej i praktycznej, żeby go mogli zdać. Pamiętajmy, iż równie ważne jak studia jest trwające mniej więcej tyle samo lat kształcenie podyplomowe. I dopiero wówczas możemy mówić, iż mamy do czynienia z wykształconym, wyszkolonym lekarzem. Studia i kształcenie podyplomowe muszą być ze sobą powiązane. W ostatnich latach bardzo zwiększyła się liczba absolwentów wydziałów lekarskich, ale nie mamy pewności, czy system jest na tyle dobrze przygotowany, żeby ich dobrze wykorzystać, zwłaszcza iż planowanie specjalizacyjne z punktu widzenia interesu publicznego pozostawia wiele do życzenia.