Kochani… PRZYSZŁA!… Doczekaliśmy się! Wkroczyła ze słońcem, szeleści złotem pod stopami i czaruje ciepłymi barwami.
JESIEŃ.
Wielu kojarzy się ona z początkiem końca tego, co dobre. A ona przecież, jak wieść gminna niesie, totalnie źle czuje się w roli „eliminatora radości”. I widać to gołym okiem. Tylko spójrzcie, drodzy Czytelnicy, jak usiłuje – trochę nieporadnie, wkupić się w łaski miłośników wiosny, lata i zimowego puchu.
Po prawdzie, wielu uważa, iż jesień nie ma jakiejś takiej spektakularnej karty przetargowej – bo, wiadomo – wiosna to nowe życie, zieleń, dłuższy dzień, kwiaty i pierwsze trele skowronka. Lato to owoce, złote zboża, błękit nad czołem i wakacje. Zima to białe szaleństwo, kolędy, święta i wiele wzruszeń. No a jesień? Jaką ofertę ma jesień? No właśnie… I owszem, na swój wycofany sposób od wielu, wielu sezonów, niezmiennie i cyklicznie roztacza wizję spowolnienia, wyciszenia, długich wieczorów przed kominkiem i spacerów w szeleszczącym złocie… I gdyby tylko to było w pakiecie, to wielu powiedziałoby: „- wchodzę w to.”
Niestety, po złotym i rudo-purpurowym czasie września i października przychodzi proza życia, z wilgotnymi, ciężkimi mgłami, deszczem, przymrozkami i zamianą ferii kolorów na dwa obowiązujące kolory, czyli: szary i bardziej szary.
To nie nastraja optymistycznie, bo wszak – im dalej w wiosnę – tym piękniej w życie. Im dalej w lato – tym bogaciej w smaki i zapachy, im dalej w zimę – tym bardziej nastrojowo. A im dalej w jesień tym bardziej… mokro, szaro i ciemno.
Kiedyś uważałam, iż jesień to czas, który trzeba przeżyć. Jakoś przeczekać w półdrzemce. Dziś myślę sobie, iż cały ten pakiet nie tyle trzeba, co wręcz należy przeżyć – godnie, w zgodzie z sobą i z premedytacją celebrując każdy dzień.
Cały ten jesienny pakiet przypomina trochę dobrą, aromatyczną esencjonalną kawę. Jest smaczna i pełna zapachowych a także smakowych walorów – jak ciepła, złota jesień. Jednak, to nutka goryczy, jaka przebija się przez ten bukiet sprawia, iż jest on wyjątkowy. Nutką goryczy jest w tym wypadku druga, ta mniej ładna, część jesieni. I myślę, sobie, że, by dostrzec w niej wartościowy całokształt a nie pojedyncze nieatrakcyjne segmenty, trzeba po prostu dojrzeć.
I to nie jest tak, iż kto nie lubi i nie toleruje jesieni jest niedojrzały, a kto nie umie w niej dostrzec piękna – niewdzięczny. Wywieranie presji jest złe a odrysowywanie wszystkich od jednej foremki – jeszcze gorsze.
Mówiąc o dojrzewaniu do jesieni myślę o całej drodze, jaką człowiek przechodzi, by znaleźć się w danym punkcie życia. W ogóle z lubieniem pór roku, potraw czy muzyki jest tak, jak ze świętami. Jako dzieci lubimy je bardzo, z uwagi na prezenty, „labę” od szkoły, dobre jedzenie i dużo gości. Jako dorośli do tego tematu często podchodzimy zgoła odmiennie i często z, o wiele bardziej, umiarkowanym entuzjazmem – o dziwo, dokładnie z tych samych powodów.
Tak też jest z wiosną czy latem. Lubimy je niejako z rozpędu, bo zawsze się dobrze kojarzyły. Dużo światła, dużo wolnego, naturalny owocowo-warzywny bufet, upały… Z czasem okazuje się, iż to, co było atutem tego okresu dziś bawi już mniej. Upały nie cieszą już tak bardzo, bo wiek powoduje, iż nie mamy już na nie takiej odporności i tolerancji. A i wakacje droższe niż po sezonie. I tu właśnie wchodzi cała na złoto – pani jesień. Okazuje się, iż w ofercie ma łagodnie ciepłe, ale już nie przesadnie upalne dni, pyszne wysycone kolory i – obniżki cenowe na dalekie urlopy. W dodatku – z gwarancją braku tłumów.
I owszem, liczyć się trzeba, iż to nie na zawsze, iż przyjdzie słotny listopad i niezdecydowany do końca grudzień, ale, nim to nastąpi, cieszmy się ciepłym złotym wrześniem.
A zachwyca on i w górach i nad morzem. Zachęca do „najodowanych” spacerów, w przypadku Bałtyku i leśnych wędrówek, jeżeli mowa o górach.
Obie z tych opcji kuszą niezapomnianymi chwilami i czasem, który dobrze wpływa na uporządkowanie głowy. I to jest największym atutem jesieni. Powolna zmiana naturalnej scenerii. Właśnie to tempo pozwala, tak powolutku, wyhamować życiową energię, bez uderzenia głową w bariery. Hamujemy zatem bez ryzyka kolizji. Zmieniamy garderobę i perspektywę. Wewnętrznie się wyciszamy, przygotowując organizm na długie tygodnie chłodu i ciemności.
Ponoć jesień to też najlepszy czas, by się zakochać. Na zewnątrz robi się chłodniej, a to wzmaga wewnętrzną potrzebę odnalezienia ciepła. Lgniemy więc do niego, szukając go w drugim człowieku, co bywa terapią nie tylko rozgrzewającą, ale też kojącą, uspokajającą i budującą poczucie wewnętrznego dobrostanu.
Warto dać się jesieni oczarować. I przymknąć oko na jej pogodowe wpadki. Bądźmy wyrozumiali i cieszmy się z tego, co dostajemy każdego dnia. A dostajemy wiele.
Mgliste poranki, które rozproszyć może tylko gorąca kawa – a wtedy właśnie smakuje ona jak najprawdziwszy napój bogów – rozgrzewa i syci zmysły.
Dostajemy też, wciąż ciepłe, we wrześniu i październiku, rudo-złote dni, pełne złocistego światła i kameralnej intymności. Długie wieczory z pledem na kolanach i ukochanym czworonogiem u stóp, lub obok, we wspólnym fotelu. I spacery. Romantyczne brodzenie w złocistej powodzi liści. Sam na sam z własnymi myślami, z psem, lub we dwoje – w uścisku – bo, jak niesie wieść gminna, ponoć tak cieplej.
Jesienne powietrze ma wyjątkowy zapach – pod warunkiem, iż trzymamy się leśnych duktów, parków i łąk, a nie miejskich chodników. A tam, gdzie przez cały czas króluje natura, jest on intensywny, nastrajający refleksyjnie i bardzo kojący.
Warto zauważyć i zapamiętać, iż spacery jesienną porą to niebywała uczta dla zmysłów. A najpiękniej wtedy spacerować po lasach i górach, gdy powietrze ma zapach grzybów, jodły i odrobiny nostalgii, a złote liście tworzą wspaniały, unikatowy dywan.
Jak wiele razy podkreślamy i przypominamy, wewnętrzna równowaga jest niesamowicie ważna w życiu każdego człowieka. Zwłaszcza stomika, którego życie, po operacji wyłonienia stomii bardzo często wywraca się do góry nogami. Spacery i laseroterapia nie zrobią całej roboty. Nie są też lekiem na wszystko. Są jednak doskonałym naturalnym suplementem, którego nie da się przedawkować, i który często pozwala dojrzeć do ważnych decyzji dotyczących poprawy swojego życia.
I dlatego właśnie jesień zdobywa coraz to więcej fanów. Ze względu na swoje subtelne piękno, różnorodność, bogactwo kolorów i naturalne spowolnienie.
Jest takim złotym środkiem. Czasem, w którym można nabrać oddechu i uspokoić organizm po wcześniejszym biegu.
Po rozedrganej wiośnie i bujnym lecie nastała ona, wyciszona, zamyślona, zapraszająca do zwolnienia tempa, do odpoczynku i refleksji. Z kubkiem gorącej czekolady czy herbaty.
Jesień. Śmiało można powiedzieć, iż nie ustępuje ona w niczym swoim siostrom – pozostałym porom roku. Trzeba tylko na nią spojrzeć z odpowiednim dystansem. I na tę jej kapryśną różnorodność pędzącą w chłód i ciemność po prostu się przygotować. Nie jest łatwo nauczyć się czekania, a jeszcze trudniej, akceptacji braku światła, tego za oknem i tego w głowie. Niektórym udaje się to znakomicie, innym połowicznie, ale sporej części osób – wcale.
Bo warto wiedzieć, iż jesień z całą swą złożonością doznań i łagodnych kolorów ma też swoją drugą twarz. Zwłaszcza jej słotna i zimna część to czas zły, bezwzględny i bezlitosny. Zarówno dla osób przewlekle chorujących, dla których dostęp do światła i witaminy D jest kluczowy, jak również dla tych, u których wraz ze zmniejszeniem ilości światła za oknem, zmniejsza się jego ilość w głowie.
Jesień sprzyja więc obniżonemu nastrojowi, melancholii, pogłębieniu się stanów lękowych, depresji oraz zaostrzeniom chorób jelit, które nierzadko, po tygodniach hospitalizacji, bądź życia w cieniu toalety, kończą się wyłonieniem stomii.
Czy można sobie z tym radzić? Być może. jeżeli zacznie się wcześnie i będzie konsekwentnym… Dlatego, wielu nam, czytającym te słowa pozostaje raczej ogarnianie skutków, bo na profilaktykę może być już za późno.
W temacie zaostrzeń przewlekłych chorób jelit należy stawiać na wyłagodzenie skutków kolejnego stanu zapalnego i wprowadzenie się w stan remisji. Bywa to tak trudne, jak wprowadzenie się w stan pozytywnego myślenia, gdy głowę zalewa fala negatywnych myśli. Osoby zainfekowane oboma typami „jesiennego syndromu osłabienia” mają ogromny problem, by poradzić sobie samodzielnie z tym, co je dotyka. Dlatego tak ważne jest być uważnym i dostrzegać, także u nich, nie tylko problem ale już choćby jego zalążek.
Jesień sprzyja ogólnikom. Jednym z nich jest hasło „jesienna depresja”, którego wręcz nadużywamy w określaniu chwilowej niedyspozycji, czasowego spadku mocy i paru gorszych dni. Mówimy o tych stanach nierzadko używając właśnie tego zestawu słów. To bardzo niebezpieczne, bo w ten sposób umniejsza się wydźwięk i moc prawdziwej, klinicznej depresji.
Przez wrzucanie do szuflady z tym napisem wszelkich chwilowych niedyspozycji i gorszych dni powodujemy, iż problem tej adekwatnej, często morderczej depresji zostaje rozmydlony i umniejszony. Wśród „instagramowych jesiennych depresji” przeróżnych celebrytów i ich naśladowców, ta prawdziwa wydaje się być śmieszna, wyimaginowana lub z gruntu – wyolbrzymiona. A prawdziwa depresja, gdy jest bagatelizowana, lekceważona i ośmieszana, rozwija się jeszcze szybciej.
Jesień to nie tylko kolorowe liście, grzyby i gorąca czekolada przy kominku. To także szpitale, transfuzje, kroplówki, brak chęci do wstania z łóżka, terapia, samookaleczanie, niewidzialność, krzyk, którego nikt nie słyszy, leki stabilizujące i depresja.
Dlatego teraz, gdy nasz świat przechodzi naturalną przemianę, gdy spowalnia i włącza tryb zadumy, włączmy szczególną uważność. Byśmy umieli odróżnić „jesienną depresję” od tej wielosezonowej, nieprzemijającej wraz z czasem, zarówno u innych jak i u siebie. Wtedy i tylko wtedy możliwe będzie adekwatne działanie zapobiegawcze lub, gdy zajdzie potrzeba – także naprawcze.
W Dniu jej inauguracji życzymy Wam, Drodzy, Kochani, dobrej, ciepłej i zdrowej jesieni.
Bo jesień da się lubić. Trzeba ją tylko zrozumieć i nauczyć się z nią koegzystować. A to może zająć wiele, wiele jesieni.
„Gdyby rok schowany był w zegarze, jesień byłaby magiczną godziną” – Victoria Erickson – zatem, Drodzy, Kochani, tylko dobrych godzin w naszych wewnętrznych zegarach oraz – uważności, byśmy umieli pomóc je dostrzegać tym, którzy sami nie potrafią.
…………………………..
tekst i zdjęcia Iza Janaczek