Siedzę właśnie z Mieszkiem u psychologa i próbuję zaplanować tydzień. Trzy dni mam poza domem, mamy problem ze szczepionką na odczulanie moje i Lilki, bo jej nie ma i totalnie nie wiem co zrobić. W piątek Łucja zdała część praktyczną na prawie jazdy (egzamin z jazd mamy w grudniu), a w weekend pozakładałam czasowniki na kontakty, czyli w domu mamy ciepło. Pierwsza fala prania już ogarnięta, a rano odkurzyłam w POŁOWIE domu. U Mieszka w klasie jest zbiórka na Mikołajki i jak zobaczyłam wiadomość z kwotą za jaką dzieci mają sobie kupić prezenty to złapałam się za głowę. Nie chcę być takim blokującym wszystko rodzicem, więc przytaknę, ale sam Mieszko gdy wrócił w piątek ze szkoły zapytał: Mamo, a co ja mam chcieć? Btw. Łucja odpowiedziała mu, iż bon do Auchan by się przydał. 😀
<><>
Set zdjęć ostatni. Z Buhary. Dobrze nam ten wyjazd zrobił, choćby o ile teraz wszyscy gonimy w piętkę z zaległościami. Zawsze o tej porze roku skóra robi mi się ziemista, paznokcie łamią, a włosy wypadają. I tak było przed wyjazdem, a teraz wszystko jest jak po jakiejś super kuracji witaminowej.
Buhara to największy kompleks budynków Islamu w Azji. Są tam medresy pełne uczniów i świątynie. Budynki cały czas spełniają swoje funkcje. Jest przyjemnie. Pustawo, sucho i ciepło. Jadąc tam pociągiem (to była nasza wycieczka na 11 listopada) mijaliśmy pola bawełny, którą zbiera się właśnie teraz. Najbardziej charakterystycznym elementem Buhary jest wieża, której zdjęcie otwiera ten wpis.