Ospa w powiecie radzyńskim. Nie chcieli się szczepić, choć umierali dzieci i starzy

slowopodlasia.pl 6 godzin temu
Gazeta Świąteczna była niedzielnym tygodnikiem, który przez blisko sześćdziesiąt lat – od 1881 do 1939 roku – trafiał pod strzechy i dachy miasteczek w całym Królestwie Polskim. Ukazywała się w Warszawie, ale czytali ją chłopi, rzemieślnicy i nauczyciele z najdalszych zakątków kraju. Przynosiła im opowieści z życia, słowa przestrogi, poradnictwo, ale też relacje z wydarzeń codziennych – często dramatycznych.Gazeta Świąteczna, 5 kwietnia 1900 r., str. 4Dziś w cyklu Wieści z minionej niedzieli przytaczamy doniesienie sprzed 125 lat i próbujemy zrozumieć, jak to było możliwe, iż ludzie bali się bardziej igły niż śmierci.Ludziska niechętnie dają sobie szczepić W powiecie radzyńskim, gubernji siedleckiéj, szerzy się mocno ospa. We wsiach Lisiowólce, Ostrówkach, Worsach i Plancie zabiera ona nietylko dzieci, ale i starszych. Był już tam lekarz powiatowy, ale ludziska niechętnie dają sobie ospę szczepić, trzeba ich prawie gwałtem do tego przymuszać. Jedni boją się sprawiać dzieciom choćby najsłabszy ból przy szczepieniu, nie myśląc, iż ta chwilka zabezpieczy dzieci od daleko większych cierpień, kalectwa, a może i śmierci; drudzy nie chcą szczepić ospy dla jakichś przesądów.Właściciel wsi Przegalin Wielkich sprowadził do dworu lekarza felczera, którzy sprawdzili, czy wszyscy ludzie zamieszkali we dworze i na folwarku mają ospę szczepioną, i to skutecznie. Po zbadaniu znalazło się kilkadziesiąt osób, którym wypadło ospę zaszczepić, i lekarz zrobił to na koszt dworu.Sam właściciel majątku dał najpierw sobie zaszczepić, więc potém nikt już nie śmiał od tego się wykręcać. Gdyby teraz, broń Boże, i tam ospa przyszła, to już nie byłaby tak straszna jak gdzie indziej.Pacjent w szpitalu ospowym w Przemyślniku. 1963 r.; źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu, z zasobu: Archiwum Komitetu Wojewódzkiego PZPR we WrocławiuTak ospa pustoszyła wsieW 1900 roku właścicielem majątku w Przegalinie Wielkim był Władysław Szaniawski. Ziemianin był sędzią pokoju oraz wielkim miłośnikiem astronomii i poważanym badaczem. To najprawdopodobniej on podczas zarazy w 1900 roku sprowadził do wsi felczera i zorganizował akcję szczepień na własny koszt. Tego rodzaju inicjatywy prywatne były wówczas rzadkie, ale nie bez znaczenia. W sytuacji, gdy urzędowa służba zdrowia była niewydolna, to właśnie ziemianie, księża i nauczyciele odgrywali kluczową rolę w przekonywaniu ludności do szczepień.Ospa prawdziwa była jedną z najbardziej śmiercionośnych chorób zakaźnych w dziejach ludzkości. Zabijała miliony, a tych, których oszczędzała, często okaleczała na całe życie. Na ziemiach Królestwa Polskiego epidemie ospy powracały cyklicznie. W latach 1899-1901 na terenie guberni siedleckiej odnotowano jedną z silniejszych fal zachorowań. Z raportu Głównego Urzędu Statystycznego Cesarstwa Rosyjskiego wynika, iż w 1900 roku ospa wystąpiła w 39 powiatach Królestwa Polskiego, przy czym najwięcej przypadków zgłoszono właśnie w guberniach: lubelskiej, siedleckiej i radomskiej. W samym powiecie radzyńskim liczba zachorowań przekraczała 600 rocznie, z czego kilkadziesiąt przypadków kończyło się zgonem.Wsie takie jak Lisiowólka, Worsy czy Planta były wówczas niewielkimi, rolniczymi osadami – oddalonymi od większych ośrodków, z zabudową drewnianą, gęsto zaludnioną, bez dostępu do bieżącej wody i systemu sanitarnego. W takich warunkach ospa rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Choroba przenosiła się drogą kropelkową i przez kontakt z odzieżą, pościelą lub naczyniami chorego. Izolacja była praktycznie niemożliwa. Brak izolatoriów, szpitali wiejskich i wiedzy medycznej powodował, iż chorzy pozostawali w domach, zakażając resztę rodziny i sąsiadów. W miarę jak szerzyła się zaraza, mieszkańcy uciekali w pola, opuszczali wsie, chowali się w lasach – co tylko pogłębiało chaos.Władysław Szaniawski uchronił ludność folwarczną. Żył w latach 1861-1931; źródło: ziemianskie-historie.dobrzyca-muzeum.plO szczepieniach i przesądachPierwsze rozporządzenia dotyczące szczepień przeciw ospie w Królestwie Polskim wprowadzono już w 1810 roku, a potem kilkukrotnie nowelizowano. Władze carskie zarządziły szczepienia obowiązkowe, szczególnie dla dzieci i osób przyjmowanych do szkół, warsztatów i urzędów. Jednak – jak wskazuje Maria Łopatkowa w pracy „Zwalczanie ospy w Królestwie Polskim w XIX wieku” (1959) – skuteczność tych przepisów była ograniczona. Na prowincji brakowało lekarzy, a chłopstwo odnosiło się do szczepień z nieufnością. Przeszkodą nie były jedynie warunki organizacyjne (brak doktorów, złe drogi, rozproszone osady), ale przede wszystkim przesądy i głęboko zakorzeniony strach.Lęk przed szczepieniem był zjawiskiem powszechnym i dobrze udokumentowanym – zarówno w źródłach medycznych, jak i administracyjnych oraz etnograficznych. Dotykał niemal wszystkich warstw społecznych, ale szczególnie widoczny był wśród chłopstwa. Obowiązkowe szczepienia dzieci i młodzieży prowadzone były przez tzw. felczerów okręgowych, lekarzy powiatowych i akuszerki, ale często napotykały na opór rodzin. Z etnograficznych zapisków i relacji urzędowych wiadomo, iż chłopi obawiali się, iż szczepienie „zatrutej limfy” (czyli krowianki używanej w szczepionce) może „zepsuć krew”, „sprowadzić choroby”, a choćby „pozbawić duszy”. Wierzono też, iż „kłucie” dzieci jest grzechem, a szczepienie wbrew woli Bożej narusza porządek natury. Jak pisała Janina Bauman w artykule „Chłopi a szczepienia ochronne” (Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, 1971), takie przekonania nierzadko skutkowały ukrywaniem dzieci, ucieczkami z domów, a choćby fizycznym atakiem na felczerów i lekarzy.Strach silniejszy niż zarazaNie bez znaczenia były też realne problemy organizacyjne: brak sterylizacji narzędzi, nieprzygotowanie felczerów, używanie niesprawdzonych szczepionek – to wszystko powodowało, iż nieliczne przypadki powikłań rozdmuchiwano jako „dowód” na szkodliwość szczepień. Prasa ludowa próbowała edukować – tak jak Gazeta Świąteczna, która pisała w 1900 roku, iż „ta chwilka bólu zabezpieczy dzieci od daleko większych cierpień, kalectwa, a może i śmierci” – ale siła tradycji była często większa niż zaufanie do medycyny. Także Kościół katolicki przez długi czas nie zajmował jednoznacznego stanowiska wobec szczepień. Dopiero na początku XX wieku zaczęto promować je jako moralnie dopuszczalne i zgodne z obowiązkiem troski o zdrowie wspólnoty. Wcześniej jednak zdarzało się, iż lokalni księża, zgodnie z dominującymi przekonaniami parafian, powstrzymywali się od zachęcania do „kłucia dzieci”.Według danych zebranych przez lekarza Tytusa Chałubińskiego w końcu XIX wieku śmiertelność wśród nieszczepionych dzieci zakażonych ospą wynosiła od 20 do 40 procent. Dzieci, które przeżyły, często traciły wzrok, słuch, a niemal zawsze nosiły blizny na całe życie. U dorosłych ospa była równie groźna – z powodu wysokiej gorączki, zakażeń wtórnych i powikłań neurologicznych. Na podstawie raportów lekarzy powiatowych z guberni siedleckiej z lat 1895–1905 wiadomo, iż regularne szczepienia zmniejszały śmiertelność niemal pięciokrotnie, ale objęcie nimi wszystkich dzieci było praktycznie niemożliwe – z powodów zarówno logistycznych, jak i kulturowych. Dopiero po I wojnie światowej, w II Rzeczypospolitej, udało się znacząco ograniczyć zasięg ospy poprzez zorganizowaną, państwową akcję szczepień – a całkowita likwidacja choroby na świecie nastąpiła dopiero w 1980 roku.Prasa ludowa próbowała edukować – tak jak Gazeta Świąteczna, która pisała w 1900 roku, iż „ta chwilka bólu zabezpieczy dzieci od daleko większych cierpień, kalectwa, a może i śmierci” – ale siła tradycji była często większa niż zaufanie do medycynyWięcej tekstów z cyklu Wieści z minionej niedzieli:
Idź do oryginalnego materiału