– o ile czegoś nie zrobimy z punktu widzenia zdrowia serca, które jest największym naszym zabójcą, bo jest w Polsce przyczyną od 160 do 200 tys. zgonów rocznie, to nasz system – ale nie tylko nasz, bo to również kazus państw Europy – nie będziemy mieć tylu środków, żeby zająć się pacjentami – mówił w czasie dyskusji podczas Wizji Zdrowia prof. Maciej Banach.
W dyskusji „Po pierwsze kardiologia”, która odbyła się 8 października w trakcie VIII Kongresu Wizja Zdrowia –Diagnoza i Przyszłość – Foresight Medyczny, udział wzięli:
- Maciej Banach z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,
- Jacek Cieplak z Pracodawców RP,
- Maciej Karaszewski z Narodowego Funduszu Zdrowia,
- Marek Kustosz z Fundacji „To się Leczy”,
- Radosław Kręcki ze Scanmed, Pracodawców RP,
- Katarzyna Kujawska-Skowrońska z Roche Diagnostics, Pracodawców RP,
- Agnieszka Mrozik z Ministerstwa Zdrowia,
- Dorota Olszewska z Medtronic, Pracodawców RP,
- Agnieszka Pawlak z Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego,
- Bartosz Kwiatek, moderator.
Zapobieganie i edukacja
Jak przekonywał prof. Banach, pomimo
tego, iż epidemiologicznie krzywa wznoszenia w zakresie długości życia nieco
wyhamowała, to jednak wciąż przewidywalna jego długość się zwiększa, a za 30–40
lat będziemy mieli nie 30 procent 60-latków, ale 75–80-latków, co będzie
ogromnym wyzwaniem dla systemu ochrony zdrowia.
– Przed nami nie tylko wyzwania związane z wielochorobowością, które będą dotyczyły chorób cywilizacyjnych, z których najczęstsze to choroby serca. Powtarzam to od dawna, iż o ile nie przeniesiemy środka ciężkości z leczenia na prewencję, na edukację, to będziemy nadal skupiali się na tym, żeby dobrze funkcjonowały program KOS-zawał, Krajowa Sieć Kardiologiczna, właściwie działająca rehabilitacja. To jest niezwykle kosztowne. Nikt jednak się nie zastanawia, jak uzupełnić te dobrze czy nawet bardzo dobrze funkcjonujące programy, by zmniejszyć napływ do nich pacjentów – mówił prof. Banach.
– Nie rozumiem, dlaczego kolejne ministerstwa, kolejne rządy, kolejni ministrowie zdrowia próbują wymyślić de facto to, co na świecie istnieje od dawna, czyli koordynowaną opiekę. Mówiąc z przekorą, byłem trochę przeciwny powstawaniu Departamentu Opieki Koordynowanej w Ministerstwie Zdrowia, bo wolałbym, aby były podejmowane konkretne działania. Mam jednak nadzieję, iż nie będzie to tylko nazwa. Mówiąc zupełnie poważnie, o ile nie stworzymy koordynowanej opieki w prewencji pierwotnej, nie nastawimy się na przeciwdziałanie, na wczesne wykrywanie, na wczesną inwestycję w swoje zdrowie, kiedy nie mamy jeszcze typowych objawów chorobowych, to kilka osiągniemy – wyjaśnił.
Jak podkreślił ekspert, według danych ECD, gdybyśmy zainwestowali w profilaktykę chorób cywilizacyjnych, w tym w profilaktykę chorób serca, to co roku mielibyśmy o dwie trzecie mniej zgonów.
Krótko, ale z efektami
Wywołana przez prof. Banacha do
przysłowiowej tablicy Agnieszka Mrozik, zastępca dyrektora Departamentu Opieki
Koordynowanej w resorcie zdrowia, zaznaczyła, iż powołany do życia we wrześniu
departament już prężnie działa i są tego widoczne efekty.
– Mamy przede wszystkim projekt ustawy o Krajowej Sieci Kardiologicznej. Nie obiecuję, iż wejdzie w życie do końca tego roku, ale takie były założenia, iż będzie to koniec tego roku albo początek 2025. w tej chwili zbieramy uwagi do tego projektu. Także w zakresie edukacji są już pierwsze efekty. Od września 2025 roku, oparty na „10” dla serca w szkołach podstawowych, w klasach 4–8 zostanie wprowadzony przedmiot związany z edukacją zdrowotną. Kolejnym etapem tego projektu będzie jego kontynuacja w licealnych klasach 1–3. Mam nadzieję iż za chwilę będziemy rozmawiali o kolejnych jego etapach. To nie jest zatem tylko departament, który ma swoją nazwę, ale są też widoczne pierwsze efekty jego pracy – stwierdziła dyrektor Mrozik.
Jak podkreśliła prof. Agnieszka Pawlak, przewodnicząca Asocjacji Niewydolności Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, dysponując klasyfikacją Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego, opartą na czterech stopniach – A, B, C, D, zaczynamy interweniować dopiero na poziomie C, kiedy mamy już pacjenta pełnoobjawowego.
Ta historia zaczyna się
wcześniej
– Jak przekonują eksperci, ta
historia zaczyna się dużo wcześniej, na poziomie A i B. Dokument Towarzystwa Diabetologicznego,
dotyczący diagnostyki i w ogóle postępowania z pacjentami z ryzykiem sercowo-naczyniowym pokazuje, jak powinniśmy postępować w tej grupie pacjentów. Wskazuje,
że musimy zacząć zupełnie zmieniać naszą strategię. Nie powinniśmy czekać do
pełnych objawów i dopiero wtedy zaczynać leczenie. Powinniśmy tak naprawdę pacjentem, który ma w badaniach wykazane nieprawidłowości, zająć się od razu –
przekonywała specjalistka.
– Jako Polska mamy do tego możliwości, żeby robić diagnostykę sercowo-naczyniową zdecydowanie wcześniej. Co więcej, mamy też do tego odpowiednie narzędzia. Nie trzeba nie wiadomo jakich odkryć, żeby to wprowadzić. Wiemy, iż diagnostyka osób, które mogą być potencjalnie później pacjentami z niewydolnością serca, leczonymi w warunkach szpitalnych, nie jest droga. W nowych dokumentach, które mamy, okazuje się, iż jest definicja zupełnie nowej historii serca – jego stresu. Powinniśmy już myśleć o tym w przypadku pacjenta z czynnikami ryzyka, jak nadciśnienie i cukrzyca. To sytuacja, gdzie serce znajduje się w stresie, a dane pokazują, iż być może już u tych pacjentów powinniśmy profilaktycznie wykonywać pewne oznaczenia markerów po to, żebyśmy się nie obudzili w pełnym uszkodzeniu mięśnia sercowego – wyjaśniła prof. Pawlak.
Jak podkreśliła, niezwykle istotne jest stwierdzenie nieprawidłowości na wczesnym poziomie rozwoju ewentualnej choroby, co pozwoli na skuteczną interwencję i przeciwdziałanie poprzez edukację, poprzez zmianę stylu życia, zmianę przyzwyczajeń.
– Gratuluję tego, iż zaczną się realnie programy edukacyjne, o których tak dużo i tak często wcześniej tylko się mówiło, iż wreszcie będą wprowadzane w życie – dodała.