Pielęgniarki poszły do sądu – tam usłyszały, iż za taką samą pracę należy się identyczna płaca, bez względu na kwalifikacje.
Pielęgniarki spierały się z dyrektorami szpitali, którzy różnicują pensje w zależności od wykształcenia – ich historie opisała „Gazeta Wyborcza”.
Nie chciały podawać swoich imion i nazwisk, bo – jak wyjaśniły – pieniądze już wystarczająco popsuły atmosferę i podzieliły pielęgniarki w szpitalu, w którym pracują. Nie podały choćby nazwy szpitala.
Co doprowadziło je na salę sądową?
Jaka praca, taka płaca?
– Upokorzenie, odebranie godności, upodlenie i dzielenie pracowników – wyjaśniły.
Punktem zapalnym była ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych – tę pielęgniarki nazywają „bublem prawnym, który natychmiast powinien zostać zmieniony”.
Ustawa wprowadziła podział pracowników według kwalifikacji wymaganych na zajmowanym stanowisku. Pielęgniarki znalazły się w drugiej grupie najlepiej wynagradzanych pracowników, tuż za lekarzami ze specjalizacją (pierwsza grupa), ale tylko te, które miały tytuł magistra i specjalizację. Pozostałe pielęgniarki – z wykształceniem magisterskim lub specjalizacją – zaszeregowane zostały do piątej grupy, a te z licencjatem i wykształceniem średnim bez specjalizacji znalazły się w szóstej grupie.
Początkowo różnice w zarobkach między grupami zaszeregowania nie były duże, wynosiły po 100–150 zł. Wszystko zmieniło się po nowelizacji przepisów w 2021 r. W szpitalu, w którym pracują, pensje zostały zróżnicowane, ale nie na podstawie kwalifikacji wymaganych na danym stanowisku, a tych posiadanych przez pielęgniarki. Po 2021 r. różnica wynosiła choćby po kilkaset złotych miesięcznie.
Wygrana
Sześć pielęgniarek ze szpitala, w którym pracują rozmówczynie „Gazety Wyborczej”, sprawiedliwości już się doczekało.
– Zapadły wyroki na ich korzyść i to zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji. Są prawomocne. Sąd stanął na stanowisku, iż dodatkowe kwalifikacje pracowników mogą wpłynąć na wysokość wynagrodzenia, ale tylko wówczas, gdy przekłada się to na różny sposób wykonywania przez nich pracy. jeżeli efekt wykonywania tej samej pracy jest taki sam, to różnice w wynagrodzeniu naruszają zasadę równych praw w zatrudnieniu. Za istotne dla rozstrzygnięcia sprawy nie było wskazanie, iż ktoś ma szerszą wiedzę teoretyczną, ale udowodnienie, iż ta wiedza była wykorzystywana w praktyce. Fakty natomiast zdaniem sądu są takie, iż pielęgniarki z najwyższym wykształceniem, które są lepiej wynagradzane, nie mają szerszego zakresu obowiązków, trudniejszych zadań ani większej odpowiedzialności. Praca żadnej z pielęgniarek nie różni się – bez względu na wykształcenie wszystkie wykonują te same obowiązki – opisała „Gazeta Wyborcza”.
Szefostwo szpitala na żadnym etapie postępowania nie wykazało, by praca pielęgniarek ze średnim wykształceniem różniła się od pracy pielęgniarek z tytułem magistra. Posiadanie wyższego wykształcenia i specjalizacji nie wiąże się z większymi obowiązkami, odpowiedzialnością, inną jakością lub ilością pracy. Zakresy czynności wszystkich zatrudnionych są jednakowe.
Sąd wytknął natomiast szpitalowi, iż ten nie stosował przepisów Kodeksu pracy, bo różnicując wynagrodzenie pracowników, nie kierował się kryterium wymaganych na danym stanowisku kwalifikacji, a tych posiadanych przez pielęgniarki – z art. 18 KP wynika, iż pracownicy mają prawo do jednakowego wynagradzania za jednakową pracę.
– Sam fakt posiadania tytułu magistra nie uprawnia do wyższego wynagrodzenia – podkreślił sąd.
80 tys. zł zadośćuczynienia
Mimo prawomocnych wyroków sądu szpital przez cały czas pozostaje na swoim stanowisku.
Placówce nie pozostało jednak nic innego, jak po uprawomocnieniu się wyroków, wypłacić pielęgniarkom należne im pieniądze. Od ponad 60 do ponad 80 tys. zł.