Na tę kwestię w „Menedżerze Zdrowia” zwraca uwagę dr Łukasz Jasiński, ekonomista i publicysta, asystent na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz współpracownik Fundacji Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa.
Ekspert jako przykład podaje ranking EuroHealth Consumer Index oceniający systemy publiczne.
– Jednym z jego kryteriów oceny jest „dostępność” (czas oczekiwania na leczenie). Kryterium to składa się z kilku elementów, między innymi – dostępu do lekarza rodzinnego tego samego dnia, dostępu do specjalisty, czasu oczekiwania na tomografię komputerową, czasu oczekiwania na rozpoczęcie leczenia nowotworu czy czasu oczekiwania na planowaną operację. Maksymalny możliwy wynik w tej kategorii wynosi 225 pkt. Na tej podstawie warto porównać wyniki Polski oraz innych krajów. Według danych z 2018 r. Polska w kategorii dostępności uzyskała 138 pkt (61 proc. maksymalnej oceny) przy wydatkach publicznych na opiekę zdrowotną wynoszących 4,5 proc. PKB (według danych OECD). Taki sam wynik uzyskała Norwegia, ale przy nakładach w wysokości 8,7 proc. PKB. Z kolei wynik Szwecji i Hiszpanii (często porównywanej gospodarczo z Polską) to 113 pkt (50 proc.) przy nakładach odpowiednio: 9,3 proc. i 6,2 proc. PKB. Jeszcze gorzej wypadła Wielka Brytania, a więc kraj, który był niegdyś pionierem we wdrażaniu systemu publicznego – 100 pkt przy 7,5 proc. nakładów – wylicza Jasiński w „Menedżerze Zdrowia”.
Opisuje też Kanadę i Singapur.
– W pierwszym z tych państw wydatki publiczne na opiekę zdrowotną stanowiły w 2018 r. 7,5 proc. PKB. Tymczasem, według danych Fraser Institute, średni czas (mediana) oczekiwania między uzyskaniem skierowania od lekarza ogólnego a faktycznym rozpoczęciem leczenia wynosił tam nieco ponad 4 miesiące. A przecież jest to kraj z bardzo uspołecznioną medycyną o znacznym poziomie wydatków. Dla porównania, Fundacja Watch Health Care – analizująca funkcjonowanie systemu publicznego w Polsce – informowała, iż w kwietniu 2018 r. średni czas oczekiwania na gwarantowane świadczenie zdrowotne (bez względu na jego rodzaj) wyniósł 3,7 miesiąca – zwraca uwagę Łukasz Jasiński.
– Ciekawym przypadkiem jest także Singapur, w którym wydatki publiczne na opiekę zdrowotną stanowiły „jedynie” 4,5 proc. PKB w 2018 r., a więc tyle samo co w Polsce. Nikt tam jednak nie narzeka na słabą dostępność do świadczeń. Jedną z przyczyn jest oparcie tamtejszego systemu na płatnościach bezpośrednich (poprzez medyczne konta oszczędnościowe) i ulgach podatkowych, co zachęca do oszczędzania i wprowadza bardziej racjonalną konsumpcję tych usług. Występuje tam także współpłacenie za wybrane świadczenia medyczne. Mimo iż udział wydatków na ochronę zdrowia się zwiększa, to Singapur jest dobrym przykładem systemu nie opartego aż tak radykalnie na powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym – podkreśla ekspert.
Łukasz Jasiński podsumowuje, iż „wniosek z tych statystyk jest prosty – wielkość nakładów nie ma aż takiego znaczenia”.
– Zdecydowanie ważniejsza jest struktura finansowania dostępu do świadczeń. Rynek, poprzez jej dywersyfikację, umożliwia lepsze zaspokajanie tego typu potrzeb oraz efektywniejszą alokację zasobów w gospodarce. Dlatego w celu poprawy dostępności do opieki zdrowotnej należy odważniej stawiać na rozwiązania rynkowe, zwłaszcza iż bardziej rozwinięte gospodarczo kraje mają podobne problemy jak Polska – mimo relatywnie wyższych nakładów – twierdzi.