REKLAMA
Wiedzą, iż spoczęła na nich ogromna odpowiedzialność?I najczęściej nie okazują, iż czują lęk.Przed czym?Przed tym, czy uda im się stanąć na wysokości zadania.Dlatego działają na pełnych obrotach.Remontują mieszkania, malują ściany, sprzątają garaże, kupują większe samochody, wybierają i montują foteliki dla dzieci. Przed narodzinami dziecka mocno skupiają się na czynnościach przygotowawczych. Robią co w ich mocy, aby poprawić komfort życia swojej rodziny.W tym działaniu może próbują zagłuszyć swój strach?W naszej kulturze nie ma miejsca na to, aby mężczyzna afiszował się tym, iż np. czuje niepokój przed tym, czy poradzi sobie w roli ojca, czy zdoła zaopiekować się partnerką, malutkim dzieckiem i utrzymać dom.Ma się sprawdzić i nie pokazywać, iż się boi. Znakomita większość mężczyzn tak właśnie funkcjonuje.
Tak w końcu zostali wychowani. Na ogarniaczy.To są od pokoleń utarte dla mężczyzn scenariusze. Ojciec ma zapewnić rodzinie byt i bezpieczeństwo. Nie może nawalić.W tym scenariuszu bycia "idealnym ogarniaczem" młodzi ojcowie mogą poczuć się wykluczeni i osamotnieni. Być może zatęsknią za czasami, kiedy wszytko było prostsze, a obowiązków znacznie mniej.Zostawanie ojcem/matką to oczywiście radość, ale też otwarcie się na nową życiową rolę powiązaną z ograniczeniami. Szczególnie jest to odczuwalne w pierwszych miesiącach życia dziecka.Młodzi rodzice doświadczają deprywacji podstawowych potrzeb biologicznych: niedosypiają, niedojadają, są w kołowrotku.To normalne i naturalne, iż pojawią się w tym czasie różne emocje.Chociażby poczucie bycia przytłoczonym. W tych trudnych momentach bardzo dużą rolę odgrywają rodzice młodych rodziców, którzy - o ile mówimy o w miarę zorganizowanej rodzinie - wprowadzają swoje dzieci w nowe role i mocny ich w tym wspierają.
No tak. Jak mówi afrykańskie przysłowie "potrzeba całej wioski, aby wychować dziecko".I dotyczy to też mężczyzn. Oni - tak samo jak młode mamy - potrzebują wsparcia, pomocy i zrozumienia. Mężczyźni nie na darmo mają swoje rytuały przejścia. Spotykają się na pępkowym w męskim, zaufanym gronie, po to, aby celebrować narodziny dziecka. Też po to, aby pożegnać się ze starą rolą i wejść w nową.
W naszej kulturze nie ma miejsca na to, aby mężczyzna afiszował się tym, iż np. czuje niepokój przed tym, czy poradzi sobie w roli ojca, czy zdoła zaopiekować się partnerką, malutkim dzieckiem i utrzymać dom. fot: shutterstock/Kati Finell
Złożenie własnego gniazda, narodziny dziecka, to może być - i często jest - piękne, życiowe wyzwanie.I to jest też taki moment w życiu, kiedy ostatecznie wychodzimy z rodziny pochodzenia. W naturalny sposób odbywa się to tak, iż matki wspierają córki, a ojcowie - o ile są obecni - synów. Nie narzucają się szczególnie, są wsparciem edukacyjno-emocjonalnym. Ojciec akceptuje wybory syna, rezygnuje z roli poradniczej, wchodzi w rolę dziadka. Dochodzi do ostatecznego przekazania władzy nowemu pokoleniu rodziców. Myślę, iż to jest istotny i najważniejszy etap stawania się rodzicem. Oczywiście, nie wszyscy tego doświadczą.Tak jak nie wszyscy młodzi ojcowie podołają i zaadoptują się do swojej nowej roli. Coś ich przerośnie.Wówczas mogą pojawić się epizody depresyjne albo negowanie tego, iż w ogóle zadziała się jakaś życiowa zmiana. Młody ojciec w takim kryzysie będzie usiłował funkcjonować dokładnie tak samo, jakby dziecka nie było.
Organizuje z kolegami kilkudniowe wyprawy rowerowe, zostaje w pracy po godzinach, choćby kiedy nie ma takiej potrzeby, zapisuje się na kurs spadochroniarstwa, itp.I jest zazdrosny o dziecko. Ma poczucie zdetronizowania, zejścia na dalszy plan, uważa, iż jest wykorzystywany, iż jest potrzebny tylko do tego, żeby przynieść pieniądze do domu, zrobić zakupy.To kryzys, czy brak gotowości do przyjęcia odpowiedzialności?Kryzys na krótki czas pojawi się u każdego człowieka wchodzącego w rolę rodzica. Kłopot zaczyna się w momencie, kiedy mężczyzna reaguje nadmiarowo.Co się wówczas dzieje?Taka klasyka to zachowywanie się tak, jakby dziecka nie było: imprezowanie, granie w gry, maksymalne angażowanie się w pracę, też pokazywanie partnerce swojej dominacji z racji bycia panem domu.Pojawią się używki, kochanka, czasami myśli samobójcze, odrzucenie dziecka, wypieranie się ojcostwa, przeświadczenie, iż nie jest się ojcem dziecka.
Przejawem nieprawidłowej adaptacji może też być nadmierne zaangażowanie się w opiekę nad dzieckiem, co może prowadzić do utraty pracy, albo do rezygnacji z pracy zawodowej, po to, aby całkowicie poświęcić się dziecku. To też poczucie winy wobec matki dziecka skutkujące nadmiernym wynagradzaniem uciążliwości macierzyństwa.Mało kto chce słyszeć o tym, iż młody ojciec ma np. depresję, albo całkowicie nie radzi sobie z nowymi obowiązkami. Rolą mężczyzny jest, aby jednak - i pomimo wszystko - zadbać o rodzinę. Kiedy tak się nie dzieje, jest w oczach innych nieudacznikiem, leniem, obibokiem.Społeczne oczekiwania wobec młodych ojców są uzasadnione. Powinien stanąć na wysokości zadania, aby rodzina przerwała. W tym temacie nie daje się mężczyznom taryfy ulgowej. Powinniśmy częściej zauważać, iż młodzi ojcowie, w tym swoim "dowożeniu" są bardzo osamotnieni.Ma być zrobione i już.A przecież często zdarza się tak, iż młody tata nie ma wokół siebie życzliwych ludzi, sieci wsparcia, która pozwoliłaby mu zamortyzować wyzwania i trudności związane z tym, iż stał się ojcem.W optymalnej sytuacji rodzina pochodzenia i najbliżsi przyjaciele wspierają mężczyznę w nowej roli, są obecni, pomocni. Kłopot często polega na tym, iż młodzi ojcowie znikąd nie mają wskazówek. Poczucie osamotnienia w takim momencie nasila lęk.A im bardziej oddalają się od rodziny, tym surowiej są oceniani przez innych?Najczęściej przez tych, którzy są w podobnej sytuacji.
Jak mam to rozumieć? Idzie młody ojciec z kolegą do baru, mówi, iż sobie nie radzi i zamiast wsparcia, słyszy, iż jest do niczego?To jest rodzaj ostracyzmu, taki sposób na podnoszenie swojej samooceny. Żeby wytknąć komuś, iż sobie nie radzi, trzeba sobie samemu też nie radzić. To klasyczna zagrywka, aby odwrócić uwagę od swoich problemów.Błędne koło. Nie radzę sobie, to wypunktuję koledze jego potknięcia.Wciąż nie potrafimy szczerze rozmawiać o tym, iż mężczyźni też mają potrzeby emocjonalne. Jeszcze do niedawna mężczyźni uważali, iż wstydem jest proszenie o pomoc.A teraz niby proszą o pomoc?Sięgają po nią w męski sposób.Czyli jak?Nie przyznają się nikomu, iż się czegoś boją. Rzucają się w wir działania. Jedni remontują mieszkania, inni uciekają w pasje.
Wszystko, aby nie usiąść i nie poczuć tego, co się naprawdę czuje w momencie, kiedy jest się już odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale i za dziecko.A to są naprawdę różne emocje. Dopiero od kilku, może kilkunastu lat, mamy taki kulturowy przekaz, iż ojcowie powinni być blisko dziecka: przytulać, przewijać, karmić, nosić w chuście, koić płacz, itd.20 lat temu, społecznie było jasne, iż mężczyzna działa na zewnątrz. Pracuje, dostarcza, buduje poczucie bezpieczeństwa finansowego rodziny, robi wszystko, aby dom funkcjonował i niczego w nim nie zabrakło. My jesteśmy w tych imperatywach wychowani. A teraz okazuje się, iż oprócz roli ogarniaczy, mamy kolejne zadanie: zadbać o emocjonalną stronę ojcostwa i wiedzieć, jak nawiązać głębokie relacje z dziećmi.Spore wyzwanie. Tym bardziej iż przez tysiące lat mężczyźni byli jednak wychowywani do walki. Nie do siedzenia w domu i lulania dzidziusia.Wciąż jest podobnie. Kobiety nie garną się do armii, do jednostek antyterrorystycznych, rzadko zostają saperkami. Z reguły wybierają zawody, w których nie muszą ryzykować swoim życiem.Na wojnę posyła się mężczyzn, bo są silni, a także dlatego, iż ich życie jest mniej cenne niż życie kobiet, jest słabiej wyceniane. Takie ewolucyjne przyzwolenie, nie rodzą dzieci, są łatwo zastępowalni.
Przez to może czują, iż muszą mieć grubą skórę. Na każdym froncie dawać sobie radę. Teraz, dodatkowo, w roli empatycznych, czułych i cierpliwych ojców.Sporo młodych ojców bardzo dobrze radzi sobie z tym wyzwaniem. Pomimo tego, iż nie mamy skryptów, scenariuszy pokazujących, jak mamy budować relacje z dziećmi na takich samych zasadach, jak robią to matki. Takie scenariusze dopiero się tworzą.
Po to jest czas narzeczeństwa, prowadzania się za rączkę, ślubu, wczesnego małżeństwa, aby wypracować między sobą wzorce komunikacji. To czas, kiedy trzeba się dograć, poznać w różnych odsłonach fot: shutterstock/New Africa
Pierwsze miesiące/lata rodzicielstwa to też test dla związku. Spotkałam wiele par, które w nadmiarze obowiązków zaczęły się licytować, kto więcej robi dla rodziny, kto się bardziej poświęca, komu i co należy się w zamian za oddanie.W dobrze i partnersko funkcjonującym związku każdy temat można między sobą dogadać, nie trzeba od razu ciosać sobie kołków na głowie, czynić wyrzutów, przerzucać się żalami i wzbudzać w partnerze poczucie winy. Zamiast tego można próbować otwarcie i prosto się komunikować.Poproszę o przykład.Powiedzieć: "Za dwa dni chcę wyjść z koleżanką na kawę, zostaniesz w domu z dziećmi?". Albo: "Nie mam problemów, z tym iż chcesz iść po pracy z kolegą na rower. Ustalmy, kiedy jest moje wychodne". Te tematy można między sobą ustalić i przegadać. Tak też to zwykle wygląda w zgranych parach.
Nie trzeba być w związku roszczeniowym/ą. O to chodzi?Nasze oczekiwania wobec partnera/ki wzrastają, kiedy zostajemy rodzicami. To oczywiste. Problem robi się w momencie, kiedy jedna z osób zaczyna myśleć, iż tylko jej punkt widzenia jest słuszny, iż ma np. prawo robić co chce, albo wymagać bez końca.I kiedy żądania nie zostaną zaspokojone, czy inaczej odczytane, karać partnera np. milczeniem, albo wpędzaniem w poczucie winy.Po to jest czas narzeczeństwa, prowadzania się za rączkę, ślubu, wczesnego małżeństwa, aby wypracować między sobą wzorce komunikacji. To czas, kiedy trzeba się dograć, poznać w różnych odsłonach, także tych, w których partnerzy nie okazali się idealni. Zauważyć i zaakceptować mocne i słabe strony partnera/ki.Tym bardziej iż pojawienie się dziecka na świecie nie sprawi, iż ktoś się zmieni.Nie. Pojawienie się dziecka na świecie nasili tylko cechy każdego z nas: tak te dobre, jak i te słabsze. Poważne kryzysy, które ludzie przechodzą po narodzinach dziecka, tak naprawdę są efektem wcześniejszych kłopotów, które były w relacji, a których - być może - parterzy nie chcieli zauważyć.Dr Tomasz Srebnicki jest doktorem nauk medycznych, psychologiem i certyfikowanym psychoterapeutą i superwizorem Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej, specjalistą psychoterapii dzieci i młodzieży. Pracuje w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i w Centrum CBT. Autor i współautor kilku książek, m.in.: "Cyfrowe dzieci. Sztuka skutecznego porozumiewania się z dziećmi", "Niezwykły rodzic. Poradnik dla rodziców" (wydawnictwo Zwierciadło).